Выбрать главу

Po wyjściu Durantów lekarz popatrzył na probówkę. Tyle było do zrobienia! Potter, specjalista z Centrum, miał przybyć mniej więcej za godzinę. Nie będzie mu odpowiadało to, co się tu dzieje. Lekarze nie rozumieją Masy. Przygotowanie psychiczne rodziców zajmowało mnóstwo cennego czasu i komplikowało życie Służbie Bezpieczeństwa. Srengaard przypomniał sobie pięć instrukcji „Do zniszczenia po przeczytaniu”, które otrzymał w ubiegłym miesiącu od Maxa Allogooda, szefa SB w Centrum. To było niepokojące; podobno jakieś nowe niebezpieczeństwo zmobilizowało SB.

Mimo wszystko Centrum nalegało, aby prowadzić rozmowy z rodzicami. Srengaard domyślał się, że Nadludzie mieli ważne powody by tak postępować. Nigdy nie pozostawiali nic przypadkowi. Czasami on sam miał wrażenie, że jest sierotą bez przodków i przeszłości. Pozbywał się tej depresji powtarzając sobie hasło: „Oni nami kierują, kochają nas, opiekują się nami”. „Oni” trzymali świat w swoich rękach i dokładnie zaplanowali przyszłość: miejsce dla każdego człowieka, każdy człowiek na swoim miejscu. Czasowo porzucono niektóre z najstarszych marzeń ludzkości, takie jak; podbój kosmosu, wydobycie surowców z dna morza, czy roztrzygnięcia dysput filozoficznych. Były pilniejsze sprawy. Kolej na resztę przyjdzie, gdy do końca opanuje się technikę manipulacji genetycznych.

Na razie nie brakowało pracy dla inżynierów wewnątrzkomórkowych. Trzeba było utrzymać liczbę robotników, zahamować wszelkie dewiacje i utrzymać pulę genetyczną, z której pochodzili sami Nadludzie. Srengaard ustawił mikroskop elektronowy na probówkę Durantów i ustawił go na minimalne powiększenie, żeby zmniejszyć interferencje Heisenberga. Dodatkowe sprawdzenie nie zaszkodzi nikomu: przy odrobinie szczęścia być może uda się zlokalizować komórkę-matkę, co ułatwi zadanie Potterowi. Lecz pochylając się nad mikroskopem, Srengaard wiedział, że usprawiedliwia się przed samym sobą. Po prostu nie mógł się oprzeć pokusie spojrzenia na tę morulę, z której miał się n a md/i ć Nadczłowiek. Cuda były tak rzadkie…

Włączył aparat. W małym powiększeniu wydawało się, iż morula trwa w zupełnym bezruchu. Zastój zahamował wszelkie pulsacje. Mimo tego uśpienia wyglądała bardzo dobrze. Nie zachował się żaden ślad bitwy, która miała w niej miejsce.

Srengaard przygotował się do zwiększenia powiększenia, lecz powstrzymał swój ruch. Zbyt wielkie powiększenie niosło fiyzyjco, lecz Potter na pewno będzie umiał zapobiec skutkom interferencji. Dlatego nie oparł się pokusie.

Podwoił powiększenie, po czym zrobił to jeszcze raz. Powiększenie usunęło wrażenie zastoju. Ruchy stały się widoczne. Błyski podobne do spadających gwiazd zamigotały za powierzchni ekranu. Na tym tle ukazała się potrójna spirala nukleotydów — to ona spowodowała iż wezwał Pottera. Prawie Nadczłowiek. Prawie gotowe dzieło, równowaga formy i treści, która dzięki dokładnie obliczonej porcji enzymów mogła zapewnić nieśmiertelność.

Srengaard poczuł się nagle sfrustrowany. Jego własny zestaw enzymów, mimo iż utrzymywał go przy życiu, musiał w końcu doprowadzić do śmierci. Taki był los wszystkich ludzi. Mieli nadzieję osiągnąć wiek dwustu lat, czasami nieco więcej, jednak na koniec równowaga przemiany przerywała się u wszystkich oprócz Nadludzi. Oni byli doskonali, ograniczeni jedynie przez bezpłodność. Lecz był to los wspólny tak wielkiej liczbie ludzi, że w niczym nie umniejszał znaczenia ich nieśmiertelności.

Własna bezpłodność dawała Srengaardowi wrażenie wspólnoty z Nadludźmi, którzy pewnego dnia rozwiążą również i ten problem. Skoncentrował się na moruli. W tym stadium powiększenia zawiesina kwasów aminowych zawierających siarkę stała się widoczna.

Zawiesina drżała poruszana małymi wstrząsami. Srengaard zauważył ze zdziwieniem isoralthinę, wskaźnik genetyczny myxoedemu, symptom możliwej wadliwości systemu Thyrodien. Wada niepokojąca w organizmie bliskim doskonałości. Koniecznie trzeba o tym powiedzieć Potterowi!

Zmniejszył powiększenie, by obejrzeć strukturę mitochondriów oraz zgięcia błony wewnętrznej. Potem przeszedł do błony zewnętrznej i zatrzymał się na warstwie hydrofilowej. Tak, można jeszcze doprowadzić do równowagi isoralthiny! Nadzieja osiągnięcia perfekcji nie była stracona.

Wtem wszystko w polu widzenia mikroskopu zadygotało.

— Mój Boże, nie! — Srengaard skamieniał na widok fenomenu, który miał miejsce tylko osiem razy w historii manipulacji genetycznych.

Niewyraźna smuga zawiesiny podpłynęła z lewej strony do struktury komórkowej. Owinęła się wokół zwojów helisy Alfa, osiągnęła granicę łańcucha polipeptydów i zniknęła.

Na miejscu smugi były teraz nowe struktury, które mierzyły około czterech angstremów średnicy i tysiąca długości. Była to protamina spermatyczna bogata w argininę. Wokół niej cytoplazmatyczne fabryki proteiny zmodyfikowały się, walcząc przeciw zastojowi. Srengaard rozpoznał fenomen dzięki opisowi klinicznemu ośmiu poprzednich przypadków. System replikacji DNA skomplikował się i zwiększył swą wytrzymałość. Tym samym zadanie lekarza stało się trudniejsze.

Potter będzie wściekły — pomyślał Srengaard.

Zgasił mikroskop, wyprostował się, wytarł wilgotne ręce, po czym spojrzał na zegar. Minęło mniej niż dwie minuty. Durantowie nie dotarli nawet do salonu. A mimo to, podczas tych dwóch minut jakaś siła, jakaś enegria z zewnątrz, spowodowała we wnętrzu embriona ogromne zmiany.

Czy to właśnie niepokoi SB i Nadludzi? — zastanowił się.

Słyszał jak mówiono o tym zjawisku, czytał raporty, lecz nie myślał, że zobaczy to kiedykolwiek na własne oczy.

Było to jakby zorganizowane… Potrząsnął głową. Nie, to nie mogło być zamierzone, to był po prostu przypadek i nic ponadto.

Lecz wspomnienie tego, co widział, prześladowało go. W porównaniu z tym — pomyślał — moje wysiłki wydają się śmieszne. Trzeba będzie powiedzieć o tym Potterowi. On powinien wyprostować ten wygięty łańcuch… Jeżeli oczywiście jest to jeszcze możliwe, po tym kiedy stał się tak wytrzymały.

Srengaard poczuł się nieswojo. Nie był przekonany, że to wypadek. Sprawdził wszystko od początku. Analizator podłączony do komputera wskazywał dużą ilość cyto-chromu b5 oraz hemoproteine 0-450.

Doktor odwrócił się od monitora, a natępnie sprawdził działanie skalpela mikromechanicznego, liczników zainstalowanych obok probówki i wydruku z opisem przebiegu zastoju.

Wszystko było w porządku. Tym lepiej. Embrion Durantów, wyposażony w nadzwyczajny potencjał, był teraz genetyczną niewiadomą. Może Potterowi uda się to, wobec czego inni byli bezradni.

Rozdział 2

Przybywszy do szpitala, doktor Wiesław Potter zatrzymał się w portierni. Mimo iż długa podróż koleją pneumatyczną z Centrum do Seatac Megalopolis zmęczyła go trochę, z zapałem opowiedział dyżurnej pielęgniarce sprośną historyjkę na temat reprodukcji prymitywnej. Ta zarumieniła się, po czym wyszła poszukać ostatniego raportu Srengaarda o embrionie Durantów. Wróciwszy, położyła go na stole zerkając na Pottera. Ten rzucił okiem na raport, a następnie spojrzał pielęgniarce prosto w oczy.

„Czy to możliwe?” — zapytał sam siebie. „Ależ nie, ona jest za stara! Nie byłaby nawet dobra w łóżku”. Poza tym Nadludzie nie daliby nam pozwolenia na reprodukcję. Jestem Zeekiem J4111118ZK. Gen Zeek był modny dawno temu, pod koniec lat dziewięćdziesiątych w regionie megalopolii Timbuktu.

Z tego genu pochodziły osobniki o jasnej cerze, czarnych włosach, brązowych i ciepłych oczach, okrągłej twarzy oraz tęgiej budowie ciała.

„Zeek Wiesław Potter. Nigdy nie wyprodukował samca, ani samicy Nadczłowieka, ani nawet systemu gamet zdolneeo do żvcia…”