Nie było ich zbyt wiele. Nie mógł zawrócić, brakło na to miejsca, poza tym zbliżały się trzy samochody, wiedział więc, że niedaleko zajedzie. Drogę na północ zagrodził „wypadek”. Przydrożne rowy były głębokie, ale tylko one dawały jakąś szansę. Może uda mu się przecisnąć prawym poboczem między ciężarówką a rowem?
Nie miał czasu na dalsze rozważania, po prostu ruszył ostro do przodu. Słyszał, że Halkatla wciąga ze świstem powietrze przez zęby, jakby za moment miała zobaczyć coś strasznego, a krzyk, który do niego dotarł, powiedział mu, że jeden z kierowców, ten, który uczepił się jego samochodu, odrzucony gwałtownym szarpnięciem wpadł nadjeżdżającym z tyłu prosto pod koła.
Potem Marco nie mógł się już rozpraszać niczym innym, musiał skupić się na bezpiecznym przejeździe przez wąski przesmyk. Przy mijaniu ciężarówki auto niebezpiecznie się przechyliło, Marco pewien był, że zaraz wylądują w rowie. Halkatla jednak i Rune błyskawicznie przetoczyli się na drugą stronę siedzenia. Nie wiadomo, czy to właśnie pomogło, w każdym razie samochód odzyskał równowagę i Marco mógł skręcić z powrotem na drogę.
– Jadą za nami? – spytał zdenerwowany. Czuł, że z wysiłku i napięcia bardzo osłabł.
Halkatla odwróciła się do tyłu.
– Tak, właśnie nadjeżdża pierwszy samochód… Nie, wpadł do rowu! Wpadł do rowu! – zaśpiewała uradowana.
– Chwilowo jesteśmy bezpieczni – odetchnął Marco. – W każdym razie dopóki nie zdołają zawrócić ciężarówki. Jak się czujesz, Rune?
– Dziękuję, trochę boli, ale łeb mam naprawdę twardy.
Odpowiedział mu gromki śmiech.
– To znaczy, że i ty możesz cierpieć na ból głowy?
– Pewnie! I to jaki!
– Interesujące – mruknęła Halkatla. – Ciekawe, ile w tobie jest z człowieka, a ile z alrauny.
– Rośliny także mogą cierpieć – pouczył ją Rune.
– Słyszałem o tym – przyznał Marco. – Robiono pewne eksperymenty i zaobserwowano, że rośliny mogą reagować na dobro i zło. Pewnie dlatego tym, którzy przemawiają do swoich kwiatków w doniczkach, rośliny tak dobrze rosną.
– Owszem – przytaknął Rune. – Gdyby ludzie wiedzieli, o jaki ból i smutek przyprawiają rośliny, nie mogliby żyć w otoczeniu przyrody. Wszyscy przenieśliby się do wielkich miast, by nie zdeptać najmniejszego nawet źdźbła trawy. A jednak cała ludzkość mieszkająca w miastach to nie jest perspektywa, o której można marzyć.
– Od tej chwili postaram się bardziej uważać – obiecał Marco
Halkatla nic na to nie powiedziała. Jej kroki nie były ciężarem dla żadnego kwiatu. Spytała natomiast:
– Uważasz się więc raczej za roślinę niż za człowieka, Rune?
– Nie wiem – odrzekł bezradnie. – Naprawdę nie wiem, gdzie jest moje miejsce.
– Ale moje uwodzicielskie sztuczki w ogóle na ciebie nie podziałały?
– Halkatlo! – upomniał ją Marco
– Ty się do tego nie mieszaj – odpowiedziała ostrym tonem. – Podziałało to na ciebie, Rune, czy nie?
– Bez względu na to, jak zareagowałem, jesteś ogromnie ponętną kobietą, Halkatlo – stwierdził Rune dyplomatycznie.
Piękna czarownica zamruczała jak zadowolona kotka. – Mogłabym pomóc ci się przekonać, czy jesteś bardziej mężczyzną, czy rośliną, Rune.
Marco westchnął.
– Zostaw go w spokoju, już ci mówiłem!
Halkatla pochyliła się do przodu i syknęła mu prosto do ucha:
– Zanim powrócę do mego świata duchów, mam zamiar zdobyć mężczyznę. Czekają go chwile, których nigdy nie zapomni. Strzeż się, Marco, żeby przypadkiem nie padło na ciebie!
Marco zahamował.
– Stąd do Doliny Ludzi Lodu można dojść piechotą!
– Nie, nie, obiecuję już, że będę zachowywała się stosownie, byleście tylko mi pozwolili jechać moim ukochanym samochodem!
Marco dodał gazu.
– Ciekawe, jak daleko udało się dotrzeć Tovie i Morahanowi – rzekł, starając się zmienić temat niebezpiecznej rozmowy. – Powinni już zjechać z Dovre i zmierzać ku dolinom Południowego Trondelagu.
Wcale tak jednak nie było, Tova i Morahan wciąż przebywali w domku letniskowym w górach. Dobrze, że troje ich towarzyszy nie wiedziało, jak wolno posuwają się do przodu.
– Morahan to dobry człowiek – zauważył Rune.
– To prawda. Świetnie, że może być przy Tovie.
– Czy… Czy nie możesz nic dla niego zrobić, Marco?
– Na razie nie. Dopiero kiedy znów stanę się czarnym aniołem.
– A to nastąpi wtedy, gdy unieszkodliwimy ciemną wodę Tengela Złego. Jeśli w ogóle się nam to uda.
– Tak długo Morahan nie może czekać.
– Wiem o tym. Piasek w klepsydrze jego życia przesypuje się z nieubłaganą prędkością.
– Muszę przyznać, że trochę się niepokoję oświadczyła Halkada – Chodzi mi o to, że ty jesteś opiekunem Tovy, Marco, a ja byłam w rezerwie. Tymczasem tak sobie jedziemy.
– Możesz być spokojna – uśmiechnął się Marco. – Kto inny zajmie się Tovą i Morahanem. Strzeże ich wielu naszych przyjaciół.
– No tak, ale czy oni o tym wiedzą?
– Nie, nie wiedzą – zastanowił się Marco. – Mam nadzieję, że nie denerwują się bez potrzeby.
– W każdym razie zatrzymaliśmy naszych wrogów dostatecznie długo, aby Tova i Morahan zdołali się oddalić – stwierdził Rune. – Możemy więc chyba po prostu jechać dalej?
– Powinniśmy. Niedługo znów będziemy mieli na karku całe to tałatajstwo.
– Marco, nie mógłbyś coś zrobić z tym tłuczeniem pod tylnymi kołami? Długo już tego nie wytrzymam – poskarżyła się Halkatla.
– Tak, ja też to słyszę. Ale pod kołami? To bardzo nieprecyzyjne określenie. Chodzi ci pewnie o tylną oś?
– To nieistotne – fuknęła Halkatla. Bardzo nie lubiła, kiedy ktoś zwracał jej uwagę.
– Pewnie rura wydechowa się obluzowała – doszedł do wniosku Rune. – Prawdopodobnie stało się to wtedy, kiedy o mały włos nie wylądowaliśmy w rowie. Powinniśmy ją naprawić, zanim całkiem nie odpadnie.
– Dobrze – zgodził się Marco. – Jak tylko znajdę boczną drogę…
Dopiero po pewnej chwili zjechali na dróżkę, którą uznali za odpowiednią. Musieli przecież pozostać niewidoczni z głównej szosy. Marco skręcił w drogę drwali i pojechał nią tak daleko, aż stracili szosę z oczu.
– Rune, ty mi pomożesz, a Halkatla stanie na czatach.
Pracowali w milczeniu. Usiłowali podwiązać rurę kawałkiem drutu, ale nie bardzo chciała się trzymać. Niedługo zresztą nadbiegła Halkatla.
– Przed chwilą przejechały pełnym gazem trzy samochody i ciężarówka. Pomachałam im na pożegnanie. Nie, nie bójcie się, oni mnie nie zauważyli.
– Znów są przed nami – zafrasował się Rune. – Ale nic innego nie mogliśmy zrobić.
Wreszcie rura wydechowa została umocowana jak należy i tyłem wyjechali na szosę.
– Przydałaby się nam teraz mapa Nataniela – westchnął Marco. – Moglibyśmy sprawdzić, czy nie ma jakiegoś objazdu.
Ach, Nataniel! Zdawało im się, że tak dawno już się z nim rozstali! I z Gabrielem. I… Kiedy przypomniała im się Ellen, łzy ścisnęły w gardle.
Jechali dalej w milczeniu, patrząc, jak noc ustępuje miejsca wstającemu porankowi.
Opuścili Gudbrandsdalen w okolicy Dombas i zaczęli piąć się pod górę ku Dovre. Skończyły się zabudowania. Tu i ówdzie widać było plamy śniegu.
– Na razie jakoś nam idzie – zauważył Marco.
Ledwie jednak zdążył wypowiedzieć te słowa do końca, kiedy musiał nacisnąć na hamulec.
– Tak, tak – ponurym tonem powiedziała Halkatla. – Tengel Zły sięgnął po ciężką broń.
Drogę zagradzała wielka chmara indywiduów wyraźnie wywodzących się ze środowiska kryminalnego. Uzbrojeni byli w najprzeróżniejsze rodzaje broni strzeleckiej.