Выбрать главу

— Zupełnie.

— A więc ta czarna przestrzeń nie jest martwa ani pusta; skoro nieustannie przeszywa ją wzrok milionów żywych stworzeń!

Jakże zdumiały mnie te słowa, tak proste i naturalne.

Ależ oczywiście — myślałem — Anna ma słuszność i kiedy patrzę na zimne ognie Krzyża Południa, wzrok mój, być może, spotyka się tam ze wzrokiem nieznanych istot, które choć różne od nas, choć wyrosłe pod innym słońcem, tak samo jak my patrzą w groźne, wieczne piękno wszechświata.

W cztery miesiące po katastrofie otrzymałem drukowaną po staroświecku kartę ze słowami:

Grupa biofizyków Gei ma zaszczyt zaprosić Kolegę na rozszerzone posiedzenie w Dużej Sali Zakładu, które odbędzie się o godzinie osiemnastej czasu miejscowego. Porządek dzienny:

1. Tymczasowe doniesienie profesora Goobara;

2. Dyskusja.

Treścią tymczasowego doniesienia jest problem podróży transgalaktycznych.

Nigdy jeszcze czas nie wlókł się tak nieznośnie jak tego dnia. Pracując w szpitalu, nieustannie spoglądałem na zegar; postanowiłem przyjść na posiedzenie o piątej, ale jakby przypadkowo udałem się w pobliże Dużej Sali Zakładu Biofizyki o czwartej, w przekonaniu, że nie będzie tam nikogo; jakież było moje zaskoczenie, kiedy z daleka już usłyszałem szum głosów. O piątej dwadzieścia sala była pełna po brzegi. Z mego miejsca w górnym rogu amfiteatru widziałem morze poruszających się głów; we wszystkich przejściach stali stłoczeni ludzie; wolna była jedynie wąska przestrzeń pod wielkimi, czarnymi tablicami. Znajdowała się tu cała załoga Gei; pracownie i pokłady opustoszały, jeden tylko człowiek, dyżurny astrogator, był nieobecny, ale 1 on dzięki telewizorom śledził z centralnej sterowni bieg wypadków.

Z uderzeniem godziny szóstej przez boczne drzwi przy katedrze wszedł Goobar. Wstąpił na wzniesienie, przez dłuższą chwilę przebierał wśród kawałków geometrycznie ułożonej pod tablicą kredy, zanim wybrał jeden, potem odwrócił się, skłonił lekko i zaczął mówić.

Rozpoczął od wyliczania szeregu powszechnie znanych faktów, wspominając o migotaniu świadomości przy dochodzeniu do szybkości progowej i o próbach jej przekroczenia, które kończyły się śmiercią eksperymentatorów. Na koniec tego zwięzłego wstępu rzekł:

— Większość specjalistów sądziła, że podróże z szybkością przekraczającą 190 000 kilometrów na sekundę nigdy nie dadzą się urzeczywistnić, nieliczni zaś wyrażali nadzieję, że uda się odkryć środki chroniące człowieka przed zgubnym działaniem szybkości nadprogowej. Ponieważ powszechnie uznana teoria procesów życiowych wyklucza możliwość odkrycia takich środków, ci ostatni specjaliści zakładali, że okaże się ona fałszywa i zostanie obalona. Jeśli chodzi o mnie, nigdy nie wychodziłem z założenia pierwszej ani drugiej grupy kolegów. Z pozycji pierwszej nie, gdyż przyjęcie jej założeń uznaje wszelkie badania w tej dziedzinie za skazane z góry na niepowodzenie, z pozycji drugiej także nie, ponieważ istniejące teorie naukowe zostają zastąpione nowymi nie dlatego, że są fałszywe — ten okres rozwoju nauki już minął — ale dlatego, że nowa teoria jest zawsze ogólniejsza od starej i mieści ją w sobie jako pewien wypadek szczególny. Tak więc postawiłem sobie za zadanie odkrycie takiej nowej teorii procesów życiowych.

Przez salę przeszedł lekki szmer.

Goobar wypisał na tablicy znane każdemu energetyczne równanie żywej komórki i otrzepując palce z kredy ciągnął:

— Koledzy są zaskoczeni moim twierdzeniem, że może istnieć teoria bardziej ogólna od tej, jaką wyraża napisany wzór. Istotnie, obejmuje on wszystkie znane przebiegi procesów życiowych w organizmach ziemskich, od najprostszych, jak bakterie, do najwyższych, jak człowiek. Czy jest więc do pomyślenia teoria jeszcze ogólniejsza? Jedyną możliwość widziałem w takim ujęciu: Życie ziemskie jest tylko pewnym szczególnym przypadkiem czynnego trwania istniejącego w planetarnych systemach wszechświata. Na innych globach wegetować mogą ustroje powstałe inaczej niż ziemskie. U nas życie przejawia się zawsze pod postacią bytowania związków białkowych; otóż dawno już wyrażono przypuszczenie, że mogą istnieć struktury podobne do białka, zbudowane na szkielecie atomów krzemu, tak zwane silikolipidy. Opierając się na tym rozumowaniu, postanowiłem szukać najogólniejszego prawa rządzącego powstawaniem wszystkich form życia, jakie tylko mogą powstać w milionowych układach planetarnych kosmosu. Możliwość stworzenia takiej teorii w oparciu o eksperyment była wykluczona, gdyż nie posiadamy nawet cienia wiedzy o tym. jak takie nieznane organizmy mogą powstawać; jedyną dostępną drogą była dedukcja poszukiwanej teorii w oparciu o najbardziej powszechne prawa obowiązujące w całym kosmosie, to jest prawa materii martwej. Jak wiadomo, dla odzwierciedlenia przebiegów życia w ustrojach ziemskich stworzona została nowa gałąź matematyki, zwana biotensoryką; otóż postawiłem sobie za zadanie odnaleźć jej matematycznych „krewnych” i mogę powiedzieć, że się to naszemu zespołowi po latach pracy udało.

Znowu rozległ się szmer podobny do głuchego westchnienia, które falą przeleciało przez zgromadzonych i zaraz ucichło.

Goobar nakreślił pierwszy wzór, przekrzywił głowę, przez chwilę przypatrywał mu się i zaczął bardzo szybko pisać. Równania wynikały jedne z drugich, w martwej ciszy głucho skrzypiała kreda, czasem okruch jej stuknął spadając na podłogę. Powoli tablica pokrywała się trudno czytelnymi znakami. Już dawno straciłem wątek wywodu i dalsze jego postępy mogłem poznawać tylko po zachowaniu się uczonych. Ci, którzy początkowo notowali, odłożyli podręczne aparaty. Wychyleni w przód z krzeseł, śledzili każdy pojawiający się wyraz, czasem marszczyli czoła, niekiedy twarze ich nieruchomiały, to znowu pojawiał się na nich rodzaj nieznacznego uśmiechu czy ulgi, jak przy dostrzeżeniu w obcej ciżbie znajomej twarzy. Zarazem napięcie w całej sali nieustannie rosło; ten i ów chwytał obu rękami deskę pulpitu, jakby pragnął wstać i zapomniał 0 tym w pół ruchu; siedzący o jeden rząd przede mną Tembhara oblizywał wysychające wargi, a jego sąsiadka, Czakandżan, przyłożyła płasko obie ręce do skroni, jakby pragnąc odgrodzić się od wszystkiego, co nie było rosnącym wężem równań, które wypełzły wreszcie aż po ramę tablicy. Goobar nie zawahał się ani przez chwilę i pisał dalej na lśniącej, mahoniowej boazerii, aż skończył pierwszy ciąg, wtedy odezwał się:

— Teraz zmienimy sobie wyznaczniki…

I nacisnął kontakt. Mechaniczny suwak wzniósł w górę zapisane tablice, opuszczając na ich miejsce nowe; uczony dmuchnął na dłoń zasypaną białym pyłem i pisał dalej. Nagle przystanął, znowu przyjrzał się wzorom z przekrzywioną ptasio głową i rzekł swoim lekko schrypniętym głosem:

— A teraz podstawimy wszędzie jednorodne pola i otrzymamy…

Wypisał krótkie, dwuwyrazowe równanie, mówiąc:

— Jak widzicie, wzór, sprowadzony do postaci najogólniejszej, wykazuje nieuchronność ustania procesów życiowych powyżej szybkości progowej. Inaczej mówiąc, musi wtedy nastąpić śmierć.

Krótki odgłos, jak zdławione westchnienie jednej olbrzymiej piersi, wstrząsnął powietrzem. Goobar, niewzruszony, mówił dalej:

— To jest zupełnie pewne. Śmierci nie da się uniknąć. W tym miejscu wywód ten się kończy. Przez długi czas nie widziałem wyjścia, wydawało mi się, że dalszej drogi nie ma, ale tak nie jest. Co się stanie, pomyślałem, jeśli postawić zagadnienie na głowie, jeśli porzucić sposób powszechnie przyjęty i wyjść nie od strony życia, ale właśnie — od strony śmierci? Jeśli za dany przyjąć właśnie ustrój zabity szybkością, zabity gwałtownie, i sprowadzić go do szybkości niższej?

Goobar znowu zwrócił się ku tablicy, wytarł kilka znaków rękawem i pisał, mówiąc jednocześnie: