Załatwię to, proszę mi zaufać!
Nikt nie wątpił w umiejętności Catherine.
Gdy tylko odgłosy z korytarza umilkły, baronówna opuściła pokój. Ujrzała księcia mocującego się ze spodniami. Z wielkim trudem starał się utrzymać na nogach.
– Ach, oto i nasz czarujący książę! – zaszczebiotała Catherine uwodzicielskim głosem. – Jak miło tu pana spotkać!
– Hmm – mruknął książę Adolf. Pomimo ciemności zorientował się, że ma do czynienia z młoda, interesującą damą i starał się jak najprędzej doprowadzić do ładu ubranie.
– Czy wasza wysokość zmierza do księżnej? Właśnie do niej zaglądałam, jej wysokość zasnęła i może nie należy jej przeszkadzać…
– Nie przeszkadzać? – oburzył się. – A co ze mną? Potrzebuję mojej mikstury.
– Wiem o tym – ćwierkała Catherine. – Jej wysokość wspominała, na wypadek gdyby książę gorzej się poczuł, że krople są w szufladzie z lewej strony. Czy mam je przynieść?
Książę, który z początku nie mógł pojąć, co ta czarująca dama robi w ustępie, zdołał wreszcie zebrać przesiąknięte oparami wina myśli.
– O, tak, bardzo dziękuję za uprzejmość, rzeczywiście źle się poczułem, a nie chciałbym zakłócać spokoju mojej… żony. Z pewnością czymś się zatrułem.
Catherine okazała mu pełne zrozumienie i jak strzała pomknęła do komnaty księżnej. Książę nie zorientował się, że zabawiła tam dość długo, stracił wszelkie poczucie czasu.
Catherine poufale ujęła pod ramię zataczającego się mężczyznę i poprowadziła go z powrotem ku sali balowej.
– Strasznie tu czuć uryną – stwierdził książę, który zdążył już zapomnieć o swym ostatnim wybryku. – I to ma być zamek? A z kim, jeśli wolno zapytać, mam przyjemność?
Zawsze elegancki wobec pięknych młodych kobiet, zdołał wziąć się nieco w garść.
– Jestem baronówna Catherine van Zuiden, wasza wysokość.
Przystanął gwałtownie i Catherine w ostatniej chwili podtrzymała go, by nie zwalił się na ziemię.
– Co takiego? Mała grzesznica we własnej osobie? – zacmokał uradowany, próbując dłużej zatrzymać na niej wzrok. – Ależ to znaczy, że nie musimy chyba od razu wracać na bal?
– Wasza mikstura, książę – przypomniała Catherine i pociągnęła go dalej. – Oto i karafka z wodą, proszę skorzystać z okazji i zażyć kropelki.
Książę usłuchał.
– Często choruję, panno van Zuiden. Medyk zaordynował mi te krople na wypadek, gdybym poczuł się gorzej.
Skrzywił się, przełykając lekarstwo.
– Fuj! Obrzydliwe, gorsze niż zazwyczaj!
Z wielkim trudem dobrnęli wreszcie do drzwi sali balowej. Tam Catherine puściła księcia.
– Proszę wejść do środka, a ja tymczasem troszkę się przypudruję! Zaraz przyjdę. W dodatku na księcia czeka chyba panna Uggla?
– Ugla? Sowa? [1] – sapnął. – Jaka sowa?
– Ta w żółtej sukni – łagodnie przypomniała Catherine. Spojrzenie księcia stało się, o ile to możliwe, jeszcze bardziej rozmyte.
– Aaa, panna Uggla! Oczywiście! Phi, a cóż ona nas obchodzi? Nam dwojgu będzie razem o wiele przyjemniej.
Próbował złapać Catherine za ramię, lecz trafił w próżnię.
– Może i tak – uśmiechnęła się kokieteryjnie. – Teraz jednak muszę wracać do siebie. Zobaczymy się podczas tańców, książę Adolfie!
Wepchnęła go za drzwi sali balowej i pobiegła z powrotem.
Przyjaciół wraz z Aurorą spotkała w korytarzu. Spieszyli właśnie na późną kolację, dołączyła więc do nich. Księżna Theresa wraz z pokojówką zamierzały wkrótce opuścić zamek. Aurora nakazała służącemu, by towarzyszył paniom do jej domu za miastem. Później miał wrócić do pozostałych.
– Wspaniale – pochwaliła Catherine. – Prawie sobie radzicie beze mnie!
– Nieprawdopodobne – mruknął Móri.
Dotarli na salę balową w porę, nie wywołując skandalu. Nawet jeśli ktokolwiek zwrócił uwagę na ich długą nieobecność, to w każdym razie nikt tego nie skomentował.
Tiril, wzburzona, zajęła to samo miejsce, co poprzednio w czasie uczty – między Mórim a Erlingiem. Catherine sprawiała wrażenie ogromnie podnieconej, szczebiotała, śmiała się i flirtowała z sąsiadem, ale Tiril nie była w stanie przełknąć ani kąska. Rozmyślała o długo wyczekiwanym spotkaniu z matką, o tym, że jej życie nagle zostało postawione na głowie. Przyszłość pokaże, czy zmieni się na lepsze, czy na gorsze.
Książę Adolf stanowił oczywiście nie lada kłopot. Matka i córka nie mogły być razem.
Tiril starała się przekonać samą siebie, że nie wolno jej widzieć wszystkiego w czarnych barwach, najważniejsze, że już spotkała matkę.
Cieszyła się, lecz jednocześnie i bała. Tak wiele należało wyjaśnić.
Nagle przy drugim z długich stołów, za plecami Tiril, powstało zamieszanie. Dziewczyna i jej przyjaciele odwrócili się, żeby zobaczyć, co mają znaczyć nagłe krzyki i gwałtowne odsuwanie krzeseł.
Przy drugim stole jakiś mężczyzna opadł na swój talerz. Ktoś usiłował podnieść jego bezwładną głowę, ale w ręku została mu tylko peruka. Po kolejnej próbie skonstatowano, że ów człowiek nie żyje.
– Należało się tego spodziewać – szepnął ktoś cicho, zebrani pokiwali głowami.
Przyjaciele spostrzegli wreszcie, że zmarłym jest małżonek Theresy, książę Adolf von Holstein-Gottorp.
– Och, nie – szepnęła Tiril.
Co teraz będzie z ich potajemnym spotkaniem? Należy powiadomić Theresę, obowiązuje ją żałoba…
Móri nie patrząc na baronównę van Zuiden szeptał niemal bezgłośnie:
– To było niepotrzebne, Catherine. Za rok i tak by umarł.
– Za rok? – syknęła w odpowiedzi. – Theresa miałaby czekać aż tak długo? A właściwie o co ci chodzi? – spytała, trochę za późno.
– To jad lub naparstnica albo mieszanka obu ziół. Rozpoznaję objawy. To bardzo bolesna śmierć, Catherine.
– Tym lepiej.
Rozdział 9
„Maleńki zaniedbany dworek” Aurory okazał się dworem o standardzie, który w pełni dało się zaakceptować. Położony był na wschód od Christianii w pobliżu przypominającego park lasku. Matka Tiril i jej pokojówka już na nich czekali. Po drodze w tajemnicy zabrali z pensjonatu także Nera.
Uzgodnili, że muszą powiedzieć Theresie o śmierci księcia Adolfa, innego wyjścia nie było. Gdyby przemilczeli ten fakt, mogłoby to ich później postawić w złym świetle.
Weszli do hallu. W środku łatwiej dało się dostrzec, że dom od jakiegoś czasu stał nie zamieszkany, wyczuwało się to także po zaduchu. Bez wątpienia jednak urządzono go wytwornie i ładnie.
Theresa na wieści, jakie jej przekazali, pobladła.
– To znaczy, że muszę wracać na Akershus. I to natychmiast!
– Zastanówmy się – przerwała jej Aurora, najwidoczniej mistrzyni porządkowania spraw. – Okazało się, że nikt cię tu w Norwegii nie widział. Powszechnie przyjęto, że zostałaś w Gottorpie.
Księżna nieco się odprężyła, ale w jej oczach wciąż tkwił niepokój.
– Mimo wszystko powinnam jechać. Ze względu na szacunek dla niego.
– Twój mąż za życia nigdy nie myślał o szacunku. Nic mu nie jesteś winna! A teraz z pewnością nie obchodzi go, czy jesteś tam, czy nie. Należy przyjąć, że o niczym nie wiesz, i nie dowiesz się, dopóki jutro nie wrócisz na zamek. Jeśli pojedziesz teraz, trudno ci będzie spotkać się z tymi młodymi ludźmi.
Przekonanie Theresy i uciszenie jej wyrzutów sumienia zajęło dobrą chwilę, księżna bowiem nie potrafiła szczerze rozpaczać nad śmiercią małżonka i z tego powodu było jej ogromnie przykro.
Po jakimś czasie, kiedy odpoczęła w samotności w ciemnym pokoju, dołączyła wreszcie do pozostałych, zgromadzonych w skromnie umeblowanym, zakurzonym salonie.