Nie spodobało jej się to. Myron posłał jej uspokajające spojrzenie i wszedł do drugiego pokoju. Stalowe drzwi zamknęły się za nim. Myron rozejrzał się i mruknął:
– Oho.
Było ich czterech. Różnego wzrostu. Z mnóstwem tatuaży. Jedni się uśmiechali. Inni się krzywili. Wszyscy nosili dżinsy i czarne koszulki. Żaden nie był dobrze ogolony. Myron starał się domyślić, który z nich jest przywódcą. Większość ludzi mylnie uważa, że w starciu z przeważającym liczebnie przeciwnikiem należy szukać najsłabszego ogniwa. To błąd. Ponadto, jeśli faceci są naprawdę dobrzy, nie ma to żadnego znaczenia.
Czterech na jednego w niewielkiej przestrzeni. Jesteś załatwiony.
Myron wybrał tego, który stał bliżej niż pozostali. Facet był ciemnowłosy i mniej więcej pasował do opisu chłoptasia Katie Rochester, podanego przez Wina i Ednę Skylar. Myron spojrzał mu w oczy.
– Zgłupiałeś czy co? – zapytał
Ciemnowłosy zmarszczył brwi, zaskoczony i urażony.
– Do mnie mówisz?
– Jeśli powiem: „Tak, do ciebie” to będzie koniec dyskusji, czy też powtórzysz to albo powiesz: „Lepiej, żebyś tak do mnie nie mówił”? Ponieważ naprawdę obaj nie mamy czasu na takie głupoty.
Ciemnowłosy uśmiechnął się.
– Kiedy rozmawiałeś z moim przyjacielem przed drzwiami, zapomniałeś o trzeciej możliwości.
– Jakiej?
– Trzecia możliwość. – Pokazał mu trzy palce, na wypadek gdyby Myron nie znał słowa „trzy”. – Możemy zadbać o to, żebyś nic nie powiedział jej ojcu.
Uśmiechnął się. Pozostali trzej też się uśmiechnęli. Myron rozłożył ręce.
– Jak?
Tamten znów zmarszczył brwi.
– Co jak?
– Jak chcecie to zrobić? – Myron rozejrzał się. – Chcecie się na mnie rzucić, taki macie plan? No i co dalej? Żeby mnie uciszyć, musielibyście mnie zabić. Chcecie posunąć się tak daleko? A co z moją śliczną partnerką za drzwiami? Ją również chcecie zabić? A co z moimi pozostałymi współpracownikami – Myron pozwolił sobie na lekką przesadę, używając liczby mnogiej – którzy czekają na zewnątrz? Ich też zamierzacie pozabijać? A może chcecie, sam nie wiem, pobić mnie, żeby dać mi nauczkę? Jeśli tak, to jestem kiepskim uczniem. Takie podejście na mnie nie działa. Poza tym patrzę teraz na was i zapamiętuję wasze twarze, więc jeśli mnie zaatakujecie, to lepiej postarajcie się mnie zabić, bo jeśli nie, to dopadnę was, kiedy będziecie spali, jednego po drugim, zwiążę, obleję naftą krocza i podpalę.
Myron Bolitar, Mistrz Melodramatu. Mierzył ich wzrokiem, przenosząc spojrzenie od jednej twarzy do drugiej.
– I to ma być ta trzecia możliwość? – zapytał.
Jeden z nich niespokojnie szurnął nogą. Dobry znak. Drugi zerknął na trzeciego. Ciemnowłosy miał na ustach coś w rodzaju uśmiechu. Ktoś zapukał do drzwi na drugim końcu pokoju. Ciemnowłosy uchylił je, zamienił z kimś kilka słów, zamknął drzwi i znów odwrócił się do Myrona.
– Dobry jesteś – powiedział.
Myron nie odzywał się.
– Tędy.
Ciemnowłosy otworzył drzwi i wskazał mu drogę. Myron przeszedł przez nie do pokoju o czerwonych ścianach. Wisiały na nich zdjęcia pornograficzne i plakaty filmów dla dorosłych. Była tam kanapa obita czarną skórą, dwa składane krzesła i lampa. A na kanapie, przestraszona, lecz cała i zdrowa, siedziała Katie Rochester we własnej osobie.
Rozdział 43
Edna Skylar miała rację, pomyślał Myron. Katie Rochester wyglądała na starszą, jakby doroślejszą. Bawiła się trzymanym w palcach papierosem, ale nie zapalała go.
Ciemnowłosy mężczyzna wyciągnął rękę.
– Jestem Rufus.
– Myron.
Uścisnęli sobie dłonie. Rufus usiadł na kanapie obok Katie. Wyjął jej z ręki papierosa.
– Nie możesz palić w twoim stanie, kochanie – powiedział.
Potem włożył sobie papierosa do ust, zapalił, położył nogi na ławie i wypuścił długą smugę dymu. Myron nie usiadł.
– Jak mnie pan znalazł? – spytała, Katie Rochester.
– To nieważne.
– Ta kobieta, która zobaczyła mnie w metrze. Ona coś panu powiedziała, prawda?
Myron nie odpowiedział.
– Niech to szlag. – Katie pokręciła głową i położyła rękę na udzie Rufusa. – Teraz będziemy musieli znaleźć inne miejsce.
– I co – rzekł Myron, wskazując na plakat nagiej kobiety z rozłożonymi nogami – porzucić to wszystko?
– To wcale nie jest śmieszne – rzekł Rufus. – To wszystko twoja wina, człowieku.
– Muszę wiedzieć, gdzie jest Aimee Biel.
– Już mówiłam przez telefon – powiedziała. – Nie wiem.
– Zdajesz sobie sprawę, że ona też zaginęła?
– Ja nie zaginęłam, ja uciekłam. Sama tego chciałam.
– Jesteś w ciąży.
– Zgadza się.
– Aimee Biel też.
– I co?
– To, że obie jesteście w ciąży, obie z tej samej szkoły, obie zaginęłyście albo uciekłyście…
– Co roku milion dziewczyn w ciąży ucieka z domu.
– I wszystkie korzystają z tego samego bankomatu?
Katie Rochester poderwała się.
– Co?
– Zanim uciekłaś, korzystałaś z bankomatu…
– Korzystałam z wielu bankomatów – powiedziała. – Potrzebowałam pieniędzy, żeby zwiać.
– A co, Rufus nie może cię utrzymać?
– Idź do diabła, człowieku – rzekł Rufus.
– To były moje pieniądze – powiedziała Katie.
– W którym jesteś miesiącu?
– To nie pański interes. To wszystko nie pański interes.
– Ostatni bankomat, z którego korzystałaś, to ten Citi-banku przy Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy.
– Co z tego?
Przy każdej odpowiedzi Katie sprawiała wrażenie młodszej i bardziej nabzdyczonej.
– Ostatnim, z którego Aimee Biel korzystała przed swoim zniknięciem, był ten sam bankomat Citi-banku przy Pięćdziesiątej Drugiej Ulicy.
Teraz Katie wyglądała na szczerze zdziwioną. Nie udawała. Nic nie wiedziała. Powoli obróciła głowę i spojrzała na Rufusa. Zmrużył oczy.
– Hej – powiedział. – Nie patrz tak na mnie.
– Rufus, czy ty…?
– Czyja co?
Rufus rzucił papierosa na podłogę i zerwał się na równe nogi. Podniósł rękę, jakby chciał ją spoliczkować. Myron wsunął się między nich. Rufus znieruchomiał, uśmiechnął się i podniósł ręce w udawanym geście poddania.
– W porządku, mała.
– O czym ona mówiła? – spytał Myron.
– O niczym ważnym. – Rufus spojrzał na nią. – Przepraszam, mała. Wiesz, że nigdy bym cię nie uderzył, no nie?
Katie nic nie powiedziała. Myron próbował coś wyczytać z jej twarzy. Nie kuliła się, ale było w niej coś, co widział u jej matki.
Myron pochylił się i spojrzał jej w oczy.
– Czy chcesz, żebym cię stąd zabrał? – zapytał.
– Co? – Katie podniosła głowę. – Nie, oczywiście, że nie. My się kochamy.
Myron znów przyjrzał się jej, szukając oznak strachu. Nie znalazł.