– Wstawaj i przyjedź do mnie. Już ja ci znajdę zajęcie. A poza tym, co powiedziałbyś na wspólną poranną kawę?
– Smakowałaby wspaniale, ale mam za dużo zajęć i za mało czasu. A co powiedziałabyś o dzisiejszym wieczorze?
To była niezwykle kusząca propozycja, jednak od dawna Amanda była umówiona na prezentację w szkole sekretarek, do której kiedyś sama uczęszczała.
– Dzisiaj wieczorem nie mogę, przykro mi. Pracuję.
– Mam nadzieję, że nie z Guyem Dymoke'em? – Zaśmiał się gardłowo.
– A gdyby nawet, to co?
– Upierałbym się, żeby z tobą pójść.
– To byłoby całkiem miłe. Ale będę zajęta w mojej byłej szkole. Więc jutro?
– Myślę, że weekend będę musiał poświęcić Sadie. Ktoś w końcu powinien jej wyperswadować ten szaleńczy pomysł. Może poniedziałek?
Poniedziałek wydał się Mandy bardzo odległy.
– W porządku, ale nie oczekuj, że coś ugotuję.
– Mandy… – Zawiesił głos.
Jak niezwykle zabrzmiało to imię w jego ustach. Zamarła na chwilę.
– … musimy porozmawiać. – Był zaskakująco poważny. Żeby rozładować nieco napięcie, zapytała przekornie:
– A co, lubisz seks przez telefon? Zaśmiał się głośno.
– Dzięki, ale wolę poczekać do poniedziałku. Odłożyła słuchawkę. Przeciągnęła się kilka razy, po czym wstała, zdjęła pościel i włożyła ją do pralki. Pozbierała z podłogi ubrania i wzięła szybki prysznic. Włożyła garsonkę, którą wczoraj ze sobą zabrała. Była dopiero ósma rano, a ona stała już w pełnym rynsztunku, gotowa do wyjścia do pracy.
Ktoś zapukał do drzwi. Była to Sadie. Stała w drzwiach ubrana od stóp do głów w czarną skórę. Wyglądała jak prawdziwy motocyklista. W ręku trzymała dziwaczny kask. Zdaje się, że właśnie wychodziła.
– Nie sądziłam, że wstaniesz.
– Ale nie wygląda na to, żebyś miała zamiar prosić mnie o podwiezienie do pracy.
– Nie, nie. Chodzi mi o wczorajszy wieczór. Myślałam, że będziesz chciał sprawdzić, czy stosuję się do twoich zaleceń.
– Mam do ciebie zaufanie.
– Duży błąd! – Jej śmiech zabrzmiał jakoś nieprzyjemnie. – Zaufałeś własnej żonie i zobacz, do czego to doprowadziło.
Daniel poczuł, jak wstrząsa nim zimny dreszcz. Wstał z łóżka i poszedł do kuchni. Włożył chleb do tostera i napełnił czajnik wodą. Sadie dreptała za nim. Poczuł się jak matka – kaczka, za którą jak cień nierozłącznie suną małe kaczuszki.
– Widziałem motocykl – powiedział po chwili. – Zrobisz nie lada wrażenie, gdy pojedziesz nim do szkoły w przyszłym tygodniu.
– Niezła zagrywka, tato, ale jakoś nie sądzę, żeby ten czołg miał przypaść pani Warburton do gustu. To nie przystoi młodej damie – dodała, naśladując wyniosły ton swojej wychowawczyni – siedzieć na czymś podobnym i to w takiej nieprzyzwoitej pozie… Wybij to sobie, moja droga, czym prędzej z głowy. Szkoda, że nie mogę jeszcze prowadzić samochodu. Gdybym miała minicoopera, moje szczęście byłoby absolutne. – Nie czekała na reakcję Daniela. Nie liczyła, że ojciec podejmie temat. Jednak w połowie drogi do drzwi zatrzymała się i rzuciła przez ramię: – Pamiętasz, że za kilka miesięcy mam urodziny, prawda?
– Pamiętam, pamiętam. Pomyślimy. Ale pod warunkiem, że zdasz egzaminy.
– Tak bardzo lubię ten motocykl – dodała. Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
– Tak myślałem, że moglibyśmy – zawiesił na krótko głos – wybrać się razem na wieś. Aż szkoda nie skorzystać z takiej ładnej pogody. Co ty na to? Chcesz ze mną pojechać?
– Pewnie. Dlaczego by nie. Poza tym, jeśli nie pojadę, to zapewne poświęcisz swój czas pannie od kolczyka. I zrobisz z siebie głupa.
Co za złośliwy małpiszon, pomyślał Daniel, uśmiechając się pod nosem.
– Uganianie się za młodymi kobietami wpędzi cię w kłopoty. Uważaj!
– Nie ma sprawy – powiedział, udając, że w ogóle nie zauważył jej złośliwych komentarzy.
– A zatem czeka cię nudny weekend z własną córeczką. Ale wpadłeś!
Lekceważący ton Sadie nie zwiódł Daniela. Nie była w stanie go oszukać. Widział wyraźnie iskierki radości w jej oczach, zanim zdążyła naciągnąć na głowę kask. Wyglądało na to, że wypad na wieś był strzałem w dziesiątkę. Zamyślił się. Zależało jej na nim. A zatem jego starania miały sens… – Dobra, ale teraz muszę już naprawdę lecieć – usłyszał jej głos przytłumiony kaskiem. – Jeśli się spóźnię, mój wredny szef znowu zrobi mi potworną awanturę. – Ruszyła w stronę drzwi. Po chwili jednak zajrzała jeszcze na moment do kuchni i pomachała mu ręką na pożegnanie. Jakże bardzo przypominała mu czasami malutką Sadie sprzed lat.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
– O mój Boże! – krzyknęła Beth od progu. – A cóż to za promienny uśmiech?
– Nie piszcz tak – powiedziała Amanda – bo mi popękają bębenki. Lepiej poproś Jane, by zrobiła mi herbatę.
– Herbatę? Żartujesz sobie chyba ze mnie. Mam zajmować się jakąś durną herbatą, zanim wysłucham opowieści o wydarzeniach wczorajszego wieczoru? A kto wie, może i wczorajszej nocy?
– Poproszę o earl grey – ciągnęła dalej Amanda ze stoickim spokojem. – A jeśli potem znajdziesz chwilę czasu, to wpadnij, proszę, bo chciałabym, abyś rzuciła okiem na roboczą wersję umowy dotyczącej naszej nowej spółki. Powinnyśmy wyjaśnić sobie wszystkie szczegóły, zanim pójdziemy do prawnika. No, chyba nie zapomniałaś o tak ważnej sprawie? – zapytała z pozornym zniecierpliwieniem, całą swoją uwagę skupiając na czytanym dokumencie.
Beth puściła słowa Amandy mimo uszu. Teraz chciała porozmawiać o czymś zupełnie innym. I nie miało to nic wspólnego ani z herbatą, ani tym bardziej ż umową.
– No i co? – zapytała, zasiadając naprzeciwko Amandy. Cóż, należało się z tym Uczyć. Amanda przeczuwała przecież, że nie uda jej się tak łatwo wymigać.
– Ale z czym? – zapytała, jakby nic nie rozumiejąc.
– Mam na myśli ostatnią noc – wyjaśniła Beth. Po jej twarzy błądził wyzywający uśmiech. – Będzie co kołysać?
– Nie za szybko próbujesz wyciągać wnioski?
– Jak to? Chyba nie powiesz, że nic…
– To jedyny powód, który ci przychodzi do głowy?
– Nie mów… zabezpieczył się?
– Oczywiście. To dżentelmen. Nigdy nie wpędziłby kobiety w kłopoty. – Poza tym, jej pierwotny plan wydał jej się teraz zbyt wykalkulowany i… okrutny.
– Można było się tego spodziewać! – Głos Beth zakłócił tok myśli Amandy niczym ostrze sztyletu. – No to masz teraz problem.
– Jaki znowu problem? Nie ma takiego pośpiechu.
– Lepiej kuj żelazo, póki gorące. Nigdy nic nie wiadomo, moja droga.
Amanda spojrzała na nią ostro.
– Co to niby miało znaczyć?
– Właściwie nic. Ale z tego, co pamiętam, chodziło o szybkie i proste załatwienie sprawy. Co zrobisz, jeśli jemu chodziło tylko o szybki numerek?
– Nie bądź cyniczna, Beth. On jest taki ciepły, wyrozumiały i czuły…
– Staram się być realistką. Wyłącznie realistką. I zdaje mi się, że mam w tych sprawach nieco więcej doświadczenia niż ty.
– Wiec co proponujesz?
– Musisz jakoś rozwiązać ten problem. Co powiedziałabyś na stary podstęp ze szpilką?
– A co powiedziałabyś, gdyby twój Mike zapragnął mieć dziecko i uciekł się do identycznego zagrania?
Beth wyraźnie zbladła.
– To nie to samo! OK, zapomnij o szpilce. Ale musi przecież być jakiś inny sposób…
– Z pewnością. Czy mogłybyśmy jednak zająć się tym nieco później? – Mówiąc to, Amanda podała Beth umowę. – Zapoznaj się z nią dokładnie.