– Halkatlo – spytał na wstępie. – Czy stać cię na wykazanie się wielką odwagą?
– O co chodzi? – Czarownica w jednej chwili stała się czujna.
– Czy potrafisz bawić się w teatr?
– Chyba tak. Co chcesz, żebym zrobiła?
Marco wyjaśnił. Halkatla przełknęła ślinę i kiwnęła głową.
– Widzę, że bardzo mi ufasz – rzekła wzruszona.
– To prawda.
– Postaram się więc najlepiej, jak potrafię.
Numer Jeden i Tengel Zły zatrzymali się przy ciężarówce.
– A więc nie dojechali dalej. – Per Olav Winger zmrużył wąskie szparki oczu. Przed stojącymi wokół niego ludźmi skrywał bijący z nich złowrogi blask. Nadal nie wiedzieli, kim jest w rzeczywistości, dostrzegali jedynie akwizytora, posiadającego niesamowity autorytet i władzę, który obiecał im wszystko, czego zażądają, w zamian za wypełnienie jego rozkazów. Chętnie na to przystali, godził się bowiem na brutalność w działaniu, na zabijanie, tortury i kłamstwa.
– No cóż, ci nędznicy powinni więc być gdzieś w pobliżu – ciągnął straszliwy zwierzchnik. – Odszukajcie ich! Znajdźcie ich dla mnie, nawet jeśli miałoby to być ostatnie, czego dokonacie w życiu! Ty chodź ze mną – zwrócił się do Numeru Jeden. – My pojedziemy drogą. Jeśli im się wydaje, że zdołają ujść przede mną na piechotę, wkrótce przekonają się, że tak nie jest. A jeśli ich nie dogonimy, będziemy zmierzać dalej do celu. Muszę tam dotrzeć pierwszy. Niech twoi ludzie zajmą się mymi wrogami.
Wsiedli do samochodu, a towarzyszący im złoczyńcy rozpierzchli się po zboczach.
Przez pewien czas jazda przebiegała bez kłopotów. Kierowca wchodził w wąskie zakręty z taką prędkością, że Per Olav Winger ściągał brwi. Zajmował miejsce od strony przepaści i bardzo mu się to nie podobało. Zachowywał się jednak jak gdyby nigdy nic. Nie chciał stracić twarzy.
Nagle samochód nieoczekiwanie skręcił i uderzył w jeden z prastarych kamieni, odgradzających drogę od przepaści. Zderzenie było tak silne, że szofer przebił głową przednią szybę, a kierownica zgruchotała mu klatkę piersiową. Winger i Numer Jeden polecieli na niego z tylnego siedzenia.
Wściekli z trudem wracali do pozycji siedzącej.
– Jak jedziesz, przeklęty niezdaro? – warknął Winger-Tengel Zły. – Nie mamy czasu na takie przerwy!
Kierowca jednak nigdy już nie miał nic powiedzieć.
– Siadaj za kierownicą – rozkazał Tengel Numerowi Jeden.
Ten zacisnął szczęki.
– Nigdy nie umiałem prowadzić samochodu, ale zaraz ściągnę któregoś z ludzi.
– I to szybko! – Tengel pienił się z wściekłości. – Nie, zaczekaj chwilę! Kto to idzie?
Drogą biegła ku nim młoda dziewczyna.
– Halkatla! – oznajmił Tengel Zły głosem ociekającym wprost poczuciem triumfu. – Jedna z moich najzdolniejszych sojuszniczek. Posłuchajmy, co ma do powiedzenia!
Halkatla ze strachu miała serce w gardle, choć jednocześnie dumna była ze swego dzieła. Zdołała zmącić wzrok kierowcy, któremu wydało się nagle, że droga ostro skręca w lewo. Takie było, widać, jego przeznaczenie.
Odczuwała wyrzuty sumienia, Marco wszak z pewnością nie pragnął niczyjej śmierci… Co tam, to tylko łajdak, pocieszyła się beztrosko.
Doszła do samochodu. Och, jakże ten Tengel Zły wygląda! Czy nikt inny nie widzi jego prawdziwej postaci, skrywającej się w ludzkiej skórze? Nie, dostrzegali chyba tylko wysokiego, chudego mężczyznę.
A ten drugi…?
Co w nim, do licha, jest? Jak to możliwe, by zwykły żywy człowiek budził takie przerażenie?
Udawała, że ciężko oddycha po biegu, choć oczywiście potrafiła przenosić się w przestrzeni bez najmniejszego trudu.
– Uciekłam – wydyszała. – Udało mi się od nich uciec. Teraz wiem już wszystko, panie i mistrzu!
– Doskonale, moje dziecko, doskonale – pochwalił ją Per Olav Winger. – Opowiadaj. Gdzie oni są?
– Podzielili się, wiem, że dwoje jest przed nami. Zaszli dość daleko, ale nie to jest najważniejsze…
– A co?
– Panie, wiesz o jasnej wodzie, prawda?
Ciałem Tengela wstrząsnęła fala mdłości.
– Tak – odparł ostro. – Mają ją ze sobą?
– Nie, tym razem nie, nie śmieli jej zabierać. Najpierw chcieli zbadać Dolinę. Ale wiem, gdzie jasna woda jest ukryta.
Tengel nie znosił nawet rozmowy o ohydnej wodzie, musiał jednak wysłuchać Halkatli.
– Mówże więc!
– Schowali ją w połowie drogi – odparła dziewczyna. – Daleko, nad jeziorem Mjesa, w starym bunkrze z czasów wojny. Łatwo wysadzić go w powietrze.
Dokładnie objaśniła położenie bunkra.
– Wiem, gdzie to jest – wtrącił się Numer Jeden. – Przejeżdżaliśmy tamtędy.
Tengel miał dylemat. Czy jechać naprzód i próbować dotrzeć do naczynia z ciemną wodą przed wrogami? Czy też na wsze czasy zniszczyć znienawidzoną flaszkę Shiry?
Nie zabrali wody ze sobą, tak więc nawet przybywając do Doliny nie stanowili zagrożenia. Poza tym zawsze potrafił nad nią czuwać, nikt więc nie zdoła zbliżyć się do jego sekretnej kryjówki…
– Mamy więcej czasu niż nam się wydawało – stwierdził. – Oni nie są tak niebezpieczni, zdążymy wrócić. Natychmiast zdobądź nowy samochód z kierowcą!
– Moi ludzie nie mogą być daleko – odparł Numer Jeden. – To się da szybko załatwić.
– A ty, Halkatlo, pojedziesz z nami.
Czarownica się zawahała.
– Czy nie lepiej, bym dalej ich szpiegowała? I donosiła ci, panie, o ich ruchach?
Tengel Zły zerknął na nią z ukosa.
– Kim on jest? Ten Marco?
– Marco? – powtórzyła Halkatla, chcąc zyskać na czasie. – Właśnie, kim jest Marco? Staram się tego dowiedzieć, panie, bo sama się nad tym zastanawiałam. I myślałam… gdybym zdobyła jego zaufanie… Może zwabić go jak mężczyznę, może wtedy by się zdradził?
– Doskonale! Świetnie, Halkatlo, wiedziałem, że mogę ci zaufać. A reszta?
– Dziewczyna już się nie liczy. Zakochała się w zwykłym człowieku i zawiozła go gdzieś do szpitala. Nie musimy się nią przejmować. Tak samo tymi dwoma, którzy leżą w szpitalu w Lillehammer, muchy nie potrafiliby teraz skrzywdzić. Bezradni jak niemowlęta.
– A ten drewniany? – ostro spytał Numer Jeden.
Ależ są dobrze poinformowani, pomyślała Halkatla. Głośno zaś powiedziała:
– On? To biedaczysko, którego los dotknął jeszcze w łonie matki. Kobieta, kiedy go nosiła pod sercem, przestraszyła się drzewa, które omal jej nie przygniotło, no i taki się urodził.
Tengel Zły był dostatecznie przesądny, by przyjąć to tłumaczenie za dobrą monetę. Pochodził wszak z czasów, kiedy święcie wierzono w podobne historie.
Niezwykłe jednak, że Numer Jeden także złapał się na ten haczyk. Halkatla nie wiedziała, co o nim myśleć.
Czy nie miał lepszego imienia niż to śmieszne Numer Jeden?
– Kim jest wasz przyjaciel, panie i mistrzu? Jakie nosi imię?
– On? Nazywamy go po prostu Numerem Jeden. Ale ty, Halkatlo, możesz się dowiedzieć. Jego prawdziwe imię to Lynx. Niech to ci wystarczy.
Lynx? Ryś? Dostojne imię dla tak ohydnej kreatury!
– Oto i jeden z naszych samochodów! – wykrzyknął Lynx. – Natychmiast wyruszamy.
– A ja wracam do szpiegowania – uśmiechnęła się Halkatla. – Tak się cieszę, że znów mogę ci służyć, panie!
Per Olav Winger skinął głową i wsiadł do samochodu.
– Bardzo jestem z ciebie zadowolony, Halkatlo! – zawołał jeszcze, zanim drzwiczki się zatrzasnęły.
Halkatla patrząc za samochodem odjeżdżającym na południe odetchnęła z ulgą.
Udało jej się, musiała to przyznać. Prawdopodobnie uratowała ją pycha i pewność siebie Tengela Złego.