– Właściwie jest jeden sposób… – rzuciła nerwowo Beth, mechanicznie wyciągając rękę po umowę.
Amanda patrzyła na koleżankę z wyraźną dezaprobatą. Nagle Beth wystrzeliła jak z procy:
– Możesz go przywiązać do łóżka i doprowadzić do stanu… no wiesz, że nie będzie się mógł powstrzymać.
– Wspaniale! Jesteś nadzwyczaj pomysłowa. – Amanda roześmiała się głośno. – Jedwabne pończochy i bita śmietana w sprayu… I ja mam z tobą prowadzić wspólne interesy? Beth, użyj swojej wyobraźni do czegoś innego. Na przykład do pracy. Musisz znaleźć jakąś dobrą stenotypistkę dla Guya Dymoke'a.
– Już się tym zajęłam. Wyślemy Jennę King – odparła bez chwili namysłu.
– Świetnie. To została jeszcze herbata… – powiedziała Amanda z naciskiem.
– W każdym razie, gdybyś potrzebowała mojego mieszkania, to nie ma sprawy… Mogę zostać u Mika. Muszę tylko wpaść, żeby wziąć trochę czystych ciuchów.
– Dzisiaj mam prezentację w szkole, a weekend Daniel chce spędzić z córką. Spróbuje ją przekonać, że powinna wrócić do szkoły. Mamy zamiar spotkać się w poniedziałek. Do tego czasu nie będę potrzebowała już twojej dziupli. Dzięki.
– Zamierzasz zaprosić go do siebie?
– Oczywiście. – Jednego była pewna. Nie mogła już dłużej ciągnąć tego kłamstwa. Cała ta historia stała się zbyt poważna. Nie wiedziała tylko jeszcze, co powie Danielowi, jak mu to wytłumaczy. – Nie rozumiem, czemu nie mówisz, że robię duży błąd? Że jak tylko spuszczę Dana z oka, będzie napychał sobie kieszenie moimi srebrami rodzinnymi?
– Cóż, uważam, że masz rację. Rzeczywiście, musisz mu o wszystkim powiedzieć.
Zadźwięczała komórka. Zanim Amanda odebrała telefon, zdążyła jeszcze syknąć:
– Herbata…
Beth wstała i skierowała się do drzwi.
– Tu… – Już miała zgłosić się jak zwykle, lecz coś ją tknęło i podała jedynie numer swojej komórki.
– Mandy?
Serce podskoczyło jej do gardła na dźwięk głosu Daniela.
– Umówiliśmy się dopiero na poniedziałek, ale co powiedziałabyś na wspólny lunch?
– Och, byłoby cudownie. Myślałam, że będziesz dziś bardzo zajęty.
– Tak, ale mogę się na trochę wyrwać. Nie wiem tylko, czy twoja apodyktyczna szefowa zechce cię wypuścić.
– Z pewnością nie będzie zachwycona, gdy przepadnę bez wieści na kilka godzin. A co zaplanowałeś?
– Co powiedziałabyś na piknik na zielonej trawie?
– Fantastyczny pomysł! Mamy dziś piękną pogodę. Pozostaje nam więc tylko wybrać miejsce. Regent Park czy Kensington Garden?
– Może Regent Park. Będę czekał o pierwszej przed stacją metra na Baker Street.
– Świetnie, przyniosę kanapki. Na co masz ochotę? Roześmiał się znacząco, a Amanda szybko przerwała połączenie.
Daniel czekał już około dziesięciu minut. Jak zwykle była spóźniona. Zaczynał się powoli niecierpliwić, lecz gdy po chwili ujrzał ją idącą w jego kierunku, zapomniał o swojej irytacji.
– Przepraszam, że znowu na mnie czekałeś. Ale niedługo, prawda? Miałeś wczoraj jakieś problemy?
W odpowiedzi wziął od niej kosz piknikowy i ujął ją pod ramię.
– Problemy? – - zapytał po chwili, kierując się w stronę wolnej ławki.
– Czy Sadie nie wykorzystała twojej nieobecności?
– Na swoje szczęście, nie. Poza tym, już wkrótce wszystko będzie prostsze. W przyszłym tygodniu wraca przecież do szkoły.
– Naprawdę myślisz, że wróci?
– Taką mam nadzieję. – Otworzył z zainteresowaniem koszyk. – Sushi?
– Nie lubisz?
– Nie, dlaczego? Wodorosty są przecież bardzo zdrowe. – Uśmiechnął się od ucha do ucha. – Przynajmniej tak twierdzą dziennikarze.
– Są i kanapki. – Pochyliła się nad koszykiem. – Jestem pewna, że poprosiłam też o… w porządku, jest też pieczona kiełbaska. – Mówiąc to, podniosła wzrok.
Daniel patrzył na nią z jawnym pożądaniem. Ich usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
– Boże, toż to prawdziwa tortura – jęknął. – Marzę o tym, żeby kochać się z tobą teraz i tutaj. Do utraty przytomności.
– Wystraszylibyśmy wszystkie okoliczne kaczki.
– I zaraz by nas aresztowali. Masz dzisiaj wolne popołudnie? – zapytał.
Amanda z trudem przełknęła ślinę. Przeleciała w myślach plan spotkań: trzecia – spotkanie z prawnikiem; czwarta trzydzieści – z dekoratorem wnętrz; potem szkoła. Bez szans. Ale po chwili zapytała filuternie:
– A ty?
Przez moment zastanawiał się, czy nie odwołać ważnego spotkania, które mogłoby zaowocować interesem roku. Nie, tego nie mógł zrobić. Pokiwał więc przecząco głową, lecz bez przekonania.
– Ale za to jutro…
– Myślałam, że chcesz spędzić cały weekend z Sadie?
– Sadie będzie pracować do piątej. Chcę, by poczuła każdy mięsień, żeby miała po prostu dość. Może zrozumie, jak przyjemne życie pędziła w szkole.
– Prawie jest mi jej żal.
– Nawet nie próbuj brać jej w obronę. Wciąż jest ci winna przeprosiny. – Uniósł jej dłoń do ust. – Jednak to, że ona pracuje, wcale nie oznacza, że i ja muszę. Moglibyśmy spędzić ze sobą prawie cały dzień! Uda ci się wyrwać?
Twarz Amandy rozświetliła się. Wiedział, że teraz jest dobry moment, by wyznać prawdę. Coś jednak powstrzymywało go. Nie chciał, żeby Mandy doszła do wniosku, że jej nie ufał. Jutro. Jutro na wsi będą mieli wystarczająco dużo czasu na wszelkie wyjaśnienia. Wyjął chrupiącą kanapkę z serem i z piklami i zatopił w niej zęby.
– Przyjadę po ciebie koło dziesiątej. Co o tym myślisz?
– Cudownie, ale przyjedź lepiej do biura. Jutro rano muszę jeszcze załatwić kilka drobiazgów.
– Do agencji?
– Tak.
Przez chwilę Amanda miała ochotę wyrzucić z siebie wszystko. Ale Daniel gotów pomyśleć, że zażartowała sobie z niego… Może nawet nie będzie chciał kontynuować tej znajomości. Nie mogła ryzykować. Jutro wszystko mu wytłumaczy. Na spokojnie. Być może uda jej się wybrać na tyle dogodny moment, że Daniel potraktuje tę całą sprawę jak dobry żart. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
– Dokąd pojedziemy? – zapytała po chwili.
– Myślałem o domku na wsi. To bardzo ciche i spokojne miejsce.
– Sadie, jutro nie będzie mnie w pracy. Nawet nie podniosła wzroku znad gazety.
– No i co z tego? Nie musisz przecież trzymać mnie za rączkę! – Założyła na uszy słuchawki walkmana. – Na wypadek gdybyś miał się o mnie martwić, chcę cię pocieszyć, że znajdą się inni, którzy z miłą chęcią cię zastąpią – dodała jakby nigdy nic i już miała uruchomić przycisk „start", aby dać do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną.
Szybkim ruchem ręki powstrzymał ją od tego.
– I mam nadzieję, że na tym poprzestają!
– O co ci chodzi, tato? – Podniosła w końcu wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. – Ty możesz zabawiać się z jakąś panną, a ja mam siedzieć w domu i wertować zeszyty? Tak sobie to wymyśliłeś?
– Czyżbyś dokonała już wyboru? Uważaj tylko, żeby nie zaskoczyły cię skutki tej decyzji.
Pomimo że twarz Sadie pokryta była grubym, trupio bladym makijażem, nietrudno było dostrzec rumieniec na jej policzkach.
– O co ci chodzi, tato? Ned to miły facet, jeśli jego masz na myśli.
– To dobry kierowca. Ale nie sądzę, żeby określenie „miły" zbytnio do niego pasowało. Na ogół trzydziestoletni faceci nie interesują się małolatami chodzącymi do szkoły.
– Już ci powiedziałam, że nie zamierzam wracać do szkoły.
Postanowił zlekceważyć jej ostatnią wypowiedź.
– Sadie, on jest dla ciebie o wiele za stary. Mogę ci przysiąc, że w jego życiu nie brakuje dojrzałych kobiet. Oczywiście, są pewne korzyści wypływające z romansowania z córką szefa. – Specjalnie ujął to w ten sposób. Miało ją to zaboleć. – Nie on pierwszy i nie ostatni wpadł na ten pomysł.