– Wyjdźcie stąd wszyscy.
– Proszę, wysłuchaj go – dobiegł ją cichy głos Sadie.
– Przecież ja niedługo pójdę na studia, a tata będzie cię potrzebował. A poza tym, jest jeszcze dziecko.
– Z nim wszystko w porządku.
– Z nim?
Amanda skinęła głową.
– To chłopiec. Podaj mi dłoń. – Położyła dłoń Sadie na swoim brzuchu.
– O rety, jakie to cudowne! Naprawdę niesamowite! – Odwróciła się do ojca. – Chodź, zobacz, jak mały mocno kopie!
Daniel jednak nawet nie drgnął. Wpatrywał się w Mandy i czekał na jej odpowiedź.
– Na miłość boską, tato! – Sadie przerwała ciszę. – Na co ty jeszcze czekasz?
Dodała mu odwagi. Podszedł do Mandy i objął ją czule. Sadie cmoknęła go w policzek.
– Oczywiście, że Mandy za ciebie wyjdzie – powiedziała i uśmiechnęła się promiennie. – A jeśli ci odmówi, to powiedz, że nie oddasz jej kolczyka. – Podeszła do drzwi i otworzyła je. – Myślę, że dużo łatwiej będzie jej podjąć tę decyzję, gdy zostaniecie sarni. – Mówiąc to, niemal bezszelestnie wyszła.
Zapanowała cisza. Daniel przerwał ją pierwszy.
– Powiedziałabyś mi o dziecku?
– Bardzo chciałam ci o tym powiedzieć, ale… – zawiesiła głos -…nie mogłam. Przyrzekłam Sadie.
– Ale ona przecież nic nie wiedziała o tym, że jesteś w ciąży.
– Nie! – wykrzyknęła. – Nie – powtórzyła już spokojniej. – To było wtedy na wsi. Była przerażona i walczyła jak lwica broniąca swoich młodych. Zawarłyśmy coś w rodzaju umowy: ja przyrzekłam, że zniknę z twojego życia, a ona, że wróci do szkoły. To jedyne, co mogłam zrobić. Zresztą, i tak byłam pewna, że ze mną zerwiesz.
– Ale czy powiedziałabyś mi o dziecku?
Zamilkła. Tak naprawdę sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Po krótkim zastanowieniu lekko wzruszyła ramionami i odparła:
– Ja obiecałam Sadie, ale Beth nikomu nic nie obiecywała. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że wysłałaby ci kartkę z gratulacjami lub coś w tym rodzaju.
– Ach, to ta przyjaciółka z mieszkaniem…
– Przyjaciółka, partnerka w interesach… To ona właśnie cię sprawdzała.
– Niezła spryciula.
– Próbowała mnie tylko chronić. Nawet nie przeczytałam tego raportu, który mi dała. – Przerwała na chwilę. – Zresztą, w ogóle nigdy go nie przeczytałam. I co, naprawdę chcesz się ze mną ożenić?
Uśmiechnął się pod nosem.
– Czyżbyś wciąż zastanawiała się nad odpowiedzią?
– Rzeczywiście nosisz przy sobie mój kolczyk? – zapytała.
Włożył rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął małe zawiniątko. W środku był jej kolczyk. Wyciągnęła rękę, lecz Dan tylko pokręcił głową. Ukląkł przed nią i powiedział:
– Chcesz mego dziecka. To cudowne! Ale co będzie ze mną? – Położył delikatnie swoją dłoń na jej brzuchu. Oczy Daniela rozbłysły szczęściem, kiedy dziecko się poruszyło. – Ojej, on mnie kopnął, hodujesz tu małego piłkarza!
– A może raczej tancerza? Poza tym, on cię nie kopnął. On tylko cię przywitał. – Nagle jej oczy spoważniały i poczuła ucisk w gardle. – Przywitał się ze swoim tatą.
Mocno ją do siebie przytulił i szepnął czule:
– Może następna będzie dziewczynka? Wtedy na pewno zostanie tancerką.
– Męski szowinista! Uśmiechnął się tylko.
– Wybacz mi, kochana, że tak późno zrozumiałem, jak bardzo cię kocham. Więc jak, wyjdziesz za mnie? Tam na zewnątrz przynajmniej tuzin osób czeka na twoją decyzję.
– Mogą sobie jeszcze chwilę poczekać. A teraz, przestań już wreszcie paplać i pocałuj mnie.
– Brawo, Tom! No zobacz tylko, jak się uwija! Widzisz, piłka nożna wcale nie jest taka zła.
Amanda spojrzała na Daniela. Uśmiechał się szeroko od ucha do ucha.
– To prawda. – Nie mogła się powstrzymać i uściskała swojego małego piłkarza na oczach całej drużyny. – Świetnie się spisałeś! Cieszy mnie jego sukces – przyznała, kiedy wracali do samochodu. – W przyszłym tygodniu twoja kolej. Będziesz oklaskiwał Molly na jej występie baletowym.
Schylił się i podniósł do góry swoją czteroletnią córeczkę. Pocałował ją w szyję, a ona zaczęła chichotać.
– Nie mogę się już doczekać. Uwielbiam oglądać te wasze popisy.
– A skoro już mówimy o dzieciach, co z Sadie? Przyjedzie na wigilię?
– Tak, i to do tego nie sama. Nie powiedziała wprawdzie z kim, ale czuję, że to coś poważnego. Czyżbym już niedługo miał zostać dziadkiem? Będę się musiał przyzwyczaić do tej myśli.
– Żeby ci nie było przykro, to mam dla ciebie prezent.
– Tak przed świętami? Prezent?
– Ale wręczę ci go dopiero w dniu twoich urodzin.
– Mam czekać siedem miesięcy?!
– Wiesz dobrze, kochanie, że oczekiwanie to połowa radości. Jak ci zapewne wiadomo, naszemu krajowi zagraża niż demograficzny…
– Tak, mówili o tym w dzienniku.
– Doszłam więc do wniosku, że trzeba coś z tym fantem zrobić… Jakoś poprawić sytuację.
– Czyżbyś…była… – Spojrzał wymownie na jej brzuch. Objął ją mocno i pocałował. – Być ojcem, to naprawdę wspaniała rzecz! Jakże się cieszę!
Amanda dobrze pamiętała, jak podczas pierwszego spotkania wyobrażała sobie cztery dorodne, niebieskookie bobasy, obdarzone szelmowskim uśmiechem Dana. Trzy już są, pomyślała z zadowoleniem. Żeby jednak do końca zrealizować plan, trzeba będzie jeszcze trochę popracować – mruknęła do siebie pod nosem.
Liz Fielding