Przytaknął, zastanawiając się po raz kolejny, jaką kobietą jest naprawdę Wiktoria Rione.
W połowie drogi do punktu skoku na Ixiona syndycka flotylla Bravo wciąż siedziała im na ogonie, przypominając starożytny miecz, który lada moment miał opaść na kark skazańca, a syndycka flotylla Delta zbliżała się po dużym łuku przecinającym płaszczyznę ekliptyki systemu Lakota, aby przeciąć kurs floty Sojuszu zaledwie dwie godziny lotu od celu. Syndycka flotylla Alfa nieustannie patrolowała przestrzeń wokół wrót hipernetowych, uniemożliwiając tym samym i tak niemal niewykonalną próbę opuszczenia tego systemu w szybszy sposób. Natomiast po siłach Syndykatu lecących z Ixiona nadal nie było śladu.
Geary, nie otrzymawszy żadnego znaku czy choćby inspiracji od przodków, mógł jedynie siedzieć bezczynnie i obserwować leniwie przesuwające się na holomapie systemu symbole. Każde rozwiązanie, na jakie trafiał szukając wyjścia z sytuacji, kończyło się zawsze tak samo: niedobrze dla floty Sojuszu.
Usiłował ignorować nowe ognisko bólu rodzące się gdzieś głęboko pomiędzy jego oczami. Dlaczego pozwolił, by doszło do takiej tragedii? Byłoby zupełnie inaczej, gdyby nie musiał bez przerwy zmieniać planów po przybyciu nowych zgrupowań Syndyków. Zamiast realizować plan przewidziany na pokonanie tego systemu, wykonywał serię posunięć zależnych wyłącznie od postępowania nieprzyjaciela.
Reagował na postępowanie wroga.
A wróg był szybszy Obie flotylle, zarówno Bravo jak i Delta, mogły osiągać znacznie większe prędkości niż flota Geary’ego. To dawało im sporą przewagę, chociaż z drugiej strony wolniej lecące okręty mogły wykonywać o wiele ciaśniejsze zwroty, co nawet przy prędkości 0.05 świetlnej oznaczało całkiem spore promienie skrętu. Jakkolwiek na to patrzeć, wytrącono go z równowagi. Ale może znajdzie sposób, by wróg znalazł się w identycznej sytuacji…
Może nie był to wspaniały plan, ale zawsze plan.
Komandor Suram, oficer dowodzący Wojownikiem, spoglądał z niepokojem na Geary’ego, bez wątpienia oczekując od niego złych wiadomości. Suram był pierwszym oficerem u kapitana Kerestesa, ale czy sprawdzał się na tym stanowisku? Tego nikt nie wiedział. Niemniej dzisiaj Geary miał zamiar dać mu szansę.
— Komandorze Suram, odwaliliście na Wojowniku kawał dobrej roboty przy usuwaniu uszkodzeń. Wasze tarcze ochronne osiągnęły już pełną moc, naprawiliście też niemal połowę baterii piekielnych lanc.
Suram przytaknął.
— Tak, sir. Ale nie zdołaliśmy jeszcze połatać całego pancerza, napęd też osiąga dopiero siedemdziesiąt pięć procent mocy nominalnej.
— To wystarczy, żebyście utrzymali tempo marszowe eskadry pomocniczej. Zamierzam powierzyć załodze Wojownika specjalne zadanie, komandorze Suram. Daję panu pod rozkazy także Oriona i Dumnego.
Tym Geary zaskoczył oficera.
— Słucham, sir?
— Chcę, żebyście bronili naszych jednostek pomocniczych, komandorze Suram. — Komodor postarał się, aby jego słowa zabrzmiały naprawdę ponuro. — Jeśli je stracimy, to koniec floty. Wie pan o tym. A kiedy dojdzie do starcia z Syndykami, obie formacje wroga zaatakują z różnych kierunków. Będę miał spory problem z osobistym dopilnowaniem, aby nie zniszczono Tytana, Wiedźmy, Dżina i Goblina. Dlatego chcę, żeby Wojownik, Orion i Dumny tkwiły przy tych jednostkach, i to tak blisko, jakbyście je mieli holować. Chcę, żebyście przyjęli na siebie każdy ogień Syndyków, jaki będzie skierowany na jednostki pomocnicze, i zniszczyli każdą jednostkę wroga, jaka znajdzie się w ich pobliżu. Czy podoła pan temu zadaniu, komandorze?
Suram zacisnął zęby.
— Tak jest, sir!
— Zdaje pan sobie sprawę, że powierzam panu najważniejsze zadanie, jakie ktokolwiek ma wykonać w tej flocie? Nie mogę dać wam żadnej dużej jednostki, nie mogę nawet oddelegować ani jednej małej. Dlatego muszę mieć pewność, że bez względu na okoliczności pozostaniecie przy jednostkach pomocniczych.
— Prędzej Wojownik zostanie zniszczony, niż jakiś pocisk trafi w bronione jednostki — oświadczył Suram. — Wiem, że mamy coś do udowodnienia reszcie floty — dodał szorstkim tonem. — Zarówno ja, jak i cała moja załoga. Opuściliśmy Polaris i Gardę na Vidhi. Nie opuścimy naszych jednostek pomocniczych, dopóki będziemy w stanie kierować okrętem. Przysięgam na honor moich przodków.
Geary zdawał sobie sprawę, że każdy, kogo by zapytał, oświadczyłby, iż przekazywanie jednostek pomocniczych pod opiekę Wojownika albo Oriona i Dumnego to czyste szaleństwo, ale instynktownie czuł, że nikt inny w tej flocie nie będzie miał wystarczającej motywacji do tej roboty. Co jednak nie oznaczało, że przekazałby dowodzenie tą misją w ręce komandor Yin. To byłoby naprawdę szalone.
— Gdybym nie wiedział, że pan podoła tej misji, tobym jej panu nie powierzał, komandorze Suram. Może pan to przekazać załodze. Wiem, że Wojownik wykona zadanie albo zostanie zniszczony w walce.
Suram raz jeszcze przytaknął, a potem zasalutował.
— Dziękuję, sir. Zasłużymy sobie na ten honor tak czy inaczej, sir.
Geary uśmiechnął się.
— Proszę uczynić nam obu przysługę i zasłużyć sobie na honor, nie ginąc przy okazji. Chcę widzieć Wojownika w pierwszym szeregu następnej bitwy. Dobrze się panu współpracuje z dowódcami Oriona i Dumnego? Wykonają pańskie rozkazy?
— Każdy oficer i marynarz Oriona i Dumnego pozna szczegóły naszego zadania i dowie się o szansie, jaką nam pan dał, sir! — obiecał Suram. — Dziękuję raz jeszcze, sir. Nasze okręty nie zawiodą pokładanego w nich zaufania.
Dzień lotu dzielący ich od punktu skoku Geary spędził, przez wiele godzin gapiąc się w symulator wizualizujący aktualną sytuację. Syndycka flotylla Delta zaczynała już formować tradycyjny szyk bojowy w kształcie prostopadłościanu, chociaż tym razem był on wyjątkowo płytki. Czoło formacji skierowane było na flotę Sojuszu, wyglądało jak gruby mur sunący całą szerokością na okręty Geary’ego.
Także syndycka flotylla Bravo sformowała już identyczny szyk, równie płaski jak ten w Delcie, choć jako mniej liczna nie mogła stworzyć aż tak imponującego muru. Nawet pomimo strat, jakie poniosła walcząc przy punkcie skoku na Branwyna, wciąż jeszcze posiadała w swoich szeregach piętnaście pancerników i dziesięć okrętów liniowych. Flotylla Bravo utraciła także większość jednostek eskorty, ale z nimi czy bez — i tak była karzełkiem wobec dwudziestu trzech pancerników i dwudziestu okrętów liniowych Delty.
Geary dziwił się, że Bravo do tej pory nie wykonała żadnych podjazdów, które nie tylko obniżałyby morale załóg, ale i skutecznie opóźniały marsz okrętów Sojuszu przez konieczność wykonywania skomplikowanych uników. Widać, że wróciła im pewność siebie.
Uwierzyli, że znaleźliśmy się w potrzasku, z którego nie ma ucieczki. Zobaczymy…
Na godzinę przed tym, jak syndycka flotylla Delta miała przeciąć wektor lotu floty Syndykatu, Geary zasiadł na mostku Nieulękłego i odkłonił się, reagując na powitanie Desjani. Rione zasiadła z tyłu, jedynie wyraz jej oczu zdradzał zdenerwowanie.