– Nigdy tego nie przeżyłam – westchnęła Halkatla.
– Czego? – spytała Tova z roztargnieniem.
– Nigdy nie czułam w sobie mężczyzny. A ty?
– Ja też nie – niechętnie musiała przyznać Tova. – I pewnie też nigdy do tego nie dojdzie. Poza tym zależy mi tylko na jednym.
– Na Marcu? Myślisz, że nie mam oczu? Zapomnij o nim!
– Gdybym tylko była ładna!
– Głupstwa! Co wygląd ma z tym wspólnego?
– Bardzo wiele! Ale zrozumieć to może tylko ktoś, kto poczuł, jak bardzo bolą porażki u kolejnych chłopców. A jeśli powiesz: „To się nie liczy”, to cię uderzę! Nigdy nie przyjaźniłam się z żadnym chłopcem dostatecznie długo, by mógł poznać zalety mego wnętrza, jakiekolwiek by one były. Nikt poza Natanielem, a on ma przecież Ellen. Poza tym nie chciałabym Nataniela. Między nami nie istnieją żadne napięcia erotyczne.
Halkatla z wielką uwagą przysłuchiwała się zwierzeniom Tovy. Chłonęła wszystko, co tylko mogła usłyszeć na ten nadzwyczaj interesujący temat, jakim jawiła się jej erotyka. Na fascynującej twarzy młodej czarownicy ukazał się wyraz zdecydowania.
Tova niemal się wystraszyła.
– Halkatlo, muszę cię przestrzec. Pamiętasz, co o tobie mówiono? Że Tengelowi Złemu szczególnie zależy na zniszczeniu ciebie, ponieważ przeszłaś na naszą stronę, jesteś zdrajczynią. Byłaś jedną z tych, które oszczędzał na ostateczną bitwę, czekałaś przez sześćset lat. I tuż przed decydującym starciem zmieniłaś zdanie.
– Owszem, dzięki tobie. Podejrzewam, że i ciebie za to nie kocha.
– To prawda, głowę dam, że nie pała do mnie sympatią! Powinnyśmy może być ostrożniejsze.
Ukradkiem zerkały dokoła, noc jednak wydawała się spokojna.
– Och, gdyby tylko wolno mi było zostać w tym życiu – szepnęła Halkatla.
Ze stojącego nieco dalej samochodu wysiadł Marco. Podszedł do dziewcząt, Halkatla popatrzyła na niego odrobinę wylękniona i nieśmiało zapytała:
– Teraz, kiedy ty z powrotem przejąłeś opiekę nad Tovą, ja może nie jestem już potrzebna?
W każdej sylabie dało się wyczuć jej strach.
Marco jednak odrzekł spokojnie:
– Pamiętasz, co postanowiono w związku z twoją osobą? W jakimś momencie naszej wyprawy do Doliny Ludzi Lodu wystawiono cię na próbę. Chcieliśmy sprawdzić, czy możemy ci zaufać. Przeszłaś ją pomyślnie. Ale muszę przyznać, że miło nam w twoim towarzystwie. Jeśli więc masz ochotę, możesz kontynuować tę niebezpieczną podróż razem z nami.
Halkatla pisnęła uszczęśliwiona i bliska była rzucenia się Marcowi na szyję. Nawet ona jednak rozumiała, że tak nie wypada.
Tova także się ucieszyła i dziewczęta mogły się ściskać do woli.
– Mareo, chciałabym porozmawiać z tobą w cztery oczy – poprosiła nieśmiało Tova.
– No, no – pogroziła jej Halkatla. – Nie próbuj tylko go uwodzić!
Ale Marco nie zareagował na jej żarty.
– Idź do samochodu, Halkatla – powiedział. – Posiedź przy Morahanie, on wymaga stałej opieki.
Tova nie mogła się powstrzymać, żeby nie dorzucić:
– Ale jego nie uwodź!
– Czy wy, dziewczyny, nie potrafcie mówić o niczym innym? – westchnął Marco.
– Ależ oczywiście – Tova już miała gotową odpowiedź. – Możemy porozmawiać o tym, że podjęliśmy się śmiertelnie niebezpiecznego przedsięwzięcia i nie ma najmniejszych szans, aby się nam powiodło, że upłynęła zaledwie doba, a już wielu naszych krewnych i sprzymierzeńców nie żyje, że…
– Dobrze, już dobrze, poddaję się – uśmiechnął się Marco.
Halkatla pomachała do nich wesoło i wróciła do samochodu.
Marco i Tova usiedli na zniszczonych parkingowych ławkach. Marco oparł łokcie na stole z grubych desek.
– Gdzie jest Rune?
– Halkatla najpewniej go odstraszyła, zachowywała się widać zbyt natarczywie.
Marco stłumił westchnienie i spytał:
– O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
Tova próbując zapomnieć o fatalnym działaniu, jakie wywierała na nią bliskość Marca, powiedziała:
– Właśnie o Morahanie… – Starała się, aby jej głos brzmiał jak najbardziej przekonująco. – Marco… Ty uzdrowiłeś śmiertelnie chorą Marit z Grodziska i tchnąłeś życie w Runego…
– To ostatnie nie było moją zasługą – przerwał jej Marco. – To dzieło specjalnie wybranych czarnych aniołów.
– No dobrze, ale Marit z Grodziska? Czy Morahanowi także nie mógłbyś pomóc?
– Chciałabyś tego? – spytał, badawczo się w nią wpatrując.
– Oczywiście! Zasługuje na coś lepszego niż śmierć w tak młodym wieku.
– Rzeczywiście jest sympatyczny. Ale nie wydaje mi się, abym mógł to zrobić, Tovo. Jak wiesz, jestem teraz bardziej człowiekiem niż czarnym aniołem.
– Ale czy nie możesz spróbować?
– I dać mu złudne nadzieje? W dodatku to ogromnie żmudny proces, nawet dla mnie.
– Zwłaszcza dla ciebie, podejrzewam.
– Tak, a kiedy nie jestem w pełni sił… Ale możemy spróbować później, wtedy znów będę sobą.
– Jeśli w ogóle będzie jakieś później. I dobrze wiesz, że Morahan nie może czekać.
– Owszem, wiem. Ale w tej chwili nie śmiem porywać się na taki eksperyment. Odwrócenie procesu umierania, który posunął się aż tak daleko, przekracza teraz moje możliwości. Ale, Tovo, nie wolno ci wątpić, że uda nam się wypełnić nasze trudne zadanie! Brak wiary w siebie oznacza, że straciło się już więcej niż połowę szans na powodzenie.
– O, do diabła, mam więcej niż tysiąc powodów, żeby zniszczyć tego przeklętego potwora!
– Musisz tak bez pamięci przeklinać, Tovo?
– Tak, do kroćset, to umacnia motywację! No, spróbuję z tego zrezygnować, obiecuję… chyba.
Przez chwilę milczeli, przysłuchując się dźwiękom nocy: stłumionym głosom ptaków, szemraniu wiosennych potoków spływających z gór, warkotowi przejeżdżającego w oddali samochodu…
Tova wpatrywała się w fascynującą twarz Marca. Półmrok sprawiał, że jej rysy zniknęły w cieniu, widziała tylko kontury i profil. To jednak, co mogła dostrzec, było bezgranicznie urodziwe.
– Uczyń mnie piękną, Marco – poprosiła żałosnym głosem.
Marco, zatopiony w swoich myślach, zdumiony odwrócił się na dźwięk jej słów.
– Na cóż miałbym to robić? Chcemy cię taką, jaką jesteś.
– To najbardziej egoistyczna odpowiedź, jaką słyszałam w życiu. Dlaczego tego chcecie? Bo już umieściliście mnie w odpowiedniej przegródce? Pokorna Tova, która odpowiada wdzięcznością każdemu, kto zaszczyci ją odrobiną uwagi? No tak, to z pewnością wygodne.
Łagodny uśmiech zmienił jego twarz.
– Nigdy nie traktowałem cię w ten sposób, Tovo.
– Czy mam to przyjąć jako komplement, czy jako obelgę? – odparła mroczna, patrząc na niego z ukosa. – Mam w życiu jedno jedyne marzenie, Marco, a mianowicie wyglądać pociągająco.
– Ależ moja droga, czy jeszcze się nie zorientowałaś, że być piękną a być pociągającą to dwie zupełnie różne sprawy? Gabriel już to zrozumiał, pomimo iż jest taki młody. A ty uczepiłaś się jakiegoś śmiesznego ideału piękności, z którym nie potrafiłabyś się zżyć, nawet jeśliby ci go ofiarowano.
– Ale pomyśl tylko, ile czasu się zyskuje, kiedy się dobrze wygląda! Czy wiesz, jakie to uczucie, gdy się stoi w grupie dziewcząt, które chcą się dostać do lokalu, a bramkarze dostrzegają tylko te ładne? Po wygłoszeniu kilku głupich uwag od razu je wpuszczają, a ty sterczysz na szarym końcu i widzisz, jak uśmiech na twarzy strażnika zmienia się w złość, a potem zostajesz wepchnięty do środka? Masz przy tym wrażenie, że robią tak tylko dlatego, że chcą się ciebie pozbyć.