Móri wyjął kawałek złożonego czarnego aksamitu i rozwinął go. Zalśniły szafiry.
Umysł księżnej nie był w stanie przyjąć informacji, odmówił pracy.
Nie mogła zebrać myśli.
Co tam leży, dlaczego on mi to pokazuje? Coś błyszczy, migoce, nie potrafię zrozumieć, co to jest, wiem, jak to się nazywa, ale nie mogę sobie przypomnieć…
Powoli jednak zaczęło do niej docierać, co widzi.
Miała wrażenie, że wokół serca zaciska jej się żelazna obręcz. Czuła, że na twarz występują jej rumieńce, wciąż jednak nie mogła sformułować żadnej myśli, tym bardziej czegokolwiek powiedzieć.
Tamci czekali.
Nagle pokój wokół niej się zakołysał, zakręciło jej się w głowie. Tajemniczy obcy prędko odłożył zawiniątko na stół i mocno pochylił jej głowę.
Zaczęła myśleć jaśniej. Wyprostowała się i głęboko odetchnęła.
– Czego chcecie? – szepnęła ledwie słyszalnie.
– Dowiedzieć się, dlaczego jedno z nas jest prześladowane, dlaczego wciąż musi walczyć w obronie życia – wtrącił się Erling.
– W obronie życia? – powtórzyła przerażona Theresa.
– Proszę się rozejrzeć, księżno – poprosił Móri. – Przyjrzeć się swoim gościom.
Zdumiona ledwie zdołała oderwać wzrok od fascynujących oczu Móriego. Czego oni ode mnie chcą? Przyjrzeć się gościom? Po co? Widzę, że ten człowiek jest niesamowity, prawdopodobnie drugiego takiego nie ma na świecie, ale co to ma znaczyć? Jaki on ma związek ze mną?
Przeniosła wzrok na Erlinga.
Młody szlachcic, Erling von Müller. Nie słyszałam o rodzie o takim nazwisku. Najpewniej niemiecki, nie znam zbyt dobrze niemieckiego almanachu szlacheckiego, tylko austriacki, no i innych, powiązanych z moją rodziną.
Taki przystojny i elegancki, nic nie mówi. Budzi sympatię. Ale nie wiem, do czego zmierza.
Oni mają szafiry. Jak je zdobyli? I co ważniejsze: w jaki sposób dotarli do mnie? Moja tajemnica była pilnie strzeżona. Teraz znalazłam się w ich władzy. Jeśli wiedzą…
Wcale jednak nie musi tak być. Mogli zdobyć naszyjnik i rozpoznać go, dowiedzieć się, że przez pewien czas był w moim posiadaniu.
Nie muszą znać prawdy.
Skierowała wzrok na Catherine.
Baronówna Catherine van Zuiden. Słynna w całej północnej Europie. Wydziedziczona, odrzucona przez rodzinę.
Theresa długo, badawczo spoglądała jej w oczy, aż wreszcie baronówna lekko pokręciła głową.
Księżna nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Była z nimi jeszcze jedna osoba… Dziewczyna, której nie miała okazji dobrze się przyjrzeć, dostrzegała ją zaledwie kątem oka. Ostatnia z czworga.
Musiała się odwrócić, by móc ją zobaczyć.
Poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Podobieństwo, niesamowite podobieństwo.
Znam tę twarz, pomyślała. Jakbym patrzyła na własne odbicie w lustrze… Tylko ona jest młodsza, bardziej zaokrąglona.
W twarzy dziewczyny dostrzegała rysy swej matki i jedynego mężczyzny, którego kochała. Nic z Habsburgów i, rzecz jasna, ani krztyny podobieństwa do Holsteinów-Gottorpów.
Krew wolno odpływała z twarzy kobiety. Poczuła, jak opuszczają ją siły, przed oczami pociemniało. Wciąż jednak widziała dziewczynę, której z oczu spływały łzy, broda się trzęsła.
Ta panna się boi! Czyżby bała się jej, Theresy? Widać było, że stara się nad sobą zapanować, ale nie zdołała powstrzymać łez.
Może myśli, że zostanie odepchnięta? Odepchnięta? Ona?
– Tiril Dahl – spokojnie oznajmił Erling Müller.
Nigdy jeszcze nie doświadczyli takiej ciszy, jaka teraz zapadła. Przez długą chwilę nikt nawet okiem nie mrugnął.
I nagle księżna wybuchnęła głośnym, rozpaczliwym płaczem. Wstała, spróbowała wyciągnąć ręce do Tiril, ale nie miała sił by je unieść.
Tiril odważyła się nieco przysunąć.
– Podejdź! Podejdź bliżej – wydusiła księżna.
Tiril postąpiła kilka kroków naprzód, Theresa przy- ciągnęła ją do siebie i zamknęła w rozpaczliwym uścisku.
– Wybacz mi, wybacz – szeptała raz po raz.
– Wiemy wszystko – łagodnie rzekł Móri. – Tiril tak- że zdaje sobie sprawę, że okoliczności zmusiły panią, by ją oddać.
– Nie powinnam była tego robić. Powinnam była pogodzić się z odrzuceniem, samotnością i ubóstwem. To łatwiejsze od żalu. Moje życie stało się jednym pasmem, tęsknoty.
– Była pani młoda i zagubiona – powiedział Móri ze, zrozumieniem.
– To prawda, zbyt młoda. Ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Konwenanse tkwiły we mnie zbyt głęboko, ulegałam woli innych.
Ujęła twarz Tiril w dłonie i przyglądała się jej, choć niewiele mogła zobaczyć przez zasłonę płynących nieprzerwanym strumieniem łez. Serce jej wypełniły nowe, cudowne uczucia. Towarzyszyła im rozpacz nad zmarnowanymi latami.
– O dziecko, dziecko – szepnęła. – Ukochane, wytęsknione dziecko. – Nagle zdrętwiała. – Mój mąż! W każdej chwili może przyjść, pytać o mnie…
– On raczej się nie pokaże – z chłodnym spokojem oświadczyła Catherine. – Kiedy go widzieliśmy, był bardzo… zajęty.
Theresa popatrzyła na nią zgasłymi oczyma.
– Ach, tak, rozumiem. W takim razie dziś wieczorem go nie zobaczymy.
Poprosiła, by usiedli, Tiril musiała zająć miejsce tuż obok, na kanapie.
– Taka jesteś śliczna – uśmiechnęła się Theresa, otarłszy oczy koronkową chusteczką. – Ale mało w tobie podobieństwa do Habsburgów.
– Moim zdaniem jesteście bardzo do siebie podobne – stwierdziła Catherine.
Księżna popatrzyła na nią.
– Owszem, ale ja nie jestem typową Habsburżanką, wdałam się w matkę. Tiril także. W dodatku odziedziczyła pewne rysy po…
Urwała i zaczęła mówić o czym innym.
– Wspomnieliście, że grozi wam niebezpieczeństwo. Chyba nie Tiril?
– Właśnie o mnie chodzi – wyjaśniła dziewczyna. – I niczego nie możemy pojąć.
– Tobie coś grozi? Nie można do tego dopuścić! Jak wam pomóc?
– Potrzebujemy wyjaśnień – odparł Erling.
– Oczywiście, powiem wszystko, co wiem.
Wszyscy jednak myśleli o tym, co księżna już przemilczała. Nie chciała zdradzić, do kogo jeszcze podobna jest Tiril.
Odgadli, że chodziło jej o ojca dziewczyny.
Kim on mógł być?
Rozdział 8
Theresa nie mogła się napatrzeć na swą cudownie odnalezioną córkę. Tiril natomiast czuła się oszołomiona, nie potrafiła nazwać swych uczuć, wszystko było takie nowe.
– Jak ci się powodziło, Tiril? – pytała księżna. – Regularnie wysyłałam ci pieniądze, dostawałaś je?
– Sądzę, że moi rodzice… przybrani rodzice je otrzymywali.
– A nie ty? Miałaś dostawać połowę, za każdym razem.
Tiril pokręciła głową.
Wmieszał się Erling:
– Przez kogo wasza wysokość przesyłała pieniądze? Kto przekazywał je Dahlom?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
– Sprawą zajął się pewien bankier w Christianii, wykształcony w Niemczech, w Norwegii wszak trudno mówić o bankowości. Zostawiłam mu znaczną sumę, od której narastały procenty. Nie mogłam przecież wysyłać wciąż drobnych kwot z Gottorpu, prędzej czy później by mnie odkryto. Od czasu do czasu kontaktowałam się z zaufanym człowiekiem tutaj, a on wtedy przesyłał mi kwity, potwierdzenia odbioru pieniędzy przez Dahla. Porozumiewaliśmy się umówionym systemem. To bardzo uczciwy, porządny człowiek, nienagannie zawiadywał majątkiem Tiril.
Móri spytał cicho:
– Czy nigdy nie myślała pani o tym, by odwiedzić córkę?
Twarz księżnej ściągnął ból.
– Tysiąckrotnie, każdego dnia! Ale proszę mnie zrozumieć, doktorze Móri, jestem zniewoloną kobietą. Mąż pilnuje każdego mojego kroku. Tak bardzo się cieszę, że mnie odnaleźliście, nie umiem wyrazić swego szczęścia!