– Zamieniłbym parę słów z twoim ojcem – powiedział Móri nie kryjąc gniewu…- Ale mężczyznom podobne historie zawsze uchodzą na sucho. Wybacza się im, wręcz twierdzi, że uwiedzenie dziewczyny przydaje im męskości. Kobiety natomiast karane są przez prawo i kościół.
Udało im się otworzyć ciężkie wrota bez zbędnego hałasu. Z podestu stodoły posiadłość prezentowała się majestatycznie. Wiatr szumiał w rosnących wzdłuż miedzy zaroślach olszyny i w podwórzowym drzewie – brzozie o kilku pniach. Zdumieli się, jak dobrze utrzymany jest dwór, ani w podeście, ani w ścianach stodoły nie było spróchniałych desek.
Weszli do środka i zagłębili się w ciemność.
Jestem sam na sam z Mórim na stryszku do siana, zachichotała w duchu Tiril. Musiała przyznać, że już na samą tę myśl jej ciało ogarnęło rozkoszne drżenie. Móri jednak zdawał się wcale tego nie zauważać. Ostrożnie prowadził ją po nierównej podłodze strychu. Tu i ówdzie leżały jeszcze kępki suchej trawy, szeleściły cicho, kiedy po nich stąpali. Wiedzieli, że gdzieś musi być otwór, którym zrzucano siano na dół, i kiedy go odszukali, mogli bezpiecznie iść dalej, aż wreszcie stanęli pod jedynym okienkiem w dachu. Nero zniknął w mroku.
Przez świetlik sączyło się do środka słabe jesienne światło. Tiril widziała zarys sylwetki Móriego, znów poczuła, że darzy go bezgraniczną miłością. Ale on myślał tylko o czekającym go zadaniu – wezwaniu duchów.
– Przecież one są z nami przez cały czas – szepnęła Tiril.
– Ale muszą się pokazać nie tylko jako cienie. Chcę Z nimi porozmawiać.
Ten profil, który rysuje się na tle ściany, akurat tak pada światło. Czyste, wręcz delikatne linie, usta, które mogłyby być ustami młodziutkiego chłopca, ale przeczy temu czoło i ostry zarys nosa. Czarne kędziory, kaptur.skrywa kształt głowy, peleryna otula ciało…
Jakiż on tajemniczy, niesamowity!
I ani odrobinę nie zainteresowany moją obecnością.
Co on robi? Wyciąga ręce, spodem dłoni zwraca je w górę. Wzywa swych towarzyszy.
Kocham go, lecz nie wolno mi tego okazać. A ostatnio stał się taki dziwny, pełen rezerwy. Jakbym już go nie obchodziła. A może co innego stanęło na przeszkodzie?
Tiril nie rozumiała, że w ciągu ostatniej doby ona sama stała się kimś innym. Fakt, że pochodzi z książęcego rodu, nie miał dla niej żadnego znaczenia, w ogóle się nad tym nie zastanawiała.
Móri jednak świadom był zaszłej zmiany. To ona nagle się od niego oddaliła, nie odwrotnie, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. Teraz była jedną z potężnego rodu Habsburgów. Trudno pozostać obojętnym wobec dynastii, która wydała czternastu cesarzy i inne wielkie osobistości…
Tiril nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy. Uważała się za pozamałżeńskie dziecko z Bergen, zbłąkaną istotę, która ma wspaniałych przyjaciół, a teraz jeszcze matkę, życzliwą jej, lecz wciąż obcą.
Nagle poderwała się słysząc, że wokół niej coś się dzieje.
Miała wrażenie, że porywa ją wir powietrzny. Ale powiew wichru nie był zimny, nie unosił jej też z miejsca. Wiatr po prostu wirował wokół niej i Móriego. Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu jego dłoni, lecz czarnoksiężnik nie miał dla niej czasu, ramiona wciąż wznosił w górę i wzywał kogoś, teraz już na głos.
Wzywał swych niewidzialnych towarzyszy, prosząc, by pomogli dowiedzieć się czegoś o minionych czasach, o zamczysku zwanym Tiersteingram albo Tistelgorm. Móri nie znał baśni o zamku, wiedział jedynie, że wiąże się ona z opowieścią o morzu, które nie istnieje, i że wokół Tiersteingram mieszkali kiedyś ludzie, którzy uprościli nazwę zamczyska na Tistelgorm.
Czy ktoś z jego niewidzialnych towarzyszy, których przywiódł z otchłani, był w owych czasach w leśnych ostępach Tiveden?
Zapadła głucha cisza. Tiril. i Móri czekali. Islandczyk wolno opuścił ręce, Tiril pośpiesznie ujęła jego dłoń.
– Nie powinnaś przy tym być – mruknął.
– Ależ ja chcę – odszepnęła.
Właściwie jednak nie była do końca przekonana, bo nagle ziemia zatrzęsła się pod jej stopami i rozległ się głęboki huk, który jakby, o dziwo, dochodził z wnętrza jej ciała. Jak gdyby potrząsnęła nią potworna siła, która chciała rozerwać ją na strzępy.
Ściskała Móriego za rękę, przygarnął ją mocno do siebie. Byli oto dwojgiem marnych ludzi zapuszczających się do świata, którego nikt nie znał.
Nero, przypomniało się Tiril. Gdzie Nero?
Wiedziała jednak, że na psa nie działa nigdy obecność niewidzialnych towarzyszy Móriego. Prawdopodobnie oni sami starali się go przed tym uchronić.
Zapanował spokój.
– Móri z rodu islandzkich czarnoksiężników! – rozległ się głos, który echem odbił się od ścian pustej stodoły. – Jesteśmy tutaj!
Tiril dostrzegła ich postacie. Trzymali się z daleka od nędznego pasma światła wpadającego przez otwór w dachu, ale ich sylwetki wyraźnie rysowały się w ciemności. Widziała jakąś niską istotę, która z pewnością nie była Nerem, i kogoś, kto się nad nimi pochylał.
– Słyszeliście moje pytanie – powiedział Móri. – Czy potraficie mi pomóc? Może ktoś z was żył w tym samym czasie co niemieccy czarnoksiężnicy z Tiersteingram?
– Nie, żaden z nas nie był im współczesny – odrzekł czarnoksiężnik z Hiszpanii, Nauczyciel.
Nadzieje się rozwiały. Jak wobec tego zdołają…
– Dlaczego nie miałbyś sam tego zbadać? – zagadnął ktoś wesoło.
Tiril poczuła, że Móri drgnął.
– Co macie na myśli? – spytał niepewnie.
– Sam udaj się w to miejsce i w tamten czas!
– Nie wierzę w podróże w czasie.
Nauczyciel westchnął ciężko.
– Czyż nie mógł nam się trafić bardziej chętny do współpracy i obdarzony większą fantazją człowiek, kiedy już zmuszono nas do powrotu na ziemię? Czy musimy służyć ponuremu, nudnemu uparciuchowi?
Takich uwag Móri nie mógł puścić mimo uszu, zwłaszcza w obecności Tiril. Nauczyciel najwidoczniej na to liczył.
– Nie powiedziałem, że się boję – rzekł przygnębiony. – Tylko że w to nie wierzę.
Na chwilę zapadła cisza, po czym znów rozległ się głos Nauczyciela:
– To znaczy, że nie uwierzyłeś także w to, co ci powiedzieliśmy przed kilkoma dniami, licząc według ludzkiej rachuby czasu? W naszą obietnicę, że nie pociągniesz swej ukochanej w otchłań śmierci, jeśli pojmiesz ją za małżonkę i zbliżysz się do niej?
I Móriemu, i Tiril zaparło dech w piersiach. Dziewczyna była zaskoczona, on – urażony.
– O tym nie wolno wam mówić. Nie miałem jeszcze czasu, by porozmawiać o tym z Tiril.
– Czasu miałeś dość.
– Nie. Poza tym ona znalazła się teraz poza moim zasięgiem.
– Wcale nie – energicznie zaprotestowała Tiril.
– Sam słyszysz – roześmiał się Nauczyciel. Wyczuli, że i pozostali się uśmiechają. – To ty jesteś niezdecydowany, nie ona.
– Tiril stała się teraz kobietą wysokiego rodu.
– To zwykle nie stanowi przeszkody dla mężczyzn pragnących osiągnąć swój cel. Ani też dla owych wysoko urodzonych kobiet Jeśli jednak upierasz się, by zupełnie niepotrzebnie kroczyć wąską i krętą ścieżką cnoty, to po- mów z jej matką. Radzę ci jednak się pospieszyć, bo dziewczyna płonie, i ty, i my dobrze o tym wiemy.
Tiril uznała, że rozmowa staje się dość krępująca. Wtrąciła więc pytanie:
– W jaki sposób dostaniemy się w epokę Tiersteingram? Jako niewidzialni obserwatorzy, czy też naprawdę włączymy się w tamten czas?
– To niemożliwe, bo zmienilibyście bieg historii. Waszym jedynym zadaniem będzie obserwować i uczyć się.