Выбрать главу

Właściwie nigdy nie wybaczyłam rodzicom, że zmusili mnie do poślubienia księcia Adolfa. Nie chciałam go za męża! Marzyłam…

Nie, o tym nie wolno mi myśleć!

A dlaczego? Mój ukochany. Jedyna miłość mego życia. On dał mi Tiril. Dziecko, które musiałam porzucić. Teraz jednak je odzyskałam.

A Adolf nie żyje.

I chociaż muszę towarzyszyć coraz bardziej cuchnącej trumnie do zamku Gottorp, nic więcej pod słońcem nie wiąże mnie już z tym miejscem. Zrobię, co zechcę, a to oznacza, że przyłączę się do Tiril i zatroszczę o jej przyszłość.

Tylko gdzie zamieszkamy?

Ten dwór świetnie by się do tego nadawał, ale stara jędza żąda za niego fortuny.

Aurora…

Biedna, zniewolona Aurora, wiem, że i ona chętnie osiadłaby tutaj, z daleka od swej potwornej matki.

Nigdy nie spotkałam osoby równie okropnej jak ta stara czarownica. W dodatku wygląda na to, że dożyje setki.

Przyjaciele Tiril budzą mój niepokój. Zaopiekowali się nią, prawda, i są wobec niej bardzo lojalni. Ale kim oni właściwie są?

Baronównę van Zuiden znają wszyscy, doprawdy nie jest ona odpowiednim towarzystwem dla mojej Tiril. A przecież nie mogę powiedzieć: „Nie wolno ci się już z nami spotykać”. Catherine van Zuiden zbyt wiele uczyniła dla mojej córki.

Dzięki Bogu wkrótce wyjedzie już do Bergen, razem z Erlingiem Müllerem.

Theresa uśmiechnęła się leciutko. Erling Müller! Nazwał się von Müller, byle dostać się na bal! Cóż za śmiałość. Lubię tego człowieka, jest uczciwy, przystojny i bogaty, ma dobry charakter. I tak wiele pomógł Tiril.

Niestety, nie jest szlachcicem.

W dodatku Tiril nie łączą z nim żadne cieplejsze uczucia. Kiedyś bardzo się nią interesował, sam mi to wyznał, lecz uczucie zgasło, nie miało się czym karmić.

I ten ostatni, najdziwniejszy z nich wszystkich! Móri. Doktor Móri. Nie jest właściwie medykiem, przyznał to, gdy opowiadali mi swą historię. Ale kim wobec tego jest? A może czym?

Najgorsze, że Tiril żywi dlań bezgraniczny podziw. Czy nie widzi, że jest niebezpieczny?

Obawiam się, że właśnie ta strona jego natury ją pociąga. Można chyba mówić o swoistej miłości, jaka ich łączy. Jego ciemne oczy niczego nie zdradzają, ale sposób, w jaki jej dotyka…

Niepokoi mnie to.

Trzasnęły drzwi wejściowe…

Właśnie weszli, razem, słyszę, jak rozmawiają w sieni. Ale Tiril nie zabawiła długo poza domem, zaledwie kilka minut, nie mogli zdążyć…

Cóż za paskudne myśli! Sama przecież wiem, jak to jest być młodą i zakochaną. Nie lepiej się zachowałam, miałabym więc ich osądzać?

Na pewno do niczego nie doszło w tak krótkim czasie, głowę dam sobie uciąć.

Rozchodzą się, mówią sobie dobranoc, Tiril przywołuje swego wielkiego psa.

Nero. Naprawdę wspaniały pies, najlepszy stróż dla mojej córki.

Jutro muszę pomówić z Mórim, dowiedzieć się, jak się sprawy mają.

Słyszałam, że w sieni wspomnieli o Tiersteingram. Znów Tiersteingram! Nie rozumiem, jak to się ze sobą, wiąże. I ta stara opowieść, co oni próbują odkryć?

Prosili, bym postarała się przypomnieć sobie więcej szczegółów. Oczywiście zrobię wszystko, by spełnić ich życzenie, choć nie rozumiem, dlaczego.

Co ten Móri właściwie powiedział? „Sama widzisz, Tiril Pudełko w pudełku, w pudełku, w pudełku, w pudełku…”

Co mógł mieć na myśli?

Wymienił też parę dziwnych słów, starała się je zapamiętać. Coś jakby „ordogno”? I „deobrigula”?

Całkiem niezrozumiałe wyrazy.

Theresa mocniej otuliła się kołdrą i próbowała zasnąć. Myśl o podróży do Holsteinu-Gottorpu napawała ją strachem.

Następnego dnia w porze obiadowej pojawiła się Aurora.

Udało mi się wymknąć – mówiła z radością. – Droga matka miała znów ciężką noc, odbijało jej się żółcią, dokuczały gazy w żołądku. Położyła się więc po śniadaniu, na które jak zwykle zjadła za dużo, i zasnęła. Lizuska wyszła coś załatwić, a ja wtedy postanowiłam przyjechać tutaj. Jak się macie?

– Doskonale – odparł Erling. – Móri jest u księżnej, która chciała z nim mówić. I coś jest nie w porządku z wielkim piecem kuchennym, służący narzekają, że muszą przygotowywać posiłki na małym piecyku w przedpokoju.

– To przecież niemożliwe! – zafrasowała się Aurora. – Ale oto pokojówka, spytajmy ją, co da się zrobić.

Okazało się, że jeden ze służących, tutejszy, sugerował, by wezwać sąsiada, zręcznego, znającego się na rzeczy mężczyznę. Aurora poprosiła, by natychmiast się tym zajęli.

– Dobrze. A o czym to Theresa chciała rozmawiać z doktorem Mórim?

– Nie wiem – odparła Tiril żałosnym głosikiem. – Ale chyba się domyślam.

Tiril snuła słuszne przypuszczenia. Rozmowa, która toczyła się w pokoju Theresy, była dość trudna dla obu biorących w niej udział stron.

– Wasza wysokość, pani pytanie zmusza mnie do uprzedzenia biegu wypadków – rzekł Móri. Siedział w obitym jasnoniebieskim jedwabiem fotelu, stanowiącym odpowiednie tło dla jego ciemnej postaci. Theresa zasiadła naprzeciwko w takim samym fotelu.

Spoglądała na swego rozmówcę z wyczekiwaniem. Sińce na jej twarzy zabarwiły się odcieniami żółci i zieleni, natomiast opuchlizna nieco się zmniejszyła. Podobieństwo Tiril do matki stawało się coraz wyraźniejsze.

– Pyta mnie pani o moje zamiary względem pani córki. Czy wolno mi będzie odpowiedzieć szczerze?

– Oczywiście, o to właśnie proszę.

– Gdy ujrzałem Tiril pierwszy raz, a było to w bergeńskiej kuźni, natychmiast zauroczyła mnie jej osobowość. Wiem, że. to może zabrzmi banalnie, lecz było w niej coś, co wywołało moje wzruszenie. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że stanowimy jedność, jesteśmy nierozerwalnie ze sobą połączonymi częściami całości. Czy wasza wysokość to rozumie?

– Sama doznałam podobnego uczucia. Wówczas gdy spotkałam ojca Tiril.

Móri kiwnął głową.

– Z początku usiłowałem trzymać się na uboczu. Próbowałem opiekować się nią tak, by się nie zorientowała, skąd płynie pomoc. To jednak nie było możliwe na dłużej. Okazało się, że Tiril rozpaczliwie potrzebuje wsparcia, opowiadaliśmy o tym już wcześniej. Niemal jednocześnie ze mną pojawił się Erling Müller. I on zakochał się w Tiril, najbardziej prawej osobie, jaką znam. Ona widziała w nas przyjaciół, w pełni nam zaufała i zawierzyła. Wszystko szło nieźle, starałem się zapanować nad swymi uczuciami tak, aby ona się o nich nie dowiedziała, by się,tym nie dręczyła… Tak było do czasu wypadków na Islandii, Ta młoda dziewczyna pojechała tam całkiem sama i ocaliła mi życie. Już pani o tym wspominaliśmy.

– Owszem, nigdy jednak nie opowiedzieliście mi, co właściwie spotkało cię na Islandii, Móri. Jesteś bardzo tajemniczą osobą. Mam wrażenie, że wiele przede mną ukrywacie.

Móri zamyślił się. Powoli, głęboko odetchnął.

– Ponieważ rozważamy dość istotne kwestie, dotyczące przyszłości Tiril, chciałbym, aby wasza wysokość dowiedziała się, kim jestem. Na Islandii takich jak ja zwą galdrameistare, czyli czarnoksiężnikami. I jeśli wolno mi tak o sobie powiedzieć, jestem potężnym czarnoksiężnikiem.