– Kto będzie rozdawał w tym roku nagrody? – zapytał, parkując samochód.
– Jakaś absolwentka, która zrobiła karierę – odpowiedziała, szukając zaproszenia w torebce. – Amanda Garland – przeczytała na głos.
Stopa Daniela zsunęła się ze sprzęgła i samochód skoczył żabką do przodu. Silnik zgasł. Daniel z trudem opanował drżenie rąk.
– Nigdy o niej nie słyszałam.
– Prowadzi agencję sekretarek w Londynie – wyjaśnił po chwili. – Bardzo ekskluzywną. Czasami wynajmuje od nas kierowców.
– Jaka ona jest?
Dan odwrócił się w stronę Sadie.
– Nie mam pojęcia. Marzę jedynie o tym, żeby nie okazała się jakąś straszną gadułą.
Przy wejściu czekało kilka uczennic młodszych roczników, które miały za zadanie zaprowadzić spóźnionych gości na ich miejsca.
Pani Warburton była już w trakcie swojego powitalnego przemówienia. Sadie natychmiast zniknęła w tłumie koleżanek. Daniel zaś, nie chcąc robić zamieszania, zajął pierwsze wolne miejsc w tylnym rzędzie. Patrzył bez większego zainteresowania na przesuwające się po scenie postaci. Nie kończący się szereg nagrodzonych w dziedzinie sportu, za najlepsze wyniki w nauce, za najlepsze projekty. Cały czas próbował zgadnąć, którą z siedzących tam kobiet jest Amandą Garland.
Natychmiast przypomniał mu się ten jesienny, ciepły poranek, kiedy żartował sobie z szefowej Mandy. Mandy… Mandy… Boże, nie mógł zapomnieć jej głosu, jej śmiechu… Chwilami zbyt trudno było mu z tym wszystkim żyć. Dźwięki i obrazy powracały z tak ogromną siłą i tak natarczywie, iż zdawało mu się, że tego nie zniesie. Nagle wyrwał go z tych rozmyślań znajomy głos. W pierwszej chwili nie zrozumiał jeszcze, co się dzieje. Zebrani nagrodzili oklaskami kolejną osobę na podium. Podniósł głowę. Na podium stała Mandy.
– Jak zapewne większość z was zauważyła – zaczęła lekko i z humorem – naprawdę nie powinnam tu stać. – Na widowni rozległ się cichy szmer. – Nie potrafiłam jednak odmówić Pameli i doszłam do wniosku, że być może rzeczywiście uda mi się was, uczennice Dower House zainspirować do podejmowania trudnych wyzwań i przekonać, że warto jest żyć intensywnie. Nie mam na myśli wyłącznie ciężkiej pracy. Najważniejszą sprawą jest mieć marzenia i wyznaczyć sobie konkretny cel. A potem konsekwentnie dążyć do jego realizacji. Kiedy się czegoś naprawdę bardzo, ale to bardzo chce, żaden wysiłek nie jest zbyt wielki. No cóż, osiągnęłam wszystko, czego pragnęłam. A poza tym bóle krzyża, spuchnięte kostki i nieustającą zgagę. – Te ostatnie uwagi wzbudziły śmiech na sali.
Mandy… Nie mógł uwierzyć. To była ona.
– Być może mniej by mi to przeszkadzało, gdybym mogła się wygodnie wyciągnąć, unieść stopy do góry. Ale niezależnie od tego, jak bardzo bolą mnie plecy, jak bardzo mam spuchnięte nogi i jak bardzo jestem niewyspana, dzień w dzień muszę wstawać o godzinie siódmej, aby punktualnie o ósmej trzydzieści być w biurze. Inaczej osiągnięcie czegokolwiek byłoby niemożliwe. A jak dotąd, prowadzenie agencji było sensem mojego życia. – Czule pogłaskała brzuch.
Jest w ciąży? Wstał powoli, żeby lepiej ją widzieć.
– Jednak ostatnio moje życie zmieniło się nieco. Chciałabym, abyście właśnie dzisiaj zastanowiły się nad tym, jakie macie marzenia i niezwłocznie przystąpiły do ich realizacji. Czas szybko ucieka… – Przerwała, zauważywszy, że ktoś w ostatnim rzędzie wstał. To był on. Zamarła, nie mogąc wykonać żadnego ruchu ani powiedzieć choćby słowa. Patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem, jakby zobaczył ducha. A więc byli tu dziś. Zza pleców usłyszała zaniepokojony głos Pameli:
– Amando, czy wszystko w porządku?
Upiła łyk wody. Nic nie było w porządku. Ale nie mogła przecież stąd tak po prostu uciec. Kontynuowała więc, starając się nie patrzeć w jego kierunku.
Daniel opadł ciężko na krzesło. Mandy Fleming… Amanda Garland… jak mógł być tak głupi? Ale dlaczego mu nic nie powiedziała? Co za szaleństwo! Podczas gdy on obawiał się ujawnić prawdę o sobie zwykłej sekretarce, Amanda maskowała się przed szoferem… To właśnie tę prawdę chciała mu wyznać, zanim Sadie wtargnęła do pokoju. A teraz spodziewała się dziecka. Jego dziecka. Lecz ukryła to przed nim. Dlaczego? Nawet wtedy, kiedy w teatrze niemal wpadli na siebie. Czemu nic mu nie powiedziała? I kim był ten facet, który jej towarzyszył? Na samą myśl o tajemniczym nieznajomym poczuł gwałtowny przypływ zazdrości.
A może Sadie także ją zauważyła i dlatego tak mocno wbiła paznokcie w jego rękę. Sadie… Sadie? Gdzie ona jest? Poczuł kolejny przypływ adrenaliny. Poderwał się ze swojego miejsca jak oparzony. Wystarczył mu szybki rzut oka, żeby stwierdzić, że nie było jej na sali. Skierował się do wyjścia.
– Czy mogę panu pomóc? – Zjawiła się przed nim jedna z małych dyżurnych.
– Muszę porozmawiać z moją córką. – Jego głos brzmiał niezwykle stanowczo. – To pilne!
– Taka wysoka, w czarnej sukience?
– Tak.
Dziewczynka wzięła głęboki oddech.
– Sadie Redford? O rany!
Burzliwe brawa na sali uświadomiły mu, że za chwilę na podium wejdzie Sadie i stanie oko w oko z Mandy… Amandą. Na coś takiego z pewnością nie była przygotowana.
– Gdzie jest moja córka? – zapytał niecierpliwie.
– Poszła do garderoby.
– A gdzie to jest?
– Ale pan przecież nie może tam wejść! – zaprotestowała oburzona.
Amanda czuła się bardzo zmęczona. Było jej duszno. Marzyła o tym, żeby usiąść gdzieś na powietrzu. Ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Zostało jej już tylko wręczenie dyplomów i nagród. Nazwisko – dyplom – uścisk dłoni. Nazwisko – dyplom – uścisk dłoni.
Daniel mocno zastukał do drzwi. Cisza. Pomieszczenie było puste. A więc minął się z Sadie. Tego tylko brakowało. Pobiegł szybko korytarzem. Nagle usłyszał, że wywoływane jest imię i nazwisko jego córki. Tak jak ktoś, kto obserwuje mający się za chwilę wydarzyć wypadek, tak i on patrzył, jak Sadie wchodzi po schodkach na podium i idzie w kierunku stołu. Wyraźnie widoczny był moment, w którym zdała sobie sprawę, kto za chwilę ma uścisnąć jej rękę i wręczyć dyplom. Stała tam spięta i zdruzgotana. Na pewno nie wiedziała, co powinna zrobić.
– Ty nie jesteś żadną Amandą Garland! – rzuciła gniewnie. – To jest Mandy Fleming! Panna od kolczyka! – Poniosły ją nerwy. Zupełnie się nie kontrolowała. Mówiła podniesionym głosem. Wszyscy zebrani na sali wstrzymali oddech. Zapadła kompletna cisza. – O Boże! I do tego jeszcze jesteś w ciąży!
Tego było za wiele. Amanda poczuła, jak uginają się pod nią nogi i osunęła się na ziemię. Ostatnim obrazem, jaki zarejestrowała, była przestraszona twarz Daniela, który podążał w jej kierunku.
Nie miał już żadnych wątpliwości, co do niej czuje. Podbiegł, roztrącając stojących wokół ludzi.
– Niech ktoś zadzwoni po karetkę – ryknął, pochylając się nad Amandą i poluźniając jedwabną chustkę, którą miała zawiązaną na szyi. – Mandy – wyszeptał cicho. Chwycił ją za rękę. – Mandy, ocknij się. – Ktoś przyniósł szklankę wody. Daniel umoczył w niej rąbek chustki i zwilżył nim usta Amandy. – Kochana, ocknij się, błagam!
Powoli otworzyła oczy. Ich spojrzenia spotkały się. Zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć, od czego zacząć: wybacz mi, dlaczego nic mi nie powiedziałaś… Zamiast tego jednak wyszeptał:
– Kocham cię… Tak bardzo mi cię brakowało. Boję się o ciebie.
Amanda miała wrażenie, że za chwilę się rozpłacze.