Выбрать главу

Joan czasem fantazjowała, że pakuje się, zabiera dzieci i udaje się do jednego ze schronisk dla maltretowanych kobiet. I co wtedy? Marzyła, że mogłaby być świadkiem koronnym na procesie Doma – bo z pewnością sporo o nim wiedziała – ale wtedy nie pomógłby jej nawet program ochrony świadków. Na pewno by ich znalazł.

Był tego rodzaju człowiekiem.

Wysiadła z samochodu. Szła trochę niepewnie, ale przywykła do tego. Joan Rochester skierowała się do drzwi frontowych. Otworzyła je i weszła do środka. Odwróciła się, żeby zamknąć za sobą drzwi. Kiedy znów się odwróciła, Dominick stał przed nią.

Joan przycisnęła dłoń do piersi.

– Przestraszyłeś mnie.

Zrobił krok ku niej. Przez moment myślała, że chce ją objąć. Jednak nie. Lekko ugiął kolana. Zacisnął prawą pięść. Zamachnął się, wyprowadzając cios z biodra. Uderzył ją w okolice nerki.

Joan otworzyła usta w bezgłośnym krzyku. Ugięły się pod nią kolana. Osunęła się na podłogę. Dominick złapał ją za włosy. Poderwał i zamachnął się. Ponownie uderzył ją w plecy, tym razem mocniej.

Opadła bezwładnie jak worek z piaskiem.

– Powiesz mi, gdzie jest Katie – rzekł Dominick. Znów ją uderzył.

Myron siedział w samochodzie, rozmawiając przez telefon z Wheatem Mansonem – z którym dzielił pokój, gdy uczęszczał do Duke, i który teraz zajmował się rekrutacją jako prodziekan – gdy ponownie zauważył, że jest śledzony.

Wheat Manson był szybkim środkowym rozgrywającym, wychowanym w kiepskiej dzielnicy Atlanty. Spodobało mu się w Durham w Karolinie Północnej i nigdy nie wrócił w rodzinne strony. Dwaj starzy przyjaciele wymienili krótkie uprzejmości, po czym Myron przeszedł do rzeczy.

– Muszę zadać ci trochę dziwne pytanie – powiedział.

– Pytaj.

– Tylko się nie obraź.

– No to nie zadawaj mi obraźliwych pytań – rzekł Wheat.

– Czy Aimee Biel została przyjęta dzięki mnie? Wheat jęknął.

– O nie, nie zadałeś mi tego pytania.

– Muszę wiedzieć.

– O nie, nie zadałeś mi tego pytania.

– Posłuchaj, zapomnij o tym na moment. Chcę, żebyś przefaksował mi dwa arkusze ocen. Jeden Aimee Biel, drugi Rogera Changa.

– Czyj?

– To inny uczeń liceum w Livingston.

– Niech zgadnę. Roger się nie dostał.

– Miał lepsze oceny, lepsze wyniki testów…

– Myronie?

– Co?

– Nie będziemy się w to wgłębiać. Rozumiesz? To poufne informacje. Nie prześlę ci tych arkuszy ocen. Nie będę z tobą dyskutował o kandydatach. Przypomnę ci, że przyjęcie na uczelnię to nie kwestia ocen czy wyników testów. Bierze się pod uwagę również inne czynniki. Jako dwaj faceci, którzy dostali się bardziej dzięki umiejętności wrzucania piłki w metalową obręcz niż dzięki stopniom i wynikom testów, powinniśmy to rozumieć lepiej niż inni. A teraz, tylko lekko obrażony, powiem ci „do widzenia”.

– Zaczekaj chwilkę.

– Nie przefaksuję ci tych ocen.

– Nie musisz. Powiem ci coś o tym dwojgu kandydatów. Chcę tylko, żebyś sprawdził to w swoim komputerze i powiedział mi, czy mam rację.

– O czym, do diabła, mówisz?

– Zaufaj mi, Wheat. Nie proszę cię o informacje. Proszę tylko, żebyś mi coś potwierdził.

Wheat westchnął.

– W tej chwili jestem poza dziekanatem.

– Zatem zrób to, kiedy będziesz mógł.

– Co mam ci potwierdzić?

Myron powiedział mu. Gdy to robił, zauważył, że jakiś samochód jedzie za nim, od kiedy opuścił Riker Hilclass="underline"

– Zrobisz to dla mnie?

– Jesteś jak wrzód na dupie, wiesz?

– Zawsze byłem.

– Taak, ale kiedyś miałeś niezłe wybicie i strzał z wyskoku. Co masz teraz?

– Surowy zwierzęcy magnetyzm i nieziemską charyzmę?

– Powiem krótko: wyłączam się.

Zrobił to. Myron wyjął słuchawkę z ucha. Tamten samochód wciąż jechał za nim w odległości około sześćdziesięciu metrów.

Czemu dzisiaj wciąż ktoś za nim jeździ? W dawnych czasach adoratorzy przysyłali kwiaty lub czekoladki. Myron marzył o krótkim spotkaniu, ale nie miał na to czasu. Samochód jechał za nim od Riker Hill. To oznaczało, że zapewne znowu śledzi go jakiś goryl Rochestera. Myron rozważył to. Jeśli Rochester posłał za nim swojego człowieka, to prawdopodobnie wiedział, że Myron spotkał się z jego żoną. Myron zastanawiał się, czy zadzwonić do Joan Rochester i zawiadomić ją o tym, ale zdecydował, że nie. Jak mówiła Joan, była z Rochesterem od dawna. Będzie wiedziała, jak sobie poradzić.

Jechał Northfield Avenue w kierunku centrum Nowego Jorku. Nie miał na to czasu, ale musiał jak najszybciej pozbyć się ogona. Na filmach wcisnąłby gaz do dechy albo gwałtownie zmienił kierunek jazdy. W prawdziwym życiu nie robi się takich rzeczy, szczególnie jeśli musisz szybko gdzieś dotrzeć i nie chcesz zwracać na siebie uwagi glin.

Jednak były inne sposoby.

Nauczyciel i sprzedawca ze sklepu muzycznego Drew Van Dyne mieszkał niedaleko, w West Orange. Zorra powinna już być na miejscu. Myron wyjął telefon komórkowy i zadzwonił. Zorra odebrała po pierwszym sygnale.

– Cześć, marzenie ty moje – powiedziała.

– Zakładam, że wokół domu Van Dyne’a nic się nie dzieje.

– Słusznie zakładasz, marzenie ty moje. Zorra tylko siedzi i siedzi. To takie nudne dla Zorry.

Zorra zawsze mówiła o sobie w trzeciej osobie. Miała niski głos, wyraźny cudzoziemski akcent i sporo flegmy w gardle. Wydobywające się z niego dźwięki nie były przyjemne.

– Jeździ za mną jakiś samochód – powiedział Myron.

– I Zorra może pomóc?

– Och tak – odparł Myron. – Zorra zdecydowanie może pomóc.

Wyjaśnił swój plan, który był zatrważająco prosty. Zorra roześmiała się i zaczęła kaszleć.

– Podoba się Zorrze? – zapytał Myron, mimowolnie ją naśladując, jak zwykle kiedy z nią rozmawiał.

– Podoba. Bardzo jej się podoba.

Ponieważ potrzebowała kilku minut na przygotowania, Myron przez chwilę jeździł po okolicy. Potem skręcił w prawo w Pleasant Valley Way. Przed sobą zobaczył Zorrę stojącą przy pizzerii. Miała na głowie tę swoją blond perukę z lat trzydziestych, paliła papierosa w lufce i wyglądała jak Veronica Lakę na ciężkim kacu, gdyby Veronica Lakę miała metr osiemdziesiąt wzrostu, popołudniową szczecinę Homera Simpsona i była brzydka jak noc.

Zorra mrugnęła do przejeżdżającego Myrona i nieznacznie podniosła nogę. Myron wiedział, co kryje się w obcasie buta. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, o mało nie rozpłatała mu piersi ukrytym tam ostrzem. Win darował jej życie, co bardzo zdziwiło Myrona. Teraz byli kumplami. Esperanza porównywała to do nagłej przemiany sławnego „złego” zapaśnika w „dobrego”.

Myron włączył lewy kierunkowskaz i zjechał na bok, dwie przecznice za pizzerią i Zorrą. Opuścił szybę w oknie, żeby lepiej słyszeć. Zorra stała przy wolnym miejscu parkingowym, co wyglądało zupełnie naturalnie. Śledzący Myrona człowiek zatrzymał się tam i czekał. Oczywiście, mógł zaparkować w jakimś innym miejscu. Zorra była na to przygotowana.