A jednak ogarnęło mnie uczucie zawodu, chyba nawet większe niż ich. Ci biedni, przejęci, niezdarni, partaczący robotę szpiedzy wracali do ruchliwego, przepojonego rywalizacją świata. Gdzie znajdą drugi tak wyrozumiały obiekt jak ja i takie urocze miejsce jak moja planeta?
— Do widzenia, Bill — rzekła Mavis wyciągając rękę.
Patrzyłem jak idzie do statku pana Wallace’a. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że przestała być już moim szpiegiem.
— Mavis! — krzyknąłem i pobiegłem za nią. Przyspieszyła kroku, ale złapałem ją za ramię. — Czekaj. Jest coś, o czym zacząłem mówić na statku. Chciałem wrócić do tego także podczas pikniku.
Starała się uwolnić z mojego uchwytu. Zupełnie nieromantycznie wycharczałem:
— Mavis, kocham cię.
Znalazła się w moich ramionach. Całując przekonywałem ją, że jej dom jest tutaj, na tej planecie z mrocznymi lasami i żółtozielonymi polami. Tutaj, ze mną.
Była zbyt szczęśliwa, żeby odpowiedzieć.
Słysząc że Mavis zostaje, młody Roy zastanowił się, co robić. Warzywa pana Wallace’a właśnie dojrzewały, więc chciał się nimi zająć. Wszyscy pozostali także mieli tu jakieś obowiązki, których nie mogli tak po prostu porzucić.
A więc oto jestem u siebie — władca, król, dyktator, prezydent, jakkolwiek chcę się nazwać. Szpiedzy zaczynają przybywać tu ze wszystkich krajów, nie tylko ze Stanów.
Żeby wykarmić wszystkich poddanych, wkrótce będę zmuszony importować żywność. Ale władze poszczególnych państw zaczynają odmawiać mi pomocy. Uważają, że przekupiłem ich szpiegów, żeby zdezerterowali.
Nie zrobiłem tego, przysięgam. Po prostu sami przylatują.
Nie mogę się poddać, bo to miejsce należy przecież do mnie. A nie mam serca, żeby odesłać ich tam, skąd przybyli. Zupełnie nie wiem, co robić.
Sądzicie zapewne, że z ludnością składającą się wyłącznie z byłych szpiegów z łatwością mógłbym sformować własny rząd. Niestety, zupełnie nie mogę na nich liczyć. Jestem absolutnym władcą planety zamieszkanej przez farmerów, mleczarzy, pasterzy i kowbojów, więc może przynajmniej nie będziemy głodować. Ale nie o to chodzi. Problem w tym, że nie wiem jak, u licha, mam rządzić.
Przecież nikt spośród tych ludzi nie będzie dla mnie szpiegował.