Jack Campbell
Zaginiona flota 3
Odważny
Davidowi Shermanowi,
człowiekowi, który zachował wiarę.
Semper Ti.
Dla S., jak zawsze.
Nieustające wyrazy wdzięczności mojemu agentowi Joshui Blimesowi za jego zawsze inspirujące sugestie i wielką pomoc, mojej redaktorce Anne Sowards za okazane wsparcie i prace nad tekstem.
Podziękowania należą sie także: Catherine Asaro, Robertowi Chase’owi, J. G. „Huckowi” Huckenpohlerowi, Simchy Kuritzky, Michaelowi LaViolette, Aly Tarsons, Budowi Sparhawkowi i Constance A. Warner za porady,komentarze i rekomendacje.
Wielkie dzięki Charlesowi Petitowi za jego niezwykle cenne uwagi na temat walk w przestrzeni.
Jeden
Kapitan frachtowca Światów Syndykatu zmierzającego w stronę punktu skoku pozwalającego na opuszczenie systemu Baldur przypuszczał, że czeka go miłe zakończenie dnia, przynajmniej do chwili, gdy z nadprzestrzeni tuż przed jego jednostką wyłoniło się kilka eskadr niszczycieli Sojuszu. Przez parę następnych minut człowiek ten zapewne kalkulował szanse cichego przemknięcia pomiędzy szykami wrogich okrętów i zniknięcia w przepastnej studni grawitacyjnej, gdzie mógłby poczuć się bezpieczny, ale widok kolejnych niszczycieli, które pojawiły się opodal punktu skoku, tuż przed materializującymi się w normalnej przestrzeni dywizjonami nieco potężniejszych lekkich krążowników, musiał ostatecznie pozbawić go złudzeń. Ruszył na złamanie karku, podobnie jak wszyscy załoganci frachtowca, do jedynej kapsuły ratunkowej, jaka znajdowała się na pokładzie, w momencie gdy nadprzestrzeń opuściły pierwsze formacje ciężkich krążowników, pancerników i wreszcie najpotężniejszych okrętów liniowych.
Władze Syndykatu na jedynej zamieszkanej planecie orbitującej wokół peryferyjnej gwiazdy zwanej Baldurem zobaczą zagładę frachtowca i usłyszą wołanie o pomoc jego załogi dopiero za sześć pełnych godzin, w tym samym momencie, kiedy fale świetlne biegnąc od punktu skoku, dotrą wreszcie do niej wraz z obrazem wychodzących z nadprzestrzeni okrętów Sojuszu.
Ci Syndycy również nie będą mieli dobrego dnia.
— Rapier i Buława donoszą o zniszczeniu syndyckiego frachtowca. Zanotowano wystrzelenie jednej kapsuły ratunkowej z jego pokładu. Singhauta melduje o zniszczeniu automatycznej boi sygnałowej monitorującej ruch przy punkcie skoku. — Spokojny głos wachtowego rozbrzmiewał po całym mostku okrętu liniowego Sojuszu o nazwie Nieulękły. — W zasięgu skanerów nie wykryto żadnych pól minowych ani podejrzanych anomalii.
Kapitan John Black Jack Geary skinął głową na znak, że przyjął meldunek do wiadomości, mając wzrok skupiony na wyświetlaczu dryfującym na wprost admiralskiego fotela. Mógł wyszukać na nim każdą z wiadomości podawanych przez wachtowego, ale wiedział doskonale, że najlepszym filtrem przy wyławianiu najważniejszych informacji jest właśnie człowiek. A skoro inny reprezentant jego gatunku zajął się sprawą informacji, Geary mógł spokojnie skupić się na obserwowaniu całego teatru zdarzeń.
— Która z naszych jednostek znajduje się na najdogodniejszej pozycji do podjęcia kapsuły ratunkowej wystrzelonej z syndyckiego frachtowca?
— Chwileczkę, sir. Topór jest najbliżej, sir.
Geary nacisnął właściwą kombinację na klawiaturze komunikatora, nawet na nią nie spoglądając. Wreszcie zdołał opanować ten futurystyczny dla niego sprzęt w stopniu pozwalającym na bezstresowa obsługę.
— Topór, tutaj kapitan Geary. Rozkazuję wam podjąć syndycką kapsułę ratunkową. Zamierzam przesłuchać załogę wrogiego frachtowca.
Odpowiedź nadeszła dopiero po minucie, w czym nie było niczego niezwykłego, Topór znajdował się bowiem w odległości dwudziestu sekund świetlnych od Nieulękłego. Geary musiał więc poczekać dwadzieścia sekund na dotarcie wiadomości, a potem drugie tyle upłynęło, zanim odpowiedź wróciła na okręt flagowy.
— Tak jest, sir. Gdzie mamy ich odstawić?
— Na Nieulękłego — sprecyzował Geary.
Wciąż czekał na potwierdzenie wykonania rozkazu, gdy za jego plecami ktoś odezwał się cichym głosem.
— Czego spodziewa się pan dowiedzieć od dowódcy jednostki handlowej, kapitanie Geary? Władze Światów Syndykatu nie mają w zwyczaju dzielić się poufnymi informacjami z takimi ludźmi.
Geary odwrócił się, by zobaczyć, że Wiktoria Rione, współprezydent Republiki Callas, a zarazem członkini senatu Sojuszu, przygląda mu się uważnie.
— Jego statek właśnie szykował się do skoku w nadprzestrzeń, a to oznacza, że raczej pojawił się tutaj niedawno, może kilka tygodni temu, i załoga z pewnością nie należy do tych obsługujących trasy wewnątrzsystemowe. Idąc tym tropem, zakładam, że może dysponować informacjami z wielu innych systemów Syndykatu. Chciałbym się dowiedzieć, co mówi się tam o naszej flocie i samej wojnie. Zastanawiam się też, czy nie uda nam się z nich wydusić kilku plotek, które zasłyszeli podczas ostatnich podróży.
— Sądzi pan, że tym sposobem zdobędzie jakieś wartościowe informacje? — Rione nie ustępowała.
— Pojęcia nie mam, ale nie przekonamy się o tym, jeśli nie spróbujemy, prawda?
Skinęła lekko głową, zamykając tym gestem dalszą dyskusję. Geary zdążył się już przyzwyczaić do takich jej zachowań. Byli przecież kochankami od wielu tygodni, w bardzo dosłownym znaczeniu tego wyrażenia, chociaż ostatnio, odkąd opuścili system Ilion, Rione znacznie wobec niego ochłodła, a on nadal nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało.
— Może rozsądniej byłoby przetransportować jeńców na Zemstę — zaproponowała po chwili milczenia. — Na tamtym okręcie liniowym mamy najlepsze systemy wywiadowcze, tak przynajmniej obiło mi się o uszy.
Siedząca obok kapitana Geary’ego Tania Desjani obróciła się i poinformowała lodowatym tonem:
— Nieulękły ma znakomicie wyposażone cele przesłuchań, a kapitan Geary otrzyma od załogi wszelką pomoc, o jaką poprosi.
Desjani reagowała wręcz alergicznie na każdą wzmiankę, że inna jednostka w tej flocie przewyższa w jakikolwiek sposób jej okręt.
Rione odpowiedziała krótkim, niewzruszonym spojrzeniem na to niespodziewane oświadczenie dowódcy Nieulękłego.
— Nie sugerowałam, że Nieulękły nie będzie w stanie wykonać takiego zadania.
— Dziękuję — odpowiedziała Desjani, nie podnosząc temperatury głosu nawet o stopień.
Geary usiłował zachować spokój. Wszystko wskazywało na to, że zarówno Desjani, jak i Rione od czasu opuszczenia Ilionu są dosłownie o krok od rzucenia się sobie do gardeł. A on nie miał bladego pojęcia, co spowodowało tak gwałtowne ochłodzenie ich wzajemnych relacji. Tak więc musiał się teraz przejmować nie tylko możliwymi posunięciami syndyckiej floty, ale i konfliktem pomiędzy dwiema najbliższymi mu osobami. Ponownie skupił się na ekranie wyświetlacza, wszystkie sensory systemu przepełnione były napływającymi wciąż danymi. Geary zaklął pod nosem.
— Co się stało, sir? — Desjani skupiła wzrok na wyświetlaczu przełożonego. — A niech to szlag!
— Właśnie — zgodził się z nią Geary. Wiedział, że Rione przygląda się tej scenie, płonąc z ciekawości. — Mamy inny syndycki frachtowiec szykujący się do skoku po drugiej stronie systemu. Niestety, zanim odleci, zdąży odebrać sygnały o naszej obecności na Baldurze, po czym rozniesie tę wiadomość po władzach innych systemów Syndykatu.