Выбрать главу

Wizerunek pułkownik Carabali zniknął z ekranu i komodor mógł wreszcie opaść na oparcie admiralskiego fotela z cichym westchnieniem ulgi. W takich momentach jak ten miał poczucie totalnej bezsilności. Okręty posuwały się wyznaczonym kursem z dokładnie określoną prędkością, komandosi szykowali się do ataku, a on mógł jedynie czekać i obserwować rozwój wydarzeń, mając nadzieję, że nic nie pójdzie źle.

Dowodzę całą flotą — pomyślał — ale ani na moment nie mogę zapomnieć, że podlegam prawom czasu i przestrzeni. Znałem w swojej młodości kilku dowódców, którzy sądzili, że wysoka ranga pozwala im o nich zapomnieć, ale wszyscy oni polegli na samym początku tej wojny. A gdy ja spałem w komorze kriogenicznej, Sojusz uczynił ze mnie legendarnego bohatera. Ciekawe, kto miał większe szczęście?

— Nikt nie opuścił kopalni — zameldowała tymczasem Desjani.

Geary skupił się całkowicie na obserwacji ekranu i po chwili skinął głową.

— Nie odpalili żadnej kapsuły ratunkowej, nawet ten stary holownik nadal tkwi w doku. Kimkolwiek są ci ludzie, najwyraźniej nie zamierzają się ewakuować.

— Może obawiają się, że zestrzelimy każdy obiekt, który spróbuje ucieczki? — zasugerowała Desjani, dając tym samym wyraźnie do zrozumienia, jakie były procedury floty, zanim on objął stanowisko dowodzenia.

Powstrzymał się od powtórzenia pytania, co honorowego może być w zestrzeleniu bezbronnej kapsuły ratunkowej. Praktyki, które dla Geary’ego były odrażające, stały się normą w czasie stulecia nieustannej walki, albowiem skoro Syndycy dopuszczali się po stokroć gorszych czynów, Sojusz uznał, że powinien odpowiedzieć tym samym. Z upływem czasu wiele zasad, jakim hołdowali marynarze i oficerowie, których Geary znał, poszło w zapomnienie. Nie znano ich do chwili, gdy sam Black Jack Geary został przebudzony, by przypomnieć współczesnym, w co wierzyli ich przodkowie. Desjani należała do pierwszych ludzi, którzy pojęli, co utracili, upodabniając się do bezlitosnych Syndyków. Dlatego nie czuł potrzeby podkreślania tego po raz kolejny. Zamiast tego skinął tylko głową.

— A może zauważyli, że zwalniamy, i domyślili się, że nie przybywamy, by niszczyć, tylko by zająć to miejsce. Nie wydaje mi się jednak, by mimo to mieli szansę odeprzeć nasz atak.

— Nie mają. — Desjani zgodziła się z jego opinią. — Ale mogą nam zadać pewne straty, a nade wszystko spowolnić ruch floty. Założę się, że przywódcy Syndykatu z radością poświęcą całą załogę kopalni, byle tylko to osiągnąć… — Widzieli dowody na to, że Syndycy są w stanie poświęcić całe zamieszkane planety za jedną szansę uderzenia na flotę Sojuszu, w niemal każdym z systemów, które odwiedzali.

— Tak… — zgodził się z nią Geary, ponownie przyglądając się obrazom kopalni. — Mają tam kolejki magnetyczne do przewożenia urobku.

— Rozwalenie ich z dystansu zagraża uszkodzeniem składowisk. — Desjani dokonała błyskawicznej oceny sytuacji.

— Syndycy będą w stanie wykorzystać je jako broń?

— Mogą spróbować — wzruszyła ramionami. — My na szczęście zauważymy ze sporym wyprzedzeniem, że podnoszą tory, by użyć ich do wysyłania pocisków w kierunku naszych okrętów albo wahadłowców.

Geary skinął głową i zaraz skoncentrował się na tym, czy jego dwa ocalałe pancerniki kieszonkowe — Wzorowy i Waleczny — wyhamowały już dostatecznie, dostosowując prędkość do ruchu księżyca, by zająć pozycje dokładnie nad kopalniami, skąd mogły precyzyjnie razić cel piekielnymi lancami. Teoretycznie byli w stanie wystrzelić kilka niewielkich głowic kinetycznych, które mogły z dość dużą precyzją usunąć z orbity nawet bardzo małe cele, ale Geary chciał zachować jak najwięcej pocisków zwanych przez komandosów „głazami”. Tak więc w praktyce, jako że — o czym nie raz się przekonał — najlepiej sprawdzała się stara maksyma: „im bliżej podejdziesz, tym celniej strzelisz”, nie było sensu tracić cennej amunicji tam, gdzie poradzą sobie zwykłe piekielne lance.

Przyjął do wiadomości istnienie nowej taktyki, wypracowanej przez lata walki, że najlepiej opłaca się użyć gigantycznych pocisków, które nie tylko zniszczą cel, ale i spory kawał terytorium wokół niego, ponieważ i tak należy do wroga i nieważne, czy są tam szkoły, szpitale czy zwykłe domy, nie miał jednak zamiaru nigdy się do niej stosować.

Jak dotąd pancerniki nie otworzyły jeszcze ognia, nie było więc żadnych zniszczeń, ale miały zawisnąć bardzo nisko nad celem, gdy wahadłowce z komandosami rozpoczną podejście do lądowania.

— Rozpoczynamy wysyłanie promów z oddziałami desantowymi — zameldował wachtowy.

Tuzin wahadłowców oddzielił się od macierzystych jednostek i ruszył łagodnym łukiem w stronę kopalni.

— Dlaczego jest ich tylko dwanaście? — zapytała współprezydent Rione zasiadająca za fotelem Geary’ego. — To niepodobne do pułkownik Carabali, żeby tak ograniczać skalę operacji.

Czyżby Wiktoria sugerowała, że to Geary nakazał dowódcy sił specjalnych zmniejszyć liczbę żołnierzy? Odwrócił się w jej stronę.

— To maleńka kopalnia, pani współprezydent. Nie ma tam miejsca na lądowanie większych sił.

Gdy się ponownie odwracał, zauważył, że Desjani marszczy brwi najwyraźniej rozzłoszczona tak głupim pytaniem zadanym przez Wiktorię. Ale kiedy Tania przemówiła, po jej głosie nie dało się niczego poznać.

— Wykryto ruch obok toru kolejki magnetycznej.

Geary natychmiast skupił się na przekazie, powiększając obraz przedstawiający fragment toru, którym zazwyczaj transportowano urobek, kontenery i sprzęt do różnych sektorów kopalni. Potężne spektralne sensory okrętów floty były w stanie wykryć nawet niewielkie obiekty po drugiej stronie systemu planetarnego. Z tak niewielkiego dystansu mogłyby dostarczyć danych do obliczenia, ile ziarenek piasku znajduje się na nasypie. Nie mówiąc już o celach wielkości człowieka.

Nie ulegało wątpliwości, że przy jednym z końców toru zebrała się grupa ludzi. Właśnie pracowali nad podniesieniem go tak, aby kierował się wprost na widoczne w oddali sylwetki Walecznego i Wzorowego.

— Głupcy! — Geary nie potrafił się powstrzymać.

Desjani zgodziła się z nim.

— Wzorowy odpala piekielne lance.

Systemy naprowadzania dostosowane do namierzania celów pędzących z prędkością tysięcy kilometrów na sekundę, obliczające w czasie ułamków sekundy wszelkie możliwe zmiany, nie miały żadnych problemów z precyzyjnym trafieniem w tak bliski i na dodatek nieruchomy cel. Geary nie mógł zobaczyć na ekranie wizyjnym momentu, w którym strumień cząsteczek trafił w segment toru, ale widział efekty tego uderzenia. Konstrukcja zadrżała, stojący wokół niej robotnicy zostali odrzuceni przez siłę wybuchu jak odłamki. Na powierzchni księżyca, w miejscu, w którym zetknęły się z nią głowice piekielnych lanc, powstał niewielki krater.

Potem został unicestwiony jeszcze jeden segment toru i kolejny. Geary zaklął i wcisnął klawisz komunikatora.

— Waleczny i Wzorowy, mówi kapitan Geary. Strzelajcie tylko do wyznaczonych celów.

— Sir, oni usiłują wykorzystać te tory jako broń — zaprotestował ktoś na mostku Wzorowego.

Geary zanim odpowiedział, upewnił się, że przerwano ostrzał. Ku jego uldze oba pancerniki wykonały rozkaz.