– Co z nimi?
– No… – Beth zająknęła się -…no, szkoda byłoby je przecież wyrzucić! Miałyby się zmarnować?
– Nic się nigdy nie marnuje. Każde doświadczenie uczy nas czegoś nowego – stwierdziła filozoficznie Amanda i nagle jej twarz pobladła jak kreda. Zakrywając sobie usta dłonią, pobiegła czym prędzej do toalety. Kiedy w końcu z niej wyszła, Beth, która stała oparta o futrynę drzwi, dostrzegła, że cera Amandy przybrała zielonkawy odcień.
– Czyżbyś miała poranne mdłości? – spytała z promiennym uśmiechem na ustach.
Amanda skropiła sobie twarz zimną wodą. Czuła się okropnie. Nie przeżyłaby chyba teraz widoku Beth turlającej się ze śmiechu po podłodze. Lecz z drugiej strony nie wiedziała, czy na miejscu przyjaciółki potrafiłaby zachować powagę. Spojrzała w lustro. Pierwszy raz nie wyglądała jak modelowa kobieta sukcesu. Blada, z czarnymi sińcami pod oczami… Westchnęła ciężko. Zastanawiała się, jak Beth mogła do tej pory nie zauważyć tych uciążliwych i jednoznacznych zarazem objawów.
– I co mi dało łykanie tej twojej witaminy B6? Twierdziłaś z całym przekonaniem, że zapobiega porannym mdłościom. Ta twoja ślepa wiara w środki farmakologiczne… Szkoda słów – zwróciła się nieco lekceważąco do Beth.
– No tak. Ale nie zapominaj, że należy ją brać przez cały miesiąc przed… – Znowu zająknęła się, ale już po chwili jej oczy rozbłysnęły wesołymi ognikami. – No wiesz, przed czym… – dodała, śmiejąc się.
– To wcale nie jest śmieszne. To wielka pomyłka, Beth.
– Co jest pomyłką? To, że zaszłaś w ciążę? Przecież tego właśnie chciałaś! Więc o co ci właściwie teraz chodzi? Czym się zadręczasz? Popatrz, o ile prostszą masz sytuację. Nie musisz się martwić, jak mu o tym powiesz. Czy to nie wygodne?
Cała Beth, pomyślała Amanda. Nawet w najczarniejszej sytuacji próbuje znaleźć jaśniejsze punkty
– To fakt – zgodziła się. – Nie będę musiała mu o tym mówić. – Ale dlaczego te słowa tak bardzo zabolały? Bo tak naprawdę marzyła o tym, by założyć rodzinę. Cudowną, ciepłą rodzinę. I bała się, że to nigdy nie nastąpi; że nie znajdzie nigdy odpowiedniego partnera… To dlatego chciała, by Daniel dowiedział się o dziecku. Gdyby sprawy między nimi potoczyły się inaczej, na pewno byłby bardzo szczęśliwy. Ale przecież tam, w uroczym domku, obiecała pewnej młodej osobie coś bardzo ważnego. Nie mogła złamać tej obietnicy.
Wiedziała, że Sadie posłusznie wróciła do szkoły. Aby się o tym przekonać, zadzwoniła któregoś dnia do Pameli Warburton. Jako pretekstu użyła swojego wystąpienia w Dower House. Chciała koniecznie wykręcić się od tego przemówienia. Przy okazji zapytała o Sadie.
– Mercedes Redford? Znasz jej rodzinę?
– Niezbyt dobrze. Ale poznałam Mercedes i dowiedziałam się, że postanowiła rzucić szkołę. Zastanawiałam się tylko, czy udało się ją przekonać, by kontynuowała naukę.
– Dzięki Bogu, tak. Wierz mi, naprawdę nie miałam innego wyjścia. Musiałam ją zawiesić. Być może była to z jej strony desperacka próba zwrócenia na siebie uwagi. Chyba się orientujesz, że ma niezbyt ciekawą sytuację rodzinną?
– Tak, tak, wiem o tym. Właśnie, chciałabym cię prosić, byś nie wspominała jej o moim telefonie. Nie chcę, by pomyślała, że ją kontroluję.
– Ależ to przecież właśnie robisz!
– No, owszem, ale cóż… wolę, żeby nie wiedziała. – Tak naprawdę Amanda chciała dowiedzieć się, czy Sadie nie złamała swojej obietnicy. Gdyby tak było i ona czułaby się zwolniona z danego słowa. Nie było się co oszukiwać, nie do końca kierowała się troską o Sadie. Wszystko przez pozytywny wynik testu ciążowego.
– Czy nie ma zatem, Amando, żadnego sposobu, aby namówić cię do wygłoszenia przemówienia na koniec roku szkolnego? – Pani Warburton była wyraźnie zawiedziona.
– Droga Pamelo, z miłą chęcią, ale chyba powinnaś wiedzieć, że jestem w ciąży. A do tego czasu będę gruba jak beczka. Tak gruba, że znad mojego brzucha nie będę widziała notatek.
– No to w takim razie wygłosisz je bez notatek!
– Czy naprawdę chcesz, by niezamężna, ciężarna kobieta snuła opowieść o swojej drodze do sukcesu? Mam przekonać panienki z dobrych domów, że osiągną wszystko, czego zapragną, jeśli tylko będą wytrwale dążyć do celu?
– Sama jesteś tego najlepszym przykładem, Amando.
Zdecydowanie tak! Jutro wyślę list potwierdzający datę i godzinę wystąpienia.
Nie, to niedorzeczne. Naprawdę nie miała ochoty tam wystąpić. Nie rozumiała, dlaczego Pamela Warburton tak bardzo obstawała przy swoim pomyśle.
– Może tak właśnie będzie lepiej. – Piskliwy głos Beth wyrwał ją z otchłani własnych myśli.
Lepiej? – pomyślała z goryczą, lecz głośno powiedziała:
– Oczywiście, że tak. Przecież wszystko poszło zgodnie z planem. – Jej agencja rozrastała się i rozwijała, a teraz jeszcze na świat miało przyjść dziecko, którego tak bardzo pragnęła. Dlaczego więc czuła się taka przegrana? Z trudem uśmiechnęła się do Beth. Wciąż nie mogła pogodzić się z faktem, że jej znajomość z Danielem miała taki żałosny finał. Pod żadnym pozorem i za nic w świecie nie chciała o tym rozmawiać. Wspomniała jedynie Beth, że to już koniec, ale nie dawała się wciągnąć W żadne dyskusje.
Była wściekła na siebie. To wyszło naprawdę idiotycznie. Oboje grali w tę samą grę, a powodował nimi strach. Strach, że zostaną zranieni, strach przed cierpieniem. Co za asekuracja. Gdyby wiedziała, czym to się skończy, nigdy by tak nie postąpiła. To była niezła nauczka. Być może, gdyby wszystko wydało się wcześniej i w bardziej sprzyjających warunkach, oboje by się serdecznie z tego uśmiali.
Daniel był szczęśliwy, że Sadie dała się namówić na powrót do szkoły. Zobaczył ją dopiero w drugiej połowie grudnia. Wybrali się razem do teatru. Taki właśnie prezent postanowiła podarować ojcu pod choinkę. Wywnioskowała z rozmów, że ostatnio niezbyt często wychodził i jest jakiś nieswój. Miała nadzieję, że trochę rozrywki dobrze mu zrobi. Pomimo jej oczekiwań nie zaprosił żadnej ze swoich znajomych. Tak więc Sadie nie miała w zasadzie innego wyboru, jak pójść z nim, mimo że była zagorzałą przeciwniczką teatru.
Tym razem jednak naprawdę chciała sprawić ojcu przyjemność. Kupiła nawet na tę szczególną okazję elegancką sukienkę. Oczywiście czarną. Sama musiała przyznać, że wygląda w niej fantastycznie. I do tego dużo poważniej. A było to nie bez znaczenia. Kiedy przechadzali się w foyer, przyciągała niejedno męskie spojrzenie. Danielowi przyszło nagłe do głowy, że zapewne chciałaby, żeby zobaczył ją teraz Ned Gresham i przekonał się, co stracił. Jednak od jakiegoś czasu nie pracował już dla Daniela. Był naprawdę dobrym i doświadczonym kierowcą, więc Daniel żałował trochę, że go traci. Ale z drugiej strony przeszło mu przez myśl, że tak będzie bezpieczniej. Nie da się ukryć, było z nim trochę kłopotów.
Kiedy oddali płaszcze do szatni, Sadie zaproponowała, że kupi program. Jemu zaś przypadło w udziale zatroszczyć się o napoje. Utorował sobie więc drogę do baru i kupa dwa toniki. Sadie nie lubiła coli, a on musiał mieć się na baczności. Wiedział z doświadczenia, jak łatwo jest popaść w ciąg nie kończących się drinków. Już to przeżył, i to nieraz. Ostatnio, kiedy zostawiła go Vicky. Nie chciał więc ryzykować. Obawiał się, że po alkoholu straciłby panowanie nad sobą i natychmiast popędziłby do Agencji Garland. Błagałby Mandy, by zechciała się z nim spotkać. Dobrze wiedział, że tak właśnie by się to skończyło. I tak już bezustannie o niej myślał.