Выбрать главу

Wyglądało jednak na to, że korekty nie będą potrzebne. Wprawdzie nie pozostawił sobie zbyt szerokiego marginesu błędu, ale jeśli ruchome instalacje wydobywcze wykonają swoje zadania zgodnie z planem, nie będzie potrzeby zużywania kolejnych dawek paliwa na manewr wyhamowywania.

Geary usiadł wygodniej. Kapitan Desjani popatrywała na niego, z trudem powstrzymując swoją ciekawość.

— Syndycy pozostawili w kopalni działające maszyny — wyjaśnił.

— Sukinsyny! — krótko a dosadnie skwitowała tę informację. — Wiedzieli, że uznamy, iż nafaszerowali je wirusami i minami pułapkami.

— Tak. Ale na Tytanie było kilka takich samobieżnych maszyn górniczych, które wysłaliśmy na powierzchnię, żeby wykonały całą robotę z przejęciem surowców. — Geary odwrócił się, aby włączyć Rione do rozmowy. — Komandosi wyłączają syndyckie linie wydobywcze.

— Syndycy nie mieli czasu, żeby zainstalować skomplikowane pułapki — Wiktoria pokręciła głową — ale rozumiem, że nie mieliśmy wyboru i musieliśmy działać tak, jakby zdołali to zrobić.

— Za każdym razem gdy mieliśmy do czynienia z Syndykami, były jakieś pułapki. — Geary spoglądał na transportowce z Tytana, zbliżające się łagodnym łukiem do powierzchni księżyca. Marzył o tym, by wróg nie był aż tak przebiegły, a sytuacja jego własnej floty aż tak beznadziejna.

W odpowiedzi starszego mata nadzorującego pracę SaKW z Tytana pobrzmiewało zaskoczenie i wielki szacunek.

— Sir. To wielki zaszczyt móc rozmawiać z panem, sir.

Geary siłą musiał się powstrzymywać, by nie okazać marynarzowi niezadowolenia. Nie cierpiał, gdy wtłaczano go w rolę legendarnego bohatera. Zwykli marynarze we flocie znacznie bardziej niż oficerowie wierzyli w to, że John Black Jack Geary został im zesłany przez żywe światło gwiazd, aby ocalić Sojusz, a tę flotę w szczególności. Pokładali całą swoją nadzieję w bohaterskim kapitanie z przeszłości. Jakąś częścią siebie był im wdzięczny za to bezgraniczne zaufanie, aczkolwiek stawał na głowie, żeby przypadkiem samemu nie zacząć wierzyć w swe nadprzyrodzone moce.

— Macie chwilkę, szefie? Możemy porozmawiać o waszym sprzęcie? — Wprawdzie operacja przebiegała bez zakłóceń, ale Geary uznał, że nie zejdzie z mostka aż do jej zakończenia. Poza tym zainteresowały go te samobieżne kombajny.

Widok z kamery czołowej starszego mata pokazywał część syndyckiej instalacji wydobywczej. Wielkie wrota, za którymi spoczywały hałdy posegregowanego wstępnie urobku, zostały wysadzone przez komandosów z tym większą radością, że była to pierwsza rzecz, jaką pozwolono im zniszczyć. Gargantuiczne maszyny górnicze przeszły po powierzchni księżyca, miażdżąc wszystko, co napotkały na swojej drodze, i przystanęły dopiero przed wejściem na składowisko.

— Tak jest, sir! — odparł natychmiast starszy mat. — Załogi obu SaKW zajmują się swoimi malcami, ja tu siedzę tylko na wszelki wypadek.

SaKWy. Ciekawy nick jak na tak wielką maszynerię, zwaną oficjalnie skrótem SKW.

— Nie wiem nic o tych waszych maszynach, szefie. Co mi pan może o nich powiedzieć? — Geary próbował już wcześniej ściągnąć oficjalne informacje z baz danych Nieulękłego, ale został zasypany ogromną masą dokumentacji, która w dodatku nie zawierała prostych planów maszyny ani jasnego wyjaśnienia, jak ona działa. Dlatego zamiast przedzierać się przez kilometry danych technicznych, postanowił, że zasięgnie języka u samego źródła. Jak powiadają: starszego mata pytasz, wiedzy nachwytasz.

Niestety ten właśnie starszy mat nie potrafił uwierzyć, że Black Jack Geary może potrzebować jakichkolwiek wyjaśnień.

— Technologia wydobycia nie zmieniła się za bardzo od czasów… no… czasów…

— Od minionego stulecia? — podpowiedział lekko zirytowany Geary. — Wtedy też nie za bardzo się w tym orientowałem, szefie. W tamtych czasach miałem inne problemy na głowie.

— No tak, tak, sir. Cóż, jak już wspomniałem, to stara technologia. Prosta i toporna. Ale wszystko co przysyłano nam na zastępstwo, okazywało się zbyt skomplikowane, było za drogie i za często się psuło, no… wie pan kapitan, jak to jest.

— Wiem aż za dobrze, szefie — przyznał Geary, przypominając sobie o wielu „ulepszeniach” jednostek, które tak go wkurzały przed stu laty, sprawiając problemy tam, gdzie wszystko idealnie pracowało, zanim doinstalowano jakiś kawał cholernego złomu. — Cieszy mnie, że pozwolono wam zachować te znakomite maszyny. Co teraz robią wasze SaKWy? Czekacie na pozwolenie na wejście do koliami?

— Nie, sir! One nie muszą wchodzić dalej. SaKWy wysyłają robale, sir. A jak robale…

— Robale?

— Ano tak, sir. — Kamera na hełmie szefa zmieniła nieco ustawienie, teraz skierowana była na przednią część jednej z maszyn, i to na dużym zbliżeniu. Z dziobowej części maszyny wystawała cała wiązka przewodów znikających w głębi syndyckich składów.

— Widzi pan kapitan te smycze? Każda z nich podłączona jest do robala. Tak je nazywamy, bo nie są większe od przeciętnego robala i w sumie działają na tej samej zasadzie. Żrą brud, no i kamienie.

— Jak przedostają się przez skały? — zaciekawił się Geary.

— Mają w pyskach zamontowane niewielkie działka pulsacyjne. Analizują strukturę kamienia przed sobą i wysyłają sygnał odpowiedniej częstotliwości, akurat takiej, co go kruszy. Oczywiście tutaj mamy do czynienia z już wydobytym materiałem, więc przy tej okazji muszą się wgryzać w lity metal. Żrą więc opiłki i lezą dalej. A sensory molekularne w ich bebechach dokonują analizy. Co nie pasuje, jest wydalane. Mówiłem przecież, one są zupełnie jak robale.

— A po co te przewody?

— Sterowanie i zasilanie. Taki górniczy robal porusza się o wiele szybciej niż jego żywy pierwowzór, dlatego musimy dostarczać mu o wiele więcej energii niż innym obiektom tej samej wielkości. No i nie chcemy emitować zbyt wiele radiacji w kopalniach… wie pan kapitan, ze względu na gazy, detonatory i inne cholerstwa, dlatego cała komunikacja z robalem idzie tym kablem. — Obraz zakołysał się, kiedy mat zwrócił się w stronę wrót budynku. — W normalnych warunkach robale po wyjściu na zewnątrz zaczynają się wkopywać w grunt, żeby znaleźć żyły metalu albo innego surowca, który jest potrzebny. W naszym wypadku wiemy, gdzie leży urobek, dlatego robale przekopują się bezpośrednio przez niego, identyfikują i poszukują skażeń albo innego rodzaju nanoniespodzianek.

Nanoniespodzianek. O nich akurat Geary wiedział sporo. Mikroskopijne urządzenia umieszczane na sprzęcie, uaktywniające się pod wpływem temperatury albo ciśnienia.

— Wydawało mi się, że zakazano ich od czasu, gdy zaczęły wykazywać zbyt wielką samodzielność.

Obraz na ekranie zadrgał wskutek wzruszenia ramion szefa.

— Tak, sir. Ale na świecie znajdzie pan kapitan wiele rzeczy, które zostały zakazane. Wie pan doskonale, jak to działa, sir.

— Tak, szefie, wiem. — Zakaz rzadko oznacza, że czegoś nie wolno w ogóle używać. A już nigdy, jeśli w grę wchodzą Syndycy. Zresztą Sojusz też miał swoje za paznokciami w tym względzie, co Geary odkrył z niejakim przerażeniem. Jedno stulecie wystarczyło, żeby prawo i życie straciło wiele na znaczeniu. — Natrafiliście już na jakieś problemy?