Выбрать главу

– Tak? Być może, nigdy nie myślałem w ten sposób. Słuchaj, Mandy, chciałbym powiedzieć ci teraz całą prawdę. Posłuchaj…

– Daniel, obawiam się, że ja też mam ci coś do powiedzenia.

Uniósł do góry rękę i wyjął z jej włosów liść. Bała się podnieść wzrok. Lękała się tego, co zobaczy w jego oczach. Tak było o wiele łatwiej. Czuła jego dłoń na swoim policzku, dotyk jego ust na swojej szyi…

– Popatrz na mnie, Mandy – poprosił po chwili. – Prawda jest taka, że kocham cię do szaleństwa.

– Cóż za piękna, sentymentalna scena! – W drzwiach wejściowych stała Sadie. Czarny skórzany kombinezon, czarne włosy i papierowo blada twarz. I tym razem nie był to efekt wyrafinowanego makijażu. Stała z szeroko otwartymi, przestraszonymi oczami i trzymała w ręku kopertę.

– Sadie! – Daniel wyglądał na bardzo zmieszanego. Myślałem, że jesteś w garażu.

– Byłam, owszem. Ale pomyślałam, że przyjadę tu trochę wcześniej. Chciałam rozpalić ogień w kominku i przygotować coś do zjedzenia. Dla ciebie! – Te ostatnie słowa podkreśliła szczególnie wyraźnie, patrząc przy tym wymownie na Amandę. – Rozmawiałam o tym z Bobem. On też stwierdził, że to dobry pomysł, i że sprawię ci tym przyjemność. Byłeś dla mnie bardzo wyrozumiały przez ten ostatni tydzień. Chciałam ci jakoś podziękować. Ale nie sądziłam, że przywieziesz ją tutaj…

– Sadie! – wyrwało się Amandzie. Dobrze wiedziała, do czego Sadie zmierza.

– Nie nazywaj mnie Sadie. Nikt cię do tego nie upoważnił. Tylko przyjaciele mogą do mnie tak mówić. A ty… ty nie jesteś nikim lepszym od mojej matki. Zupełnie jak ona!

– Jej oczy płonęły. – Chciałam ci się zrewanżować, tato. Myślę, że to wystarczy – powiedziała, podając mu kopertę.

– Ona zaangażowała prywatnego detektywa, żeby cię sprawdził! Tu jest wszystko na temat twojego życia osobistego, dochodów, firmy…

Amanda widziała, jak Daniel napina mięśnie.

– Skąd to masz? – spytał zmienionym głosem. – Grzebałaś w torebce Mandy?

– Nie musiałam. Znalazłam to koło samochodu. Tam, gdzie jest taka wygnieciona trawa.

– Sadie, wyjdź stąd natychmiast i poczekaj na dole – zwrócił się do niej rozkazującym tonem.

Wzruszyła tylko ramionami.

– Nie ma sprawy. Włączę czajnik. Jestem przekonana, że panna Fleming z przyjemnością napije się herbaty, zanim stąd wyjedzie. – Jej kroki zadudniły na schodach.

– Mandy…

– Przestań. – Amanda odsunęła się od niego. Tak było łatwiej. – Nic nie mów, proszę cię.

– Czy to prawda?

Nie. Tak. Co miała mu powiedzieć? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Ze sposobu, w jaki na nią patrzył, wywnioskowała, że i tak podjął już decyzję.

– Kiedy Vicky chciała, abym się z nią ożenił, zaszła po prostu w ciążę.

– Co, tak sama…?

– Przestała brać pigułki, ale nic mi o tym nie powiedziała. A kiedy była już w ciąży z Sadie, zaczęła mnie szantażować, że jeśli się z nią nie ożenię, pójdzie na zabieg. – Odwrócił się do okna. – A teraz, tam na trawie…

Wiedziała, co chce powiedzieć. Zapomniał o zabezpieczeniu. Zachowali się jak para nierozsądnych nastolatków. Było to zarówno głupie, jak i szalone. Nie pozwoliła mu jednak dokończyć.

– Nie musisz się martwić. Małżeństwo jest ostatnią rzeczą, o której myślałam. Mogę ci obiecać, że cokolwiek się stanie, nigdy mnie więcej nie usłyszysz i nie zobaczysz. – No cóż, pomyślała z sarkazmem, czyż nie tak miało być? Czyż nie tak zaplanowała?

Powoli, ociągając się, wsuwała bluzkę do spodni. Wszystko wykonywała w zwolnionym tempie, jakby czekała na to, że Daniel coś jeszcze powie, choć jedno słowo. Liczyła na to, że zaproponuje jej podwiezienie. Zamiast tego jednak stał tam i patrzył na nią, jakby była mu całkowicie obca. I to też przecież była część jej planu. Cóż za paradoks. Wiedziała, że jeżeli natychmiast stąd nie wyjdzie, wybuchnie płaczem. Odwróciła się więc i po chwili słychać było, jak schodzi po schodach.

Sadie czekała na nią w salonie, z założonymi rękami i z wyrazem triumfu na twarzy. Ten widok podziałał na Amandę jak zimny prysznic. Skutecznie ją otrzeźwił. Wyjęła z torebki telefon komórkowy i wystukała numer radiotaxi. Musiała przełamać się wewnętrznie, by zapytać Sadie o adres. Kiedy skończyła rozmowę, Sadie wycedziła z typową dla nastolatków wyższością w głosie:

– Możesz poczekać na zewnątrz.

Trzeba przyznać, pomyślała Amanda, że to wyjątkowo bezczelna dziewczyna. Nie miała pojęcia, jak postąpiłaby, będąc na miejscu Sadie, która bądź co bądź miała za sobą bolesne przeżycia i doświadczenia. Jej własna matka posłużyła się nią jako pretekstem, żeby złapać faceta. Potem bez skrupułów porzuciła i męża, i małą córeczkę. A teraz jakaś obca kobieta chciała ukraść Sadie ojca No i ten raport prywatnego detektywa… Amanda musiała przyznać, że los nie oszczędzał Sadie. Gdy była już w drzwiach, odwróciła się i powiedziała:

– Wróć do szkoły, Sadie. Jesteś mu to winna.

– Tak, jasne, żebyś go mogła porwać w swoje szpony, gdy tylko zniknę! Czy uważasz, że jestem na tyle głupia? Nie ma mowy!

– Tylko do końca roku. – Amanda mocno akcentowała każde słowo. – Potem możesz przenieść się do szkoły w Londynie.

– Skąd o tym wiesz? – spytała napastliwie.

– Porozmawiaj z ojcem. – Dostrzegła cień niepewności na twarzy dziewczyny. – Zobaczysz, że się zgodzi. A mnie nie musisz się obawiać, nie stanowię dla ciebie żadnego zagrożenia. A teraz to już na pewno nie. Czy sądzisz, że po tym wszystkim będzie chciał się jeszcze ze mną spotykać?

Sadie nie dała się na to złapać.

– Musisz mi przysiąc, że będziesz trzymać się od mego z daleka.

Amanda zamarła. Miała więc podeptać być może swoją ostatnią szansę na ułożenie sobie życia?

– Przysięgnij! – Sadie nie dawała za wygraną.

– A jeśli to zrobię, wrócisz do szkoły?

Sadie spojrzała na nią ze zdziwieniem i skinęła głową na znak zgody.

– Zatem dobrze, przysięgam.

Do taksówki, która czekała na nią na końcu drogi, szła jak w transie. Nie mogła już powstrzymać łez, które płynęły strumieniami po policzkach. Szlochała coraz głośniej. Waśnie utraciła największą miłość swego życia. Jedyną, jak jej się zdawało. Prawdziwą.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Czy to nie dzisiaj, Amando? Prawda, że to dzisiaj? Do Amandy ledwo co docierały słowa Beth.

– Ale co dzisiaj? – wymamrotała półprzytomna. Nie rozumiała, dlaczego Beth od samego rana była taka nadopiekuńcza.

– Czy chcesz, żebym z tobą poszła? Jeśli tak, nie krępuj się, powiedz. Jasne, że pójdę.

– Ach, o to ci chodzi. Nie, nie ma potrzeby – odpowiedziała. Nie sądziła, że Beth będzie o tym pamiętać. Ale cóż, Beth była przecież niezwykle skrupulatna, nawet jeśli na taką nie wyglądała. Z pewnością miała zapisany ten termin w kalendarzu. Taka przyjaciółka, to prawdziwy skarb.

– Czy ktoś inny idzie z tobą? Może Jill, a może twoja matka? No chyba nie powiesz mi, że wybierasz się tam sama! Co ci jest?

Amanda nie miała zbyt wielkiej ochoty na tę rozmowę. Liczyła na to, że jeszcze przez jakiś czas uda jej się utrzymać wszystko w tajemnicy. Jednak najwyraźniej myliła się. Zdaje się, że właśnie dziś nadszedł ten dzień, by wyznać Beth prawdę.

– Nie idę tam.

– Jak to?. – Beth opadła na krzesło naprzeciwko niej. – Zmieniłaś zdanie? A może doszłaś do wniosku, że jednak nie chcesz mieć dziecka?

– Nie, nie o to chodzi. Po prostu zrezygnowałam z wizyty w klinice. Odwołałam ją już kilka tygodni temu.

– Ale dlaczego? Co się stało? – Beth właściwie nawet nie oczekiwała odpowiedzi. Prawdopodobnie miała własną wersję wydarzeń. – Słuchaj, nie wiem, co wydarzyło się między tobą a Danielem, ale musisz o tym zapomnieć. Potraktuj to jak małe zawirowanie. Teraz znowu wyszłaś na prostą, prawda? I tak trzymaj. A co z twoim zegarem biologicznym, przestał nagle tykać? I co będzie z tymi wszystkimi witaminami, kwasem foliowym? A szpinak?