Выбрать главу

Niezdarnie ujęła go pod pachy, by go podźwignąć, ale podczas upadku nadwerężyła nadgarstki i teraz nie chciały jej pomóc. Poza tym właściwie i tak nie miała możliwości, by go gdziekolwiek przenieść, z jej strony było to tylko pobożnym życzeniem.

Swoim zwyczajem dała ujście złości w bardzo niechrześcijański sposób:

– Do diabła, do diabła, do diabła!

Po minucie odważyła się wreszcie sprawdzić, czy Morahan żyje. Gdy obawiamy się odpowiedzi, najczęściej rezygnujemy z pytania.

Ciało pod skórzaną kurtką miał ciepłe. Tova ostrożnie przesunęła ręką po klatce piersiowej mężczyzny. Nie był to z pewnością tradycyjny sposób wyczuwania pulsu, ale Tova zawsze chadzała własnymi ścieżkami.

Owszem, serce jeszcze biło. Ale z jakim ogromnym wysiłkiem oddychał! Płuca pracowały niby miech kowalski.

Nagle zrozumiała, że nie ma żadnego racjonalnego powodu, by dalej tak siedzieć i trzymać mu rękę pod koszulą. Ale to było takie cudowne poczuć blisko inną ludzką istotę, a jeszcze w dodatku mężczyznę!

Jakże często historia Ludzi Lodu się powtarza, pomyślała sobie. Villemo także znalazła się kiedyś w zasypanych śniegiem górach razem z umierającym mężczyzną, choć jej sytuacja była, rzecz jasna, o wiele bardziej dramatyczna. Zawieja. Wojna. I tamten człowiek rzeczywiście umarł.

Morahan natomiast nie żegnał się jeszcze z życiem, udręczony wciągnął głęboki oddech i lekko się poruszył.

– Leż spokojnie! – nakazała Tova. – Sprawdź najpierw, czy nigdzie cię nie boli! Na przykład w karku albo kręgosłupie.

– Nie… Nie, chyba nie. Nie rozumiem, jak mogłem…

– To była moja wina – przerwała mu Tova. – Nie powinnam tak do ciebie wołać. Ale musimy dotrzeć do tamtego domu. Myślisz, że dasz radę?

Morahan z początku nalegał, by jechali dalej, ale ani jego stan, ani stan motocykla na to nie pozwalał. Zgodził się więc na postój i podtrzymywany przez Tovę dotarł do domku. Po wielu trudnych próbach udało im się wejść do środka tak ostrożnie, jak to tylko możliwe. Powszechnie wszak przyjęte jest, że w sytuacjach ostatecznych wolno jest włamać się do domków w górach, byle tylko przyzwoicie odnosić się do samej chaty i jej wyposażenia.

Morahan na nic nie miał siły, opadł na łóżko i nie ruszał się, kiedy Tova rozpalała ogień w kominku.

Kiedy ciepło zaczęło rozchodzić się po pokoju, poprosił słabym głosem:

– Chodź do mnie i usiądź, Tova! Porozmawiajmy chwilę.

Usłuchała, nieco onieśmielona, nie przywykła bowiem, by ktokolwiek chciał mieć ją tak blisko.

– Nie, nie w samych nogach, głuptasie – uśmiechnął się z wysiłkiem. – Siądź tak, bym mógł cię widzieć, i opowiedz mi, co to za szaleńcza historia, w którą zostałem wciągnięty.

– Dobrze, jeśli najpierw opowiesz mi o sobie.

Morahan się zgodził i Tova nareszcie zrozumiała, jak bogate i ciekawe miała życie. Jego bowiem było smutną wędrówką pomiędzy fabryką, pubem i nędznym wynajętym pokojem. Historie miłosne przeżył nieliczne i mało inspirujące, stwierdziła z pewnym zadowoleniem.

Z jego opowiadania łatwo wyczytała tęsknotę za lepszym wykształceniem i innym środowiskiem, ale najwidoczniej nie było go stać na to, by coś zmienić.

Dobry człowiek, który pozwolił, by życie przeciekało mu przez palce. A teraz zbliżało się do końca…

Oderwała się od tych myśli, słysząc, że teraz kolej na jej opowieść. Morahan podtrzymywał bowiem, że ma prawo dowiedzieć się, w czym bierze udział.

– Może i masz rację – przyznała z westchnieniem. – Ale to tak beznadziejnie trudno wyjaśnić. Baśń rozgrywająca się na przestrzeni ośmiuset lat, jak ją streścić w kilku słowach?

– Baśń dla dorosłych? – spytał. – Chociaż to także rzeczywistość.

– Tak. Chyba można tak powiedzieć. Chodzi w niej o odwieczną walkę dobra ze złem, Morahan…

– Pamiętaj, że mam także imię! O ile dobrze zrozumiałem, wy stoicie po stronie dobra?

– Oczywiście! Ja przyszłam na świat przypisana złu ale moim krewnym udało się naprowadzić mnie na dobrą drogę. I nie bój się, nigdy nie wrócę do obozu Tengela Złego.

– Słyszałem już parokrotnie, jak wspominaliście to imię. Czy to główny wróg?

– Tak, to potwór, którego widziałeś w bloku. Na początku dwunastego wieku napił się wody ze Źródła Zła; zyskując tym samym wieczne życie i władzę nad ludźmi. On jest praprzodkiem Ludzi Lodu. Niestety!

Morahan długo nic nie mówił, próbując cokolwiek zrozumieć i zaakceptować.

– Mów dalej – rzekł z wysiłkiem.

– Wiele ode mnie wymagasz, Morahan… To znaczy Ian. Ale i ja zażądam od ciebie tyle samo. Proszę, abyś mi wierzył!

– W każdym razie na pewno będę szczery.

– To wystarczy.

Tova usadowiła się wygodniej. Światło poranka zdecydowanie już wygrało z nocą, ale wciąż jeszcze było zbyt wcześnie, aby na drodze rozpoczął się jakikolwiek ruch. Zastanawiała się, czy ktoś mógłby zauważyć motocykl, miała jednak nadzieję, że nie. W okolicy, gdzie wypadli z szosy, ziemia była nieprzyjemnie pofałdowana.

W pokoju zapanowało teraz rozkoszne ciepło. Kiedy Morahan leżał na plecach tak jak teraz, twarz wygładzała mu się, młodniała. Zdaniem Tovy był przystojnym mężczyzną. Dlatego właśnie odwróciła głowę.

Wreszcie zaczęła niepewnie:

– Dawno temu, w głębokim średniowieczu, niewielka grupa ludzi z mongolskiego plemienia wędrowała na zachód przez tundrę, wypędzona ze swych siedzib z powodu uprawiania czarów. Wśród nich znalazł się także niesłychanie zły chłopiec, prawdziwy pomiot szatana. Nosił imię Tan-ghil, a to znaczy „Urodzony pod czarnym słońcem”.

– To pewnie był Tengel Zły?

– Tak. Podczas tej wędrówki na zachód dotarł do Źródeł Życia i udało mu się odszukać Źródło Zła. Można do niego dotrzeć tylko wówczas, gdy nie ma się w sobie nawet krztyny dobra.

– I właśnie tam obiecano mu wieczne życie i władzę nad ludzkością?

– Tak. Dobrze, że się nie naśmiewasz, Ianie, inaczej byłoby mi przykro.

– Wcale się nie śmieję.

– Tak więc Tengel Zły otrzymał to pod warunkiem, że w każdym następnym pokoleniu jeden z jego potomków będzie służyć złu. Ci dotknięci odznaczać się mieli szczególnym wyglądem, między innymi po kociemu żółtymi oczyma, mieli też być niespotykanie źli i znać się na czarach.

– I ty właśnie byłaś jedną z nich.

– Tak.

– Moje małe biedactwo! Ale coś mi podpowiada, że Halkatla jest druga, która tak jak ty przeszła na stronę przeciwnika?

– To prawda – szybko przytaknęła Tova, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły dotyczące Halkatli. Prawdę należało Morahanowi serwować małymi porcjami, inaczej nie byłby w stanie jej przyjąć. „Moje małe biedactwo…” Jak to pięknie zabrzmiało!

– Potrafisz czarować?

Czy on musi zadawać aż tyle kłopotliwych pytań?

– Owszem, potrafię. Czy mogę dalej opowiadać? No cóż, niedobitki Ludzi Lodu osiedliły się w górach Norwegii, a ściślej mówiąc w Trondelag, tam gdzie teraz jedziemy. A młodzieniaszek, Tengel Zły, wyrósł na najstraszniejsze stworzenie na ziemi. Wobec swych współczesnych postępował tak okrutnie, że brak mi sił, by ci o tym mówić. Ale miał alraunę, wiesz, co to jest, prawda?

Morahan kiwnął głową.

– Tak, to korzeń mandragory.

– Obdarzona była wystarczająco potężną mocą, by go przekonać, że czasy są dla niego niedobre. Ale jego syn i prawnuk oszukał go jeszcze bardziej. Postarał się, aby Tengel Zły zapadł w sen, by obudzić się, gdy nastaną bardziej odpowiednie czasy do przejęcia władzy nad światem…