Theresa nawet się nie skrzywiła.
– Udowodnij mi to!
– Zwykle nie chcę nadużywać swej mocy, lecz dla pani… Proszę wziąć do ręki tę miseczkę, wasza wysokość!
Po chwili wahania usłuchała. Podniosła śliczną chińską czarno-czerwoną miseczkę z laki. Była pusta.
– Proszę teraz na nią spojrzeć!
Theresa przeniosła wzrok na naczynie.
Na jej oczach powoli wypełniało się wodą, która w końcu przelała się przez brzeg i zaczęła skapywać na stół. Zdumiona księżna wypuściła miseczkę z rąk. Naczynko upadło na blat, znów puste, nigdzie nie było widać ani kropli wody.
Theresa zacisnęła usta, starała się oddychać spokojnie, nie mogła jednak nad sobą zapanować.
– Proszę mi wybaczyć, księżno – cicho powiedział Móri. – Z pewnością jednak rozumie pani teraz, dlaczego starałem się okazać wstrzemięźliwość w moich stosunkach z Tiril, chociaż nie zdawałem sobie sprawy, że jest ona tak wysokiego rodu.
– Za to ona zaczęła okazywać ci cieplejsze uczucia, prawda?
– Tak. Z początku starałem się skrywać, co do niej czuję, lecz ona i tak wiedziała. To zazwyczaj się nie udaje.
– Wiem o tym.
– Zapewniam jednak waszą wysokość na honor i sumienie, że nigdy jej nie skrzywdziłem. Tiril jest dziewicą i pozostanie nią, dopóki nie wyjdzie za mąż.
– Dziękuję!
– Muszę jednak przyznać, że kilka razy było mi naprawdę trudno. Zawsze obawiałem się, by nie pociągnąć jej za sobą w mroczne światy, po których czarnoksiężnik taki jak ja, pokusiwszy się o to, co zrobiłem na Islandii, musi się poruszać. Najstraszniejsze, że z otchłani przywiodłem ze sobą pewne istoty…
– Aha – pokiwała głową Theresa. – Teraz już pojmuję!
– Wasza wysokość wyczuwa ich obecność, prawda?
– Tak, ale nie mogłam zrozumieć, co to jest.
Przygryzł wargi.
– Przed kilkoma dniami poprosiłem je o radę. Uznały, że mogę wziąć na siebie tę odpowiedzialność i poślubić Tiril. Wyraziły swoją zgodę. Wyjaśniły także, że nie spotka jej nic złego, ona bowiem nigdy nie odwiedziła doliny zimnych cieni.
Napięcie księżnej dało się wyraźnie zauważyć. To było dla niej trochę za dużo jak na jeden raz.
– Ale następnego dnia dowiedzieliśmy się, z jak szlachetnego rodu wywodzi się naprawdę moja wybranka. Zrozumiałem, że nie mogę się oświadczyć bezpośrednio jej, tylko muszę zwrócić się do waszej wysokości, prosząc o rękę Tiril. Miałem zamiar wstrzymać się do chwili, gdy pani wyraźniej wytyczy jej przyszłość, chciałem sprawdzić, jak Tiril zachowa się w nowym otoczeniu. Gdyby się okazało, że w jej nowym życiu nie ma miejsca dla mnie, natychmiast bym się wycofał. Pani pytanie jednak o moje zamiary względem Tiril zmusiło mnie do tych wyznań. Mam nadzieję, że wasza wysokość okaże zrozumienie dla mojej sytuacji.
– Oczywiście, w pełni to rozumiem. Ale nie mogę podjąć żadnej decyzji, na to zbyt wcześnie.
– To bardzo mądra odpowiedź. Dziękuję, że nie wskazuje mi pani od razu drzwi.
– Dlaczego miałabym tak postąpić? Kto z nas dwojga więcej zrobił dla dobra Tiril, ja czy ty?
– Wasza wysokość zrobiła tyle, ile mogła.
Księżna zamyśliła się. Móri widział, że targają nią sprzeczne uczucia, odbijało się to na jej twarzy.
– Tiril jest taka młoda – rzekła z wahaniem. – Nie wolno nam nic czynić w pośpiechu. Rozumiem, że potrzebuje twojej opieki, Móri, zwłaszcza gdy ja wyruszę do Gottorpu, a Erling i Catherine powrócą do Bergen…
Uśmiechnęła się.
Nie traktuj mego pytania jak zachęty, lecz co masz zamiar ofiarować Tiril?
I Móri leciutko się uśmiechnął, zaraz jednak spoważniał.
– Bezgraniczną miłość, czułość, troskę i wierność. A poza tym… nic! Nie mam nawet domu, do którego mógłbym ją wprowadzić, nie zapewnię jej bezpieczeństwa pod względem materialnym. I kiedy już tak szczerze rozmawiamy, nie należy zapominać o ciężarze, jaki dźwigam na barkach. Czarnoksiężnik nie we wszystkich kręgach jest równie mile widziany, jak już mówiłem, żyję na granicy świata chłodnych cieni, a moi niewidzialni towarzysze mogą wzbudzić trwogę. Ale w Tiril nie budzą przerażenia, sądzę nawet, że darzą ją większą sympatią niż mnie. Nazywają mnie nudziarzem, a dla niej gotowi są chyba uczynić wszystko.
Księżna starała się przyjąć to z godnością i życzliwie, lecz z trudem panowała nad sobą.
– Wdzięczna jestem za twoją szczerość, Móri, choć nie wszystko, o czym mówisz, rozumiem i akceptuję. To świat całkiem mi obcy. O materialne potrzeby Tiril martwić się nie musisz, ja się tym zajmę. Ale niezbędne jej jest kobiece towarzystwo. Wprawdzie ufam ci, ale nie możecie zamieszkać tu tylko we dwoje. Gdybyż Aurora…
Urwała.
– Odwiedziliśmy w Christianii pani pośrednika, księżno – powiedział Móri – aby dowiedzieć się, kto ujawnił tajemnicę pochodzenia Tiril. To on, owładnęła nim skleroza. Jego gospodyni natomiast życzliwie udzieliła nam cennych informacji, które naprowadziły nas na ślad prześladowców Tiril. Wspomniała też o czymś, czym wasza wysokość jak najszybciej powinna się zająć: wielka suma, jaką przed laty przeznaczyła pani dla córki, jest w niebezpieczeństwie. Bankier nie ma już kontroli nad samym sobą i w swej naiwności gotów jest wypłacić wszystkie pieniądze oszustom, w ostatnich latach przechwytującym wypłaty.
– Ależ przecież bankier miał zaufanego kuriera! – wykrzyknęła Theresa.
– Kuriera zabili ci, którzy teraz nastają na życie Tiril. Przejęli jego zadanie.
– Cóż za straszna historia! Muszę natychmiast udać się do bankiera.
– Sądzę, że to właściwa decyzja. Uważam też, że Tiril powinna pani towarzyszyć.
Theresa popatrzyła na niego badawczo. Z oczu bił wielki niepokój.
– Ci prześladowcy… Znacie ich nazwiska?
– Owszem. Jeden już nie żyje, trafiony przypadkowym strzałem. Nazywał się Georg Wetlev. Drugi to Heinrich Reuss.
– Heinrich Reuss? Słyszałam, oczywiście, o tym starym rodzie książęcym, w którym wszyscy mężczyźni noszą imię Heinrich. Żadnego z nich jednak nie znam osobiście. Obiecuję, ze będę czujna i dam znać, gdy tylko usłyszę coś, co może was zainteresować.
– Doskonale!
– Jeśli natomiast chodzi o odpowiednie towarzystwo dla Tiril na czas, kiedy tu zamieszkacie… Spróbuję znaleźć damę, która się tego podejmie. Poza tym wrócę tu jak najprędzej, gdy tylko uporam się ze wszystkimi sprawami i definitywnie zerwę wszelkie związki z Holsteinem-Gottorpem. W tym czasie na pewno zdołamy się zastanowić nad przyszłością mej córki, i moją także.
Móri zrozumiał, że audiencja dobiegła końca, i pożegnał się dwornie.
Kiedy wyszedł, Theresa długo stała koło lóżka, nakrytego piękną narzutą. Potem uklękła i złożyła dłonie.
– Drogi Ojcze w niebie – wyszeptała. – Dzięki Ci za to, że pozwoliłeś mi spotkać moją córkę, że będę się mogła nią zająć tak wiele trzeba nadrobić. Dzięki Ci za to, że strzegłeś jej przez te lata, kiedy ja ją zawiodłam. Tak bardzo ją kocham! Poprowadź mnie teraz, abym zrozumiała, co będzie dla niej najlepsze. Wiesz, Ojcze, że jestem głęboko wierząca. Udziel mi rady, jak mam postąpić wobec tego niezwykłego człowieka, który tak wiele dla niej uczynił, a teraz pragnie pojąć ją za żonę. Obcy jest mojej wierze, a w twoich oczach z pewnością wyklęty, lecz oni się kochają, on pragnie tylko jej dobra. Nie chcę ich zranić, daj mi znak, wskazówkę, jak powinnam postąpić. On nie jest także szlachcicem, to jeszcze pogarsza sprawę. Ale z drugiej strony córka moja to owoc grzechu, w twoich oczach ciężkiego grzechu, arystokracja także nigdy jej nie zaakceptuje. Moje wahanie nie jest więc bezpodstawne.