– Powiedziała pani także: Andenken ihres Vaters.
– Chodziło o szafiry – pospiesznie wyjaśniła Theresa.
– Nie ma to nic wspólnego z odłamkiem.
Najwyraźniej nie chciała w ogóle mówić o ojcu Tiril, ale bo też i nie miał on widać żadnego związku z zamczyskiem w Tiveden ani z prześladowcami Tiril.
Erlinga zirytowało nieco odejście od tematu.
– Mówiliśmy o figurce demona – przypomniał. – O Tiersteingram.
– Ależ moi drodzy – księżna nie mogła się połapać. – Czy mamy teraz czas na takie rozważania?
– Niestety, ta historia zdaje się mieć bardzo istotne znaczenie, jeśli chodzi o nagonkę na Tiril – wyjaśnił Erling. – Niewiele z tego rozumiemy, dlatego prosimy waszą wysokość o pomoc. Co ojciec na łożu śmierci powiedział o tym kawałku kamienia?
Księżna starała wziąć się w garść.
– On… Zaraz, zaraz… mamrotał coś, zrozumiałam jedynie, że cząstka figurki znalazła się w posiadaniu Habsburgów już pod koniec jedenastego wieku, kiedy Ita, córka Wernera Pierwszego z Habsburga, poślubiła grafa Rudolfa von Tierstein. Podobno ojciec grafa był potężnym czarnoksiężnikiem, tak jak drugi z jego synów, brat Rudolfa…
Skinieniem głowy potwierdzili jej słowa. Oni także już to odkryli. Nareszcie jednak mogli umiejscowić budowę Tiersteingram w czasie.
Theresa podjęła:
– Ojciec podkreślał, że muszę przekazać kamień w spadku memu pierworodnemu dziecku. Ach, moi drodzy, jak mogłam o tym wszystkim zapomnieć? Dobrze, że pomogliście mi wydobyć wspomnienia z pamięci, zwłaszcza jeśli ma to związek z tym, co dzieje się wokół Tiril.
Podczas całej tej rozmowy księżna co rusz wybuchała płaczem. Teraz znów zalała się łzami. Cierpliwie czekali, aż się uspokoi, zdawali sobie sprawę, jak bardzo musi być jej trudno. Odnalazło się wszak jej wytęsknione dziecko.
– Tiersteingram… Nie bardzo pamiętam tę baśń.
– To także jakaś baśń? – spytała Catherine na poły z rozczarowaniem. – Przekonaliśmy się już, że to znacznie…
Erling uciszył ją gestem.
– Co to za baśń? – spytał łagodnie.
Czekali w spokoju. Płomienie świec ani drgnęły w ciszy, jaka zapadła. Aurora, która od dawna już nie powiedziała ani słowa, siedziała w swoim kątku kanapy i przyglądała się Theresie z życzliwą ciekawością. Pokojówka z całych sił starała się skupić. Tiril ledwie śmiała oddychać. Nawet Catherine usiłowała się nie wiercić. W fascynującej twarzy Móriego pod czarnymi kędziorami płonęły oczy.
– Czy tę baśń opowiadał waszej wysokości ojciec, kiedy była pani małą dziewczynką?
– Tak, byłam jeszcze dzieckiem.
– Nic dziwnego więc, że niewiele pani pamięta. A może jest pani śpiąca, księżno?
– Śpiąca? Teraz? O, nie, daleko mi do snu.
Erling uśmiechnął się ze zrozumieniem.
– W tak ważnej chwili opowiadanie baśni może się waszej wysokości wydać niemądre, lecz proszę mimo wszystko spróbować. Podejrzewam, że rozwiązanie zagadki dotyczącej Tiril może tkwić właśnie w niej.
Theresa pokiwała głową i zaczęła mówić.
– Było kiedyś morze…
Popatrzyli po sobie.
– Brzeg? – cicho spytał Móri. – Ufer?
– Tak – odparła zdziwiona. – Rzeczywiście, chodziło jakiś szczególny brzeg. Mówiłam już, że ojciec opowiadał mi tę baśń, kiedy byłam dzieckiem, i niestety wszystko mi się miesza.
– Potrafimy to zrozumieć – uspokoił ją Erling. – A gdzie znajdował się ten brzeg?
– Morze – poprawiła go, sięgając głębiej do pamięci.
– Dobrze, jak pani sobie życzy. Brzeg morza. Gdzie się on znajdował?
– Ależ przecież to tylko baśń!
– Tiersteingram wcale nie było baśnią. Odnaleźliśmy zamczysko, tylko później nazwano je Tistelgorm.
Theresa usiłowała się skupić.
– Kiedy tak rozmawiamy, coraz bardziej rozjaśnia mi się w głowie. Baśń opowiadała, że ludzie mieszkający w okolicach zamku nazywali go właśnie Tistelgorm. Jest więc bardzo prawdopodobne, że tego właśnie określenia użyłam przy akuszerce. Naprawdę odnaleźliście to baśniowe zamczysko? Gdzie?
– Dojdziemy do tego, najpierw prosimy opowiedzieć nam baśń.
Znów przyszło im czekać. Zza okna dobiegał szum deszczu, pomyśleli o gościach, którzy w uroczystych strojach muszą się po balu dostać do domu.
– Zacznę chyba od śmierci mego drogiego ojca – oznajmiła wreszcie Theresa. – Lepiej już pamiętam wydarzenia jej towarzyszące, lecz z pewnością nie będzie to idealny obraz.
– Czy wasza wysokość była bardzo przywiązana do ojca?
– Właściwie tak. Ale on wcześnie zdecydował, że poślubię księcia von Holstein-Gottorp, i przez to popadłam z nim w konflikt. Co prawda w tym czasie nie spotkałam jeszcze… nie spotkałam… ojca Tiril.
Zniżyła głos i pochyliła głowę tak, by nie mogli widzieć jej twarzy.
Erling spróbował oderwać ją od przykrych wspomnień.
– Ile lat miała wasza wysokość, kiedy jej ojciec zmarł?
Zastanowiła się chwilę.
– Dwanaście, może trzynaście.
– Rzeczywiście trudno jest przypomnieć sobie wydarzenia z tak wczesnej młodości.
– To prawda, ale postaram się.
Usiadła wygodniej. Szczupłą dłoń wyciągnęła w kierunku Tiril, dziewczyna nieśmiało się przysunęła. Księżna ujęła córkę za rękę.
– Wezwano mnie do ojca. Wyglądał strasznie. Twarz miał poszarzałą, wymizerowaną, ciężko oddychał. Mówienie przychodziło mu z ogromnym trudem, dlatego tak niewiele pamiętam.
– Oczywiście – uspokajał ją Móri.
Na wargach księżnej pojawił się cień uśmiechu, dziękowała za zrozumienie.
– Powiedział – pamiętajcie, nie przekazuję wam tego dosłownie – że jako jedyna z jego dzieci przebywam w zamku Hofburg, pozostali nie zdążyli dojechać. Słabnącą dłonią wskazał na nocny stolik, na którym leżał ten kawałek kamienia. „Pamiętasz baśń o morzu, które nie istnieje?” spytał niewyraźnie. Potwierdziłam.
– Morze, które nie istnieje? – powtórzyła Aurora, równie zaciekawiona jak pozostali, choć nie bardzo wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Ale i oni także niewiele rozumieli.
– Tak brzmiały słowa baśni. Szepnął potem: „Przekaż to w spadku… twemu pierworodnemu dziecku…”
Na twarzy Theresy pojawił się wyraz goryczy.
– Urodziłam tylko jedno dziecko, którego nie wolno mi było zatrzymać przy sobie. Pamiętałam jednak o obietnicy złożonej ojcu i kiedy potajemnie przyjechałam do Norwegii na czas połogu, zabrałam ze sobą kamienny odłamek. Wraz z naszyjnikiem z szafirów, mą najdroższą pamiątką. Dziecko miało go dostać… gdyby okazało się dziewczynką.
Erling wtrącił jak najdelikatniej:
– Zrozumieliśmy, że wasza wysokość nie życzy sobie rozmowy o ojcu Tiril. Mam tylko jedno pytanie: Czy on wie o dziecku?
– Nie – prędko zapewniła go Theresa. – Powiadamianie go nie było moją sprawą. Mimo wszystko jednak musiał zrozumieć… ale nie! To nie było moją sprawą!
Cóż za niezwykłe słowa! Nikt jednak nie pytał o nic więcej.
Spostrzegli, że księżna pomimo opuchlizny i sińców na twarzy jest piękną kobietą. Wróciła do swej opowieści.
– Wybaczcie tę dygresję, mieliśmy mówić o Tistelgorm. Tak więc mój ojciec tuż przed śmiercią wymienił tę nazwę. Powiedział, że z Tistelgorm łączy się fragment kamienia. Odrzekłam mu, że chyba nic rzeczywistego nie może łączyć się z baśnią, na co on mi odpowiedział, że Tistelgorm należy do dwóch różnych epok, które mimo wszystko wiążą się ze sobą. Więcej nie chciał mi wyjaśniać, wiedział, że jego czas na ziemi dobiega już końca. Leżał na wznak, wpatrywał się w sufit i wymawiał już tylko pojedyncze słowa: „Brzeg, Thereso. Brzeg nad morzem. W północnych krajach. Tam jest Tistelgorm”