Выбрать главу

— Osiągnęli 0.15 świetlnej — zameldowała Desjani. — Przyśpieszają do 0.2 świetlnej.

Normalnie Geary dostrzegałby jasną stronę takiej sytuacji. Przy takiej prędkości lotu sensory zewnętrzne miały spory problem z kompensowaniem efektu relatywistycznego podczas obserwacji wydarzeń dziejących się na zewnątrz okrętów. A przy tak wielkiej odległości, w jakiej znajdowała się syndycka flotylla Delta, najmniejszy błąd mógł spowodować olbrzymie odchylenia. Niestety, tym razem nie mogli na to liczyć, syndycka flotylla Bravo, która siadła flocie Sojuszu na ogonie i leciała z identyczną prędkością 0.1 świetlnej, z pewnością przesyłała do Delty dokładne informacje o położeniu okrętów Geary’ego.

— Na pewno nas dogonią, zanim dotrzemy do punktu skoku na Ixiona — kontynuowała tymczasem Desjani. — To długi dystans, ale mogą dać pełen ciąg, gdy spróbujemy ich wykiwać, flotylla Bravo natychmiast da im o tym znać.

— Tylko że przejmą nas dosłownie na kilka godzin przed punktem skoku — zauważył Geary. Nie dodał tego, o czym oboje wiedzieli: że to będzie kilka naprawdę długich godzin.

— O ile my i pozostali utrzymamy się na obecnych kursach. Jeśli napotkamy flotyllę lecącą z Ixiona, wszystkie wyliczenia wezmą w łeb. — Desjani odchyliła się w fotelu i przymknęła oczy. — Sir, wydaje mi się, że wejście w kontakt z flotyllą Delta nie jest zbyt rozsądne, nawet zważywszy na fakt, że nie mamy specjalnego wyboru.

Zaskoczyła go tą zmianą podejścia i ostrożnością.

— Tak pani sądzi? — zapytał Geary ciekaw motywów, jakimi się kierowała.

— Nie jesteśmy przygotowani na walkę z tak potężną flotą wroga — wyjaśniła Desjani. — Wiem, że pan doszedł do tego wniosku już dawno, ale mnie zajęło to trochę czasu. Gdybyśmy zdołali przejąć flotyllę Bravo, zanim dojdzie do starcia z Deltą, sytuacja wyglądałaby inaczej. Ale dopóki nie pojawią się tutaj Syndycy z Ixiona, marnie to widzę.

— Doszedłem do tych samych wniosków co pani.

— Wiedziałam. — Desjani pokiwała głową, uśmiechając się, a potem nagle otworzyła oczy i wbiła spojrzenie w Geary’ego. — Musimy walczyć z Syndykami na naszych warunkach. Powtarzał nam pan to wiele razy. Wczoraj widziałam zagładę Paladyna… Cóż, wydawać by się mogło, że jestem przyzwyczajona do takich widoków, przez dziesięciolecia mogłam widzieć wielokrotnie całe floty Sojuszu idące na rzeź, poświęcanie okrętów i ich załóg. Wiem, że to honorowe i odważne czyny, ale przecież takim sposobem niczego nie osiągamy.

— Niestety to prawda. — Geary skrzywił się. — Czasami uniknięcie walki wymaga o wiele większej odwagi.

— Dlatego, że inni mogą oskarżyć pana o tchórzostwo? — Twarz Desjani stężała. — Tak. Mnie też niedawno oskarżono, choć o coś innego. Wykonamy skok na Ixiona, jak tylko będzie to możliwe, prawda, sir?

— Tak. Nawet jeśli uda się tego dokonać, nie wchodząc w kontakt bojowy z flotyllą Delta.

— Świetnie. — Zszokowała Geary’ego tak otwartym poparciem dla uniknięcia walki. — Zabijemy ich więcej, jeśli będziemy walczyli tam, gdzie chcemy i kiedy zechcemy.

Gdy to powiedziała, nie sposób było odmówić jej słowom prostoty i prawdy.

— Racja.

— A co powiesz na Serutę? — zapytała Rione, wpatrując się w hologram systemu wiszący w jego kabinie. — Gdybyśmy skręcili w tamtą stronę…

Geary pokręcił głową, a ona zamilkła.

— Cały problem polega na tym, że punkt skoku na Serutę znajduje się bliżej syndyckiej flotylli Delta. Mogliby nas przejąć wcześniej i czekałaby nas dłuższa walka, zanim dotarlibyśmy w pobliże punktu skoku. — Spojrzał na gwiazdę. — Do tego dochodzi jeszcze jeden problem, co prawda znacznie mniejszy… Nie mamy pojęcia, co Syndycy szykują na Serucie. Dane, które przechwyciliśmy, mówią, że jest to bardzo stary i bardzo biedny system gwiezdny. Nie ma w nim planet, jedynie obłoki asteroid orbitujące wokół umierającej czerwonej gwiazdy. Na tych asteroidach nie ma nawet znaczących pokładów surowców i metali. Jedyną instalacją, jaką Syndykat tam miał, była stacja badawcza, ale została już dawno zamknięta. Możemy się tam natknąć na kilka paskudnych niespodzianek pozostawionych przez Syndyków, lecz nie znajdziemy potrzebnych nam surowców.

Rione osunęła się w tył, marszcząc brwi.

— Zatem będziemy lecieli wciąż prosto na punkt skoku z Ixiona? Nawet wiedząc, że Syndycy zdołają nas dopaść, zanim do niego dotrzemy?

— Mam zamiar wypróbować kilka manewrów, które mogą uniemożliwić im przejęcie tej floty.

— Wypróbować? — Pokręciła głową. — Nawet ty nie masz pewności, że to się uda, John. Jak mogliśmy się wpakować w tak beznadziejną sytuację…

— Zwykły brak szczęścia. Gdyby nie nadleciała flotylla Delta, wyeliminowałbym zagrożenie ze strony flotylli Bravo i polecielibyśmy na Branwyna. — Geary zapatrzył się w głębie wyświetlanego hologramu. — I zła ocena sytuacji. Moja, rzecz jasna. Zdecydowałem, że powinniśmy lecieć na Lakotę, i to był oczywisty błąd.

— Naprawdę? Ponieważ nie wiedziałeś, że tutaj zabraknie ci szczęścia? — Rione przesunęła się i usiadła obok, opierając się o jego ramię. — Nie możesz winić siebie za coś takiego. Wierz mi, John, kto jak kto, ale ja jestem ekspertem w dziedzinie samoobwiniania.

— Fakt, że nie krzyczysz na mnie i nie obwiniasz za ten bajzel, wcale mnie jakoś nie cieszy — powiedział Geary.

— Przecież ci już mówiłam, że nie zamierzam być przewidywalna w reakcjach. — Usiadła i wydała z siebie jęk rozdrażnienia. — Może nie jest nam pisany powrót do domu. Może wiedza, jaką posiedliśmy, jest zbyt groźna.

— Nie zgadzam się z taką opinią.

— I dobrze. — Wstała. — Muszę się z kimś pojednać, jeśli zdołam. Nie zostało mi na to zbyt wiele czasu.

Z Desjani? — pomyślał z nadzieją.

— Z kim?

— Z moimi przodkami. Niedługo wrócę.

— Nie będziesz miała nic przeciw, jeśli pójdę z tobą?

Spojrzała na niego gniewnie.

— Nie jesteś moim mężem, nie powinieneś być w komnacie razem ze mną.

— Wiem, nie zamierzałem posuwać się aż tak daleko. Po prostu też chcę porozmawiać z moimi przodkami.

Twarz Rione pojaśniała.

— Może udzielą ci dobrej rady.

— Jeśli nie oni, zawsze mogę liczyć na ciebie.

— Tak, zawsze mam pełno rad. — Przewróciła oczami. — Ale czy są dobre, to już zupełnie inna sprawa.

— Twierdziłaś, że przylot na Lakotę to głupota, jeśli nie szaleństwo. — zapytał Geary. — Chyba miałaś rację.

Z jakiegoś powodu jego słowa rozbawiły ją.

— Wydawało mi się, że powiedziałam coś innego, że ty jesteś głupi, a Falco szalony. Ale dobrze. Chodź ze mną, niech załoga zobaczy, że ich bohater i jego kochanka to pobożni i prawi ludzie. A potem, jeśli nie zostanę spalona na proch przez gniew moich przodków, będziemy mogli wrócić tutaj i rozważyć wszystkie opcje i pomysły, jakie nam przyjdą do głowy.

Geary wstał, uśmiechnął się przelotnie.

— Planowanie akcji militarnych to cholernie trudna robota, nieprawdaż? Wciąż te przepowiednie i omeny. Starożytni też patrzyli w gwiazdy, zastanawiając się, jakie one naprawdę są.

Rione szła już do włazu, ale zatrzymała się i spojrzała badawczo na Geary’ego.

— Starożytni wierzyli, że gwiazdy są bogami, John. My też w to wierzymy, ale jednak w inny sposób. Może aż tak bardzo się od nich nie różnimy. W końcu dzieli nas zaledwie mgnienie oka w skali wieku wszechświata i zapewniam cię, że oni także starali się przez całe życie zrozumieć, dlaczego znaleźli się na tym świecie i co powinni począć z darem życia, który posiedli. Staram się o tym nie zapominać.