– Czy takie przedsięwzięcie jest tego warte?
– Chyba tak. Pamiętajcie jednak, że macie do czynienia z potężnymi mocami!
– Chodzi o tę siłę, która sprowadzi mnie tu z powrotem? – spytał Móri.
– Nie.
– A ty co masz na myśli, mówiąc „sprowadzi mnie z powrotem”? – wtrąciła Tiril. – Chcesz mnie tam zostawić?
– Nie. Nie zamierzam cię tam zabierać.
Zanim zdążyła otworzyć usta, by się bronić, inny z towarzyszy Móriego odezwał się chrapliwym głosem, po ciemku nie zorientowała się, który to z nich.
– Zabierz ze sobą swoją kobietę, Móri z rodu czarnoksiężników! Ona pozostaje pod naszą ochroną, nie możesz ciągle usuwać jej na bok. Nigdy jeszcze nie wypróbowałeś jej możliwości.
Teraz Tiril już wiedziała, że to mówi Nidhogg. Był jej wiernym przyjacielem od czasu, kiedy powitała go z wielkim szacunkiem i usiłowała poczęstować własnym skromnym pożywieniem.
Miała pewność, że będzie bezpieczna.
Jeszcze ktoś włączył się do rozmowy.
– Móri, pokochałeś Tiril, bo jest wyjątkową dziewczyną, prawda?
– Tak.
– Ale na czym polega jej wyjątkowość?
– Hmm… tego nie wiem.
– Bo nigdy nie starałeś się sprawdzić. Wypróbuj teraz jej siłę! Zabierz ją w podróż przez epoki, być może okaże się, że posłuży ci wsparciem i pomocą!
– Przez cały czas będę się niepokoił o jej bezpieczeństwo.
– To całkiem zbędne – zniecierpliwił się Nauczyciel. – Będziecie tylko obserwatorami.
– A ta moc, o której mówiliście, panie?
– Rzeczywiście jest potężna.
– Ale wy pozostaniecie przy nas przez cały czas? – prędko spytała Tiril.
– Owszem, jeśli sobie tego życzycie.
– Bez was sobie nie poradzimy – uśmiechnęła się dziewczyna.
– Ty też tak uważasz, Móri?
– Oczywiście – odparł.
Poczuł, że przestaje panować nad sytuacją. W głębi ducha podziwiał odwagę Tiril. Nie zdawał sobie sprawy, że podczas gdy on odnosił się do swych towarzyszy z lekko agresywnym dystansem, ona rozmawiała z nimi życzliwie i naturalnie.
– Musimy jednak wiedzieć, w jaki czas i w jakie miejsce was przenieść.
– Miejsce określić nietrudno, wiecie już, o co mi chodzi – odrzekł Móri. – A czas? Jak sądzisz, Tiril?
Dziewczyna zawahała się.
– Czy nie doszliśmy do wniosku, że Tiersteingram zbudowano w jedenastym wieku?
– To bardzo nieprecyzyjne – wtrącił któryś z duchów. Irytujące było, że w ciemności nie mogli się zorientować, z kim rozmawiają. – Musimy znać rok, dzień i godzinę.
– Może rok tysiąc pięćdziesiąty? – zaproponowała Tiril.
– Dobrze. Dwudziesty lipca roku tysiąc pięćdziesiątego – zdecydował Móri. – Lato, wtedy jest najprzyjemniej. I na pewno w południe.
Wszyscy uśmiechnęli się ze zrozumieniem.
– Co będzie, jeśli trafimy w niewłaściwy okres? – dopytywała się Tiril.
– Przeniesiemy się trochę w przód. To żadna sztuka. Aż w końcu natrafimy na odpowiedni moment.
– A jak wrócimy? – zainteresował się Móri.
– Podróże w czasie można odbywać na wiele różnych sposobów – odparł najprawdopodobniej duch opiekuńczy Móriego, jego ojciec, Hraundrangi-Móri. – Zwykle podróżuje się przy wykorzystaniu siły myśli. Wy dwoje jesteście uprzywilejowani, bo znacie nas. Moglibyśmy przenieść was tam cieleśnie, namacalnie, sądzę jednak, że to byłoby dla was zbyt silnym przeżyciem. Pozostaniemy więc raczej przy podróżowaniu myślą. To potężniejsze niż się wam wydaje.
Pozostałe duchy mrucząc przyznały mu rację. Któryś powiedział:
– Pilnujcie się jednak, by nie ingerować w to, co zobaczycie! Będziecie tylko i wyłącznie obserwatorami, pamiętajcie o tym. Inaczej możecie spowodować katastrofę.
– Ale przeniesiemy się w przeszłość jedynie myślą?
– Jak już mówiliśmy, siła myśli jest niezwykle potężna, tylko ludzie dotychczas nie odkryli tego faktu.
Tiril wyobraziła sobie, jak wmieszają się w jakieś minione wydarzenia. Na przykład zmienią coś, co dopiero w przyszłości ludzie nauczą się robić lepiej. I zniszczą przy tym wszystko na ziemi, bo jeden element okaże się niewłaściwy. Jak chora komórka w ciele. Uroczyście obiecała, że nic nie zrobią, ani nie pomogą, ani nie zaszkodzą.
– Co więc teraz mamy czynić? – spytał Móri.
Tiril wtrąciła się przestraszona:
– A co z Nerem?
– On poczeka tutaj – odparł chyba Duch Zgasłych Nadziei.
– Nie może przecież tak długo być zamknięty na stryszku na siano!
– Kochana Tiril! – roześmiał się któryś z najpotężniejszych. – Nie zabawicie w podróży dłużej, niż trwa zwykła psia drzemka. W dodatku wasze ciała zostaną tutaj. Nero nie zdąży za wami zatęsknić.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, choć po prawdzie niewiele z tego wszystkiego zrozumiała.
– Podróż nie potrwa długo. Do zamczyska w Tiveden nie jest wszak daleko, poza tym, wierzcie mi, myśli poruszają się szybko.
– Wspaniale nareszcie móc się wykazać – oświadczył, czyjś wesoły głos. – Przy całym szacunku dla twej osoby, Móri, muszę przyznać, że służba u ciebie była nieco nudna.
– Wiem – rzekł, zaciskając szczęki. – Nie omieszkaliście wypomnieć mi tego już wcześniej.
Duchy nakazały, by usiedli oparci plecami o ścianę. Z jakiegoś powodu, którego Tiril nie mogła pojąć, odsunęły Nera, kiedy chciała przytulić go do siebie.
Móri wziął ją za rękę, bardzo ją to ucieszyło. Na polecenie duchów zamknęli oczy. Mieli teraz czekać.
Z początku nic się nie działo. A potem rozległ się dźwięk dobrze już znany: głęboki huk, któremu towarzyszyły gwałtowne wstrząsy, jak gdyby ziemia drżała. Wszystko wokół zaczęło wirować coraz szybciej, aż Tiril zakręciło się w głowie, jednak, o dziwo, było to dość przyjemne uczucie.
Potem zaczęły napływać inne wrażenia.
Najpierw wydawało im się, że spadają przez otwór w podłodze stryszku.
Zabijemy się, pomyślała Tiril.
Nie rozbili się jednak o klepisko, spadali wciąż niżej i niżej, dookoła rozbrzmiewało wycie duchów, które prawdopodobnie im towarzyszyły.
Móri uścisnął dziewczynę za rękę.
– Już kiedyś przeżywałem podróż pod ziemię. To nie jest niebezpieczne.
– Nie boję się.
A więc doświadczali tego samego! Owszem, spodziewali się tego, ale było to mimo wszystko dość dziwne. Tiril czuła, jak przedzierają się przez jakąś miękką materię, stawiającą pewien opór, lecz do pokonania. Zapach natomiast nie był przyjemny. Zapach ziemi i śmierci?
Otworzyła oczy. Prawdopodobnie nie powinna tego w ogóle robić i zaraz pożałowała, nie potrafiła jednak zapanować nad ciekawością. Musiała się dowiedzieć, jak to wszystko się odbywa…
Słabe niebieskawe światełko umożliwiło jej widzenie.
Dech zaparło jej w piersiach. Zrozumiała, że widok ten nie był przeznaczony dla ludzkich oczu, ale zerknąwszy na Móriego upewniła się, że i on się rozgląda.
– Sami poniesiecie konsekwencje – ostrzegł jakiś cierpki głos tuż obok.
Mknęli ukosem w dół, przez stulecia cywilizacji. Mijali cmentarze, ale i dawne kultury. Im głębiej się znajdowali, tym coraz dawniejsze widzieli pokolenia; nie archeologiczne pokłady śladów przez nie pozostawionych, glinę, skorupy, odpadki kuchenne, lecz całe środowisko, jakim kiedyś żyli ludzie. Zmieniały się ubiory, twarze, historia…
Zrozumieli, że podróż w dół musi odbywać się nieskończenie powoli, a zarazem z szybkością błyskawicy. Byli w stanie wczuć się w mijane okresy, w końcu czas przestał istnieć, znaleźli się w bezczasowej próżni.
Straszna to była podróż, przekraczająca granice wyznaczone przez rozum. Na ich oczach ginęli ludzie i zwierzęta, a oni nie mogli temu zapobiec, przedzierali się przez cmentarze, pokłady zmarłych w różnych stopniach rozkładu, zaglądali do lochów, w których skazańcy spędzali lata czekając na śmierć w samotności, gdzie najbardziej dokuczała im pewność, że nikt się już o nich nie zatroszczy, nie zapyta o nich nigdy więcej.