Выбрать главу

– Agencje – powtórzył Myron. – Liczba mnoga? Wielka Cyndi skinęła głową.

– Chyba sześć lub siedem różnych. Pamięta pan, że kilka lat temu przy Czterdziestej Drugiej Ulicy było pełno burdeli?

– Tak.

– Jak pan myśli, gdzie się podziały, kiedy je stamtąd wyrzucili?

Myron spojrzał na salon manicure.

– Tutaj?

– Tu, tam, wszędzie. Nie można zlikwidować bajzli, panie Bolitar. One zawsze przenoszą się w inne miejsce.

– I to jest to nowe miejsce?

– Jedno z wielu. Tu, w tym budynku, mieszczą się wyspecjalizowane kluby zaspokajające najrozmaitsze upodobania.

– Takie jak…?

– Niech pomyślę. Jeśli lubi pan blond piękności, idzie pan do Złotowłosej. Na pierwszym piętrze, na końcu po prawej. Jeżeli woli pan czarnoskórych mężczyzn, wchodzi pan na ostatnie piętro, do lokalu o nazwie – pewnie się to panu spodoba, panie Bolitar – Malcolm Sex.

Myron spojrzał na Wina. Ten wzruszył ramionami. Wielka Cyndi kontynuowała z werwą dobrego przewodnika:

– Ludzie o azjatyckich upodobaniach zaspokoją je w Klubie Wesołego Ssania, a…

– Taak – przerwał Myron – chyba już mam pełny obraz. Zatem jak mam tam wejść i znaleźć Katie Rochester?

Wielka Cyndi zastanawiała się chwilę.

– Mogę udawać kandydatkę do pracy.

– Przepraszam?

Wielka Cyndi oparła swe potężne pięści na biodrach. To oznaczało, że znalazły się w sporej odległości od siebie.

– Nie wszystkich mężczyzn pociągają małe kobietki, panie Bolitar.

Myron zamknął oczy i pomasował nasadę nosa.

– No tak, w porządku, być może. Jeszcze jakieś pomysły? Win cierpliwie czekał. Myron zawsze sądził, że Win nie będzie tolerował Wielkiej Cyndi, lecz przyjaciel już przed laty zaskoczył go. „Jednym z naszych najgorszych i najbardziej rozpowszechnionych uprzedzeń jest niechęć do dużych kobiet. Nigdy, przenigdy, nie potrafimy dostrzec przez to uprzedzenie prawdy”. Miał rację. Myron był głęboko zawstydzony, kiedy Win mu to uzmysłowił. Od tej chwili zaczął traktować Wielką Cyndi tak jak powinien – jak wszystkich innych. A to strasznie ją wkurzało. Pewnego razu, kiedy uśmiechnął się do niej, klepnęła go w ramię – tak mocno, że przez dwa dni nie mógł ruszyć ręką – i krzyknęła: „Niech pan przestanie!”.

– Może powinniście spróbować prostszego sposobu – rzekł Win. – Ja zostanę tutaj. Miej włączony telefon. Razem z Wielką Cyndi spróbuj dostać się do środka.

Wielka Cyndi skinęła głową.

– Możemy udawać parę szukającą zabawy we troje. Myron już miał coś powiedzieć, gdy Wielka Cyndi dodała:

– Żartowałam.

– Wiedziałem.

Uniosła lśniącą brew i pochyliła się nad nim. Góra przyszła do Mahometa.

– Teraz jednak, gdy zasiałam ziarno erotycznego zwątpienia, panie Bolitar, może małe kobietki panu nie wystarczą.

– Jakoś się z tym pogodzę. Chodźmy.

Myron pierwszy przeszedł przez drzwi. Stojący przy nich czarny mężczyzna w supermodnych okularach zatrzymał go. Miał słuchawkę w uchu, jak agent Secret Service. Pobieżnie obszukał Myrona.

– Człowieku – powiedział Myron – tyle zachodu z powodu manicure’u?

Bramkarz zabrał mu telefon komórkowy.

– Nie pozwalamy robić zdjęć – powiedział.

– Ta komórka nie ma takiej opcji.

Czarny uśmiechnął się.

– Dostanie ją pan przy wyjściu.

Uśmiechał się, gdy Wielka Cyndi wypełniła drzwi. Wtedy uśmiech zgasł, przechodząc w coś, co przypominało grymas przerażenia. Wielka Cyndi weszła, nisko pochylając głowę, jak olbrzym wkraczający do domku dla lalek. Wyprostowała się, przeciągnęła i stanęła w lekkim rozkroku. Biała lycra zapiszczała z bólu. Wielka Cyndi mrugnęła do czarnoskórego.

– Obszukaj mnie, chłopcze – powiedziała. – Mam broń. Kostium przylegał do niej jak druga skóra. Jeśli Wielka Cyndi rzeczywiście miała broń, to bramkarz nie chciał wiedzieć gdzie.

– W porządku, proszę pani. Proszę wejść.

Myron znów pomyślał o tym, co powiedział Win o tym bardzo rozpowszechnionym uprzedzeniu. W tych słowach było coś osobistego, ale kiedy Myron próbował go pociągnąć za język, Win zamknął dyskusję. Jednak, mniej więcej przed czterema laty, Esperanza chciała, żeby Wielka Cyndi poprowadziła sprawy kilku klientów. Poza Myronem i Esperanzą była w Rep MB najdłużej. Tak więc wydawało się, że ma to sens. Jednak Myron wiedział, że to będzie katastrofa. I była. Żaden z klientów Wielkiej Cyndi nie był zadowolony. Składali to na karb jej dziwacznego ubioru, makijażu i sposobu mówienia (lubiła powarkiwać), ale nawet gdyby wyzbyła się tego wszystkiego, czy to by coś zmieniło?

Czarnoskóry przycisnął dłoń do ucha. Ktoś do niego mówił. Położył dłoń na ramieniu Myrona.

– Czym mogę panu służyć?

Myron postanowił rozegrać to jak najprościej.

– Szukam kobiety, która nazywa się Katie Rochester.

– Nie ma tu nikogo takiego.

– Ależ jest – rzekł Myron. – Weszła przez te drzwi dwadzieścia minut temu.

Czarnoskóry mężczyzna zrobił krok w jego kierunku.

– Nazywasz mnie kłamcą?

Myron miał ochotę kopnąć go kolanem w krocze, ale to nic by mu nie dało.

– Posłuchaj, możemy odegrać tu cały spektakl pod tytułem „dwaj macho”, ale jaki miałoby to sens? Ja wiem, że ona tu weszła. Wiem, dlaczego się ukrywa. Nie chcę zrobić jej krzywdy. Możemy to rozegrać na dwa sposoby. Pierwszy, ona porozmawia ze mną przez chwilę i na tym koniec. Nikomu nie powiem, gdzie się ukryła. Drugi sposób… No cóż, na zewnątrz mam kilku ludzi. Wyrzucicie mnie stąd, to zadzwonię do jej ojca. On sprowadzi tu jeszcze kilku. Zrobi się nieprzyjemnie. Nikt z nas tego nie potrzebuje. Chcę tylko porozmawiać.

Czarnoskóry nie odzywał się.

– Jeszcze jedno – dodał Myron. – Jeśli ona się obawia, że pracuję dla jej ojca, zapytajcie ją, czy gdyby jej ojciec wiedział, że ona tu jest, czy byłby taki subtelny?

Bramkarz nadal się zastanawiał.

Myron rozłożył ręce.

– Jestem na waszym terenie. Jestem nieuzbrojony. Co mogę wam zrobić?

Tamten czekał jeszcze przez sekundę. Potem powiedział:

– Skończył pan?

– Ponadto może będziemy również zainteresowani zabawą we troje – wtrąciła Wielka Cyndi.

Myron uciszył ją spojrzeniem. Wzruszyła ramionami i zamilkła.

– Zaczekajcie tu.

Mężczyzna skierował się do stalowych drzwi. Zapiszczały. Facet otworzył je i wszedł do środka. Nie było go około pięciu minut. Do pokoju wszedł jakiś łysol w okularach. Był wyraźnie nieswój. Wielka Cyndi spojrzała na niego kokieteryjnie. Oblizała wargi. Wypięła piersi jak balony. Myron potrząsnął głową, obawiając się, że Wielka Cyndi zaraz padnie na kolana i odegra nie wiadomo co, ale na szczęście drzwi znów się otworzyły. Czarnoskóry w okularach wystawił głowę.

– Niech pan idzie ze mną – rzekł, wskazując na Myrona. Obrócił się do Wielkiej Cyndi. – Sam.