– Może ty mi to wytłumaczysz… – rzucił.
– Nie muszę ci niczego tłumaczyć. Wszystko wiesz – odparła.
Ogarnęło go tak wielkie pożądanie, że na moment zapomniał o wszystkich obawach. Pocałunki stawały się z każdą chwilą coraz bardziej intensywne, coraz bardziej szalone. Zwolnij, zwolnij! O Boże… to wszystko dzieje się za szybko, powtarzał sobie raz po raz w myślach. Nagle wyprostował się.
– Wyjdźmy! – rzucił krótko.
– Słucham? – Nie wierzyła własnym uszom. Nie mogąc znaleźć słów, wskazała palcem parę mokasynów stojących w przedpokoju. Chwycił je szybkim, nerwowym ruchem i postawił przed nią.
– Płaszcz?
– Tam.
Odwrócił się i zauważył elegancki, beżowy prochowiec wiszący na wieszaku. Pomógł jej go włożyć.
– Dokąd idziemy? – zapytała w całkowitym osłupieniu. – Co z kolacją?
– Po prostu wyłączymy kuchenkę.
Patrzyła na niego, jak na wariata, kiedy w szalonym pośpiechu przekręcał gałki piekarnika.
– Mój suflet! – krzyknęła zrozpaczona.
Wziął ją za rękę i poprowadził w kierunku drzwi.
– Powinnam cię zabić – powiedziała, chwytając po drodze torebkę.
– Z pewnością. Ale i tak byśmy go nie zjedli. Idziemy! – rzucił stanowczo.
Amanda wahała się przez moment. Zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby zostać w domu. Czuła się dziwnie rozbita, jakby traciła grant pod nogami. Bała się. Ten mężczyzna z każdą chwilą zyskiwał nad nią przewagę. Wiedziała jednak, że nie potrafi oprzeć się tym szaleńczym emocjom. A może tak właśnie wygląda miłość? To uczucie bardzo się różniło od wszystkiego, czego doświadczyła do tej pory.
Przez ułamek sekundy wydawało mu się, że Mandy woli zostać w domu. Na szczęście już po chwili schodzili schodami w dół. Zatrzymał się na krótko, ujął jej dłoń i zaplótł ją na swoim przedramieniu. Ruszyli szybkim krokiem przed siebie. Początkowo nie odważyła się spojrzeć na niego ani się odezwać. Dopiero po jakimś czasie zapytała:
– Dokąd my właściwie idziemy?
– Nie mam pojęcia. – Spojrzał na nią i głęboko odetchnął, jakby sam sobie chciał dodać odwagi. – Nie mogłem dopuścić, byśmy od razu wylądowali razem w łóżku. Nie tak szybko. Pragnę cię poznać.
– Ach tak?
– Proszę, opowiedz mi coś o sobie.
– Mogliśmy porozmawiać przy kolacji – stwierdziła kąśliwie.
– Jesteś tego pewna? Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– No dobrze. Czego chciałbyś się o mnie dowiedzieć?
– Wszystkiego, czego jeszcze nie wiem. Podsumujmy: jesteś sekretarką, kochasz teatr, kochasz też balet, masz alergię na zapach świeżej farby i… właściwie to wszystko. Zacznij od początku. Od samego początku.
– Ostrzegam w takim razie, że może to być bardzo długa noc. Naprawdę.
– Mamy czas do jedenastej.
– Do jedenastej? Czyżby nie wolno ci było wracać później do domu?
– Mnie nie, za to Sadie tak. Muszę wiedzieć, czy zastosowała się do moich poleceń. Jak widzisz, ojcostwo bywa czasem uciążliwe,
Amanda uśmiechnęła się.
– Nie oszukasz mnie. Wiem wszystko na temat ojców. Przecież sama miałam ojca! – No właśnie. Ale moje dziecko nie będzie go miało, przebiegło Amandzie przez myśl.
Otrząsnęła się. – No cóż, zaprezentuję ci zatem wersję skróconą. Mam dwadzieścia… – Wzruszyła ramionami. – No dobrze, będę szczera, prawie trzydzieści lat.
– Cenię szczerość. – Daniel nie spuszczał z niej wzroku. Znowu miał to niewytłumaczalne wrażenie, że chciała przed nim coś ukryć. – Czyżbyś martwiła się swoim wiekiem?
– Nie, dlaczego. A powinnam? Wzruszył ramionami.
– Trzydziestka to w pewnym sensie wiek graniczny. Dla faceta oznacza dojrzałość, a dla kobiety koniec szalonej młodości. Niektóre z nich z uporem utrzymują, że wciąż mają dwadzieścia dziewięć lat. Tak jak moja była żona. To powód, dla którego nie chce się publicznie pokazywać z Sadie.
– To żałosne – wyrwało się Amandzie. Patrzyła mu teraz prosto w oczy.
– No cóż, mnie trzydziestka kojarzy się z tymi wszystkimi sprawami, których jeszcze nie załatwiłem, pomimo wcześniejszych postanowień.
– Masz jeszcze mnóstwo czasu.
– Na wiele rzeczy tak. Ale nie na wszystko. – Obserwował ją bacznie. Czuł, że dotknął jakiejś czułej struny.
– Urodziłam się w Berkshire. Wysłano mnie do szkoły z internatem. Miałam iść na uniwersytet, ale mój ojciec potrzebował sekretarki. Kogoś, komu mógłby zaufać. Dyktował mi swoje wspomnienia podczas długiej choroby. I tak pracowałam aż do jego śmierci.
– Mogłaś podjąć studia później. Wciąż możesz to zrobić.
– Wiem. – Uśmiechnęła się do niego w zamyśleniu. – Ale gdybym tak naprawdę tego chciała, dawno bym to zrobiła. Poza tym, lubię swoją pracę.
– A co z twoją rodziną? Masz przecież matkę albo jakieś rodzeństwo?
– Moja mama zajęła się działalnością charytatywną. A mój starszy brat, Max, jest ekonomistą. Razem ze swoją żoną, Jill, oczekują narodzin pierwszego potomka. W styczniu zostanę ciocią.
Dosłyszał w jej głosie nutę żalu.
– To wszystko?
– Nie jestem i nie byłam zamężna, bo nie spotkałam nikogo, z kim chciałabym dzielić życie. – Aż do tej chwili, pomyślała nieco przerażona. Jeszcze przed kwadransem była na najlepszej drodze, by zrealizować swój genialny plan. Poszliby ze sobą do łóżka, kochaliby się… Wszystko byłoby takie proste. Czyste pożądanie, miły seks… Czy tego właśnie chciała? Dlaczego musiał wszystko skomplikować? – Teraz opowiedz coś o sobie. Twoja kolej. – Nie miała ochoty rozwodzić się nad swoimi problemami.
– Urodziłem się trzydzieści osiem lat temu we wschodniej części Londynu. A właściwie na samych jego peryferiach. Mój ojciec pił i był wyjątkowo brutalny. Kilka dni po moich dziesiątych urodzinach matka straciła ostatecznie jakąkolwiek chęć do życia… – zawiesił na chwilę głos -…i popełniła samobójstwo.
– O Boże, tak mi przykro.
Dopiero w tym momencie uświadomił sobie ciepło jej dłoni. Na ułamek sekundy stracił chęć do dalszych zwierzeń. Zawładnęło nim szalone pragnienie. Po chwili jednak zapanował nad sobą i dalej ciągnął swą opowieść.
– Rzuciłem szkołę, mając czternaście lat. Zbyt byłem zajęty bieganiem po dokach i bazarach. Zarabiałem na życie.
Miałem szczęście, że nie popadłem w poważne tarapaty. Ale to właśnie wtedy pokochałem samochody.
Nie opowiadał o swoim bólu, o cierpieniu. Pogrzebał je na dnie duszy, by nie oglądając się w przeszłość, iść do przodu.
– Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo boisz się, że Sadie przegapi swoją szansę.
– Ma buntowniczą naturę. A poza tym, dużo problemów. Chociażby ze swoją matką. – Nigdy nie opowiadał nikomu o swoim małżeństwie, jakby chciał przekonać cały świat, ze sobą na czele, że nie ma to już dla niego żadnego znaczenia. Spojrzał badawczo na Amandę, by sprawdzić, czy nie przejrzała jego myśli. – Miałem nadzieję, że tydzień pracy w garażu nauczy ją moresu. A ona tymczasem czuje się tam jak ryba w wodzie.
Amanda zaśmiała się.
– Ma przecież szesnaście lat. Umieściłeś ją w garażu, wśród tłumu dorosłych facetów i sądzisz, że ułatwi jej to podjęcie decyzji o powrocie do szkoły?
Nagle zdał sobie sprawę, do czego zmierzała.
– Żaden z nich nie pozwoliłby sobie…
– To nie o to chodzi – wpadła mu w słowo. – Jednak na pewno jej imponuje, kiedy mężczyźni prawią jej komplementy i zerkają na nią znacząco. Jest już na tyle dorosła, że mogą jej przyjść do głowy różne niebezpieczne pomysły. A gdzie ona teraz właściwie jest?