– Zaraz przyjdę. Znajdę tylko jakiś kombinezon.
– Tak jest, szefie.
Machnął ręką. Mogła sobie darować ten sarkazm. Powoli zaczynał żałować, że przyjął ją do pracy. Miała to być dla niej nauczka. A wszystko po to, by uświadomić jej, co to znaczy ciężka praca. Jak wygląda prawdziwe, twarde życie. A tymczasem Sadie czuła się tu jak ryba w wodzie. Z jednej strony podziwiał ją za to. Ale co będzie z jej egzaminami? Z jej przyszłością? Miała studiować marketing.
Kiedy wszedł do warsztatu, dostrzegł Sadie siedzącą na olbrzymiej feldze.
– A gdzie Bob? – zapytał, rozglądając się dookoła.
– Musiał wyskoczyć do toalety. Posłuchaj tylko. Nachylił się nad silnikiem. Coś rzeczywiście było nie tak.
Zamknął na chwilę oczy, aby lepiej wsłuchać się w dziwny stukot. Natychmiast wyobraził sobie Mandy lekko kołyszącą biodrami…
– Rozrusznik? – ryknęła mu do ucha Sadie.
Jej głos wdarł się w tę błogą wizję jak ostry sztylet.
– Jeszcze nie wiem. – Z trudem zbierał myśli. – Muszę wszystko sprawdzić.
Amanda zapłaciła za taksówkę. Spojrzała na efektowne wejście opatrzone napisem Capitol Cars. Bez wahania ruszyła w stronę drzwi.
W przestronnej i wygodnie urządzonej recepcji siedziała młoda, sympatyczna kobieta. Ściany obwieszone były fotografiami samochodów, pośród których poczesne miejsce zajmował duży, srebrny rolls.
– Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc?
Amanda poznała ten głos. To z nią rozmawiałam przez telefon, przemknęło jej przez myśl.
– Niedawno rozmawiałyśmy telefonicznie. Nazywam się Mandy Fleming. Czy jest Daniel?
Kobieta uśmiechnęła się.
– Proszę spocząć, panno Fleming. Jest w warsztacie. Zaraz go zawołam.
– Nie, nie. Proszę się nie fatygować. Sama go znajdę. Gdyby zechciała mi pani tylko wytłumaczyć, gdzie znajduje się warsztat. Bardzo się spieszę – skłamała.
– Proszę przejść w takim razie przez część biurową i skręcić w lewo. Daniel powinien być przy dużym, srebrnym rollsie, stojącym w rogu.
– Tym? – Amanda odwróciła się w stronę zdjęcia wiszącego na ścianie.
– Tak.
Kiedy dotarła do warsztatu, stanęła jak zaczarowana. Tyle przepięknych samochodów… Spod srebrnego rollsa wystawały dwie olbrzymie stopy.
– Sadie? Jest coś, ale nie mogę… Podasz mi tę lampę? Amanda rozejrzała się dookoła. Oprócz niej nikogo tu nie było. Nic dziwnego, to przecież przerwa obiadowa. Postąpiła kilka kroków i podniosła lampę.
– Rusz się, dziewczyno! Nie mam ochoty spędzić tu całego dnia.
Duża wysmarowana olejem dłoń machała niecierpliwie w jej kierunku. Amanda schyliła się więc i podała mu lampę. Po krótkiej przerwie usłyszała stek siarczystych, niewybrednych przekleństw.
– Jakiś problem? – zapytała niepewnie.
Daniel umilkł. Powoli wyłonił się spod samochodu. Z wrażenia o mało co nie rozbił sobie głowy. Dojrzał najpierw eleganckie pantofelki na wysokich obcasach, potem cudownie szczupłe kostki i niezwykle zgrabne łydki. Więcej nie było mu trzeba. Zresztą tego głosu nie pomyliłby z żadnym innym.
– Myślałem – mruknął niepewnie – że będziesz dopiero za jakieś pół godziny.
– Przekazano ci, że przyjdę?
– Oczywiście. Dlaczego pytasz?
– Pomyślałam, że jeśli się dowiesz o mojej wizycie, być może zechcesz wymknąć się wcześniej na obiad.
– Więc na wszelki wypadek przyjechałaś przed czasem?
– Ciesz się! Powinieneś mi podziękować. Gdyby mnie tu nie było, sam musiałbyś pofatygować się po tę lampę. – Rozejrzała się dokoła. – Gdzie są wszyscy?
– W pubie. Czekają, aż postawię im kolejkę. – Mówiąc to, podał jej pudełko z przymocowaną do niego kartką, na której było coś napisane.
– Mam cię! Sadie – przeczytała Amanda na głos. – Co to znaczy?
– Dałem się wpuścić w maliny. To taka tradycja. Każdy nowy mechanik próbuje mnie jakoś nabrać. Inaczej nie może stać się pełnoprawnym członkiem zespołu. To taki rodzaj „chrztu". – W głowie kłębiły mu się różne myśli. Co Sadie chciała mu udowodnić? Że jest od niego sprytniejsza? Że zamierza zostać w tej pracy na stałe?
– Po tylu latach pracy chyba trudno jest na tobie zrobić wrażenie?
Wreszcie wygrzebał się spod samochodu.
– Zwykle udaje się to dopiero po kilku próbach. A tu proszę bardzo, moja własna córka… Udało jej się za pierwszym razem.
– Skoro jesteś zajęty, to lepiej już sobie pójdę. – Zdjęła okulary i wreszcie mógł spojrzeć w jej przepiękne oczy. Dostrzegł natychmiast, że są nieco podkrążone. Nie miała spokojnej nocy, pomyślał.
– Sądziłem, że to ty jesteś dzisiaj zajęta. – Czyżbym popełnił błąd? – zastanawiał się gorączkowo.
– Wpadłam na moment, by zapytać, czy nie zechciałbyś spróbować mojej kuchni? To miał być taki rewanż za wczorajszy miły wieczór. Masz dosyć odwagi?
– A czy to bardzo ryzykowne?
– Bez obaw. Mogłabym napisać książkę kucharską o daniach przyrządzanych w kuchence mikrofalowej.
– Całe szczęście, bo już się bałem… A co z twoją przyjaciółką?
– Z Beth? Rozmawiałeś z nią, kiedy dzwoniłeś do biura. Nie będzie jej.
Może źle ją oceniłem wczorajszego wieczoru? Nie, ona nie mówi mi całej prawdy, doszedł do wniosku po chwili namysłu. Uniósł do góry ręce.
– Przepraszam, muszę się umyć. – Ruszył w stronę biura.
– Daniel?
– Tak? – Zatrzymał się. Sposób, w jaki wypowiedziała jego imię wytrącił go z równowagi. Wszyscy zwracali się do niego per Dan. Albo szefie. Odwrócił się powoli. Amanda stała oparta o rollsa. Wyglądała cudownie.
– Ty wciąż jeszcze masz mój kolczyk.
– Jest w biurze. – Z trudem opanował drżenie głosu.
– Zapytam wiec recepcjonistkę.
Powinien skinąć głową i byłoby po sprawie. Nie potrafił jednak. A może nie chciał.
– Nie, nie rób tego. Jeśli możesz zaczekać do wieczora, przywiozę go ze sobą. – Poczuł się jak skoczek spadochronowy, który nie ma pewności, czy jego spadochron się otworzy. Sam strach i przerażenie. Jednak jeden uśmiech Amandy uśmierzył wszelkie obawy. Dawał zapomnienie. – Już teraz nie mogę się doczekać. Czy siódma to nie za wcześnie?
– Idealnie.
– Gdybyś tylko zechciała podać mi swój adres…
– Ach, oczywiście. – Amanda uśmiechnęła się i zatrzepotała swoimi długimi, jedwabistymi rzęsami, aż Danielowi zaparło dech. – Proszę bardzo. A tu numer mojego telefonu komórkowego. Tak na wszelki wypadek.
Stała teraz tuż obok niego. Wystarczyło tylko wyciągnąć rękę, by ją objąć. Oczarowany wpatrywał się przez moment w jej pełne, błyszczące usta. Czuł, że jakaś magiczna siła przyciąga go do tej kobiety. Jego dłoń mimowolnie podążyła w kierunku jej twarzy i zatrzymała się dosłownie tuż przed nią. Lecz niespodziewanie, jak przez sen, usłyszał nagle:
– Tato!
W tym momencie ręka Daniela opadła ciężko na dół. Poczuł się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.
– Czekamy na ciebie! – Sadie stała w drzwiach, bacznie obserwując rozgrywającą się w garażu scenkę.
– Już idę. Sadie, to jest Mandy Fleming.
– Cześć, Sadie – powiedziała Amanda i wyciągnęła rękę na przywitanie.
Sadie jednak nawet nie drgnęła. Rzuciła tylko z lekceważeniem:
– Właścicielka drogiego kolczyka? Nie powinna pani zostawiać go na podłodze w sypialni. Mógł się zgubić. – Odwróciła się do Daniela i dodała: – Jesteśmy w pubie. Jeśli znajdziesz chwilę czasu…
Był tak wściekły, że najchętniej przełożyłby ją przez kolano i sprał po pupie. Jak mogła sobie pozwolić na równie aroganckie zachowanie? A to smarkula!