Выбрать главу

Fakt, że elektrownia wciąż wyglądała na nieczynną, stanowił pewien minus w szczytnym planie Lawlera. Co teraz? Pójść i porozmawiać z nimi? Wygłosić tę małą, kwiecistą mówkę, naoliwić Skrzelowców szlachetną retoryką, przedstawić plan, który powstał w wyniku nocnych przemyśleń, nim świt okradnie je z jakiejkolwiek wiarygodności?

— W imieniu całej społeczności wyspy Sorve ja, który, jak wiecie, jestem synem ukochanego zmarłego doktora Lawlera, który służył wam tak dobrze w czasie strasznej epidemii, chciałbym pogratulować wam z okazji bliskiego ukończenia waszego pomysłowego i wspaniale dobroczynnego…

— Nawet jeśli realizacja tego wspaniałego marzenia oddali się jeszcze o kilka dni, w imieniu całej ludzkiej społeczności wyspy Sorve pragnę wyrazić naszą najgłębszą radość z powodu korzystnych zmian, jakie nieuchronnie nastąpią na wyspie, którą wspólnie zamieszkujemy, kiedy nareszcie uda się…

— Wielka radość, jaką w naszej społeczności budzi historyczne osiągnięcie, które niebawem…

Dosyć, pomyślał i ruszył w stronę cypla elektrowni.

W miarę jak podchodził do elektrowni, starał się robić dużo hałasu: kaszlał, klaskał w dłonie i gwizdał. Skrzelowcy nie lubili, gdy ludzie pojawiali się nieoczekiwanie.

Był jeszcze około piętnaście metrów od elektrowni, kiedy zobaczył dwóch Skrzelowców, którzy wyszli mu naprzeciw, w charakterystyczny sposób szurając nogami.

W ciemności wyglądali jak olbrzymy. Unosili się wysoko ponad nim, pozornie bezkształtni, a ich małe żółte oczka lśniły jak latarnie w niewielkich głowach.

Lawler powoli i dokładnie wykonał gest powitania, tak aby nie pozostawić żadnych wątpliwości co do swych przyjaznych zamiarów.

Jeden ze Skrzelowców odpowiedział przeciągłym prychnięciem, które brzmiało jak wrrr — i wcale nie było przyjazne.

Skrzelowcy to duże, dwunożne stworzenia o wysokości dwóch i pół metra, pokryte grubymi warstwami gumowatej, czarnej szczeciny, zwisającej gęstymi i zmierzwionymi kudłami. Ich groteskowo małe, stożkowate główki były osadzone na szczycie ogromnych barków i od tego miejsca ich torsy przechodziły w masywne, otyłe, niezdarne ciała. Ludzie uważali, że ich mózgi muszą się mieścić w tych ogromnych piersiach wraz z sercem i płucami. Z pewnością nie zmieściłyby się w tych niewielkich czaszkach.

Bardzo możliwe, że Skrzelowcy byli kiedyś ssakami morskimi. Świadczył o tym ich niezdarny sposób poruszania się na lądzie i wdzięk, z jakim pływały w wodzie. Spędzali w morzu prawie tyle czasu, co na lądzie. Kiedyś Lawler widział, jak jeden ze Skrzelowców nie wynurzając się przepłynął zatokę od końca do końca, co trwało prawie dwadzieścia minut. Ich nogi, krótkie i krępe, były z pewnością zaadaptowanymi płetwami. Ich ręce również przypominały płetwy — krótkie, mocne, niewielkie kończyny, które zawsze trzymali blisko tułowia. Dłonie, wyposażone w trzy długie palce i przeciwstawny kciuk, były nadzwyczaj szerokie i układały się w naturalny sposób w głębokie kielichy przystosowane do odpychania dużych objętości wody.

Przodkowie tych istot miliony lat temu, w jakimś nieprawdopodobnym i zadziwiającym akcie powtórnego samookreślenia się, wyszli z morza i zbudowali dla siebie domy — wyspy utkane z materiałów morskiego pochodzenia i zabezpieczone wymyślnymi barykadami przed nieustannymi falami przypływów, które otaczały ich planetę. Wciąż jednak pozostawali tworami morza.

Lawler podszedł do Skrzelowców tak blisko, jak mu starczyło odwagi, i dał im znak: Jestem-Lawler-lekarz.

Skrzelowcy wydawali dźwięki przyciskając ramiona do boków i wypychając powietrze przez umiejscowione w klatkach piersiowych głębokie otwory w kształcie skrzeli. Wytwarzali w ten sposób przeciągłe dźwięki przypominające muzykę organów. Ludzie nigdy nie nauczyli się języka Skrzelowców ani też Skrzelowcy nie okazali najmniejszej ochoty nauczenia się ludzkiej mowy. Jednak potrzebowali jakiegoś sposobu porozumiewania się ze sobą. Z czasem powstał język migowy. Skrzelowcy mówili do ludzi po swojemu, ludzie odpowiadali znakami.

Skrzelowiec, który odezwał się przedtem, prychnął ponownie, dodając szczególnie wrogie sapnięcie. Podniósł w górę płetwy, co Lawler odebrał jako postawę wyrażającą gniew. Nie, nie gniew: pasję. Krańcową furię.

Hej, pomyślał Lawler. Co się dzieje? Co ja zrobiłem?

Nie było wątpliwości, że Skrzelowiec był wściekły. Teraz zaczął pocierać płetwami o boki, co najwyraźniej miało oznaczać: Odejdź! Znikaj! Zabierz stąd szybko swój tytek.

Zmieszany Lawler zasygnalizował: Nie chcę przeszkadzać, przyszedłem pertraktować.

Znów parsknięcie, głośniejsze, głębsze. Odbite od poszycia ścieżki, zmieniło się w drganie, które Lawler poczuł w podeszwach stóp.

Bywało, że Skrzelowcy zabijali istoty ludzkie, które ich denerwowały lub nawet takie, które ich nie denerwowały — kłopotliwa, przypadkowa skłonność do nadużywania siły. Zwykle wydawało się to niezamierzone — jakieś poirytowane machnięcie płetwą, szybkie, pogardliwe kopnięcie lub bezmyślne stratowanie. Były bardzo duże, bardzo silne i wydawały się nie rozumieć albo nie dbać o to, że ciała ludzkie są tak kruche.

Drugi ze Skrzelowców, większy, zrobił krok lub dwa w kierunku Lawlera. Jego oddech nadpłynął z ciężką, sapiącą, nietowarzyską intensywnością. Rzucił Lawlerowi spojrzenie, które ten odczytał jako pełne rezerwy i roztargnionej wrogości.

Lawler zasygnalizował zdziwienie i konsternację. Potem Znowu przyjaźń. Następnie gotowość do rozmów. c Oczy pierwszego Skrzelowca bezsprzecznie płonęły gniewem.

— Precz. Dalej. Odejdź.

Nie było wątpliwości. Wszelkie dalsze próby pokojowych dyskusji były bezcelowe. Najwyraźniej nie chcieli go widzieć w pobliżu elektrowni.

W porządku, pomyślał. Niech będzie po waszemu.

Nigdy dotąd Skrzelowcy nie potraktowali go w ten sposób — lecz przypominać im teraz, że jest ich przyjacielem, lekarzem z wyspy, lub że jego ojciec bardzo im kiedyś pomógł, byłoby niebezpiecznym idiotyzmem. Jedno machnięcie płetwą mogłoby go wrzucić w wody zatoki ze złamanym kręgosłupem.

Wycofał się więc, pilnie ich obserwując, zdecydowany skoczyć do wody, gdyby zrobili jakiś groźny ruch w jego kierunku.

Jednak Skrzelowcy stali w miejscu, groźnym wzrokiem patrząc, jak wynosi się chyłkiem. Gdy powrócił na główną ścieżkę, odwrócili się i weszli do swojego budynku.