Выбрать главу

Mógł się na nią wściec, ale to byłoby nie fair wobec niej, a poza tym musiałby się znowu męczyć.

— Dobrze, zrozumiałem.

Nie odpowiedziała od razu, jakby czekała na wyraźniejsze potwierdzenie jego zgody, ale gdy nie nadeszło, zaczęła mówić z nieoczekiwaną werwą.

— Wiem, że przeżywa pan każdą naszą stratę, sir. Taki już pan jest. I to chyba jest powód, dla którego jest pan tak doskonałym dowódcą. Ale rozumie pan także potrzebę dalszej walki. Wiele razy to widziałam. I nie potrzebuje pan słów moich czy kogoś innego. Sam pan dojdzie, jak nie teraz, to za jakiś czas, do tego, co musimy zrobić, żeby znowu dokopać Syndykom.

— Nie pokonaliśmy ich tym razem — musiał jej to powiedzieć.

Desjani zachmurzyła się i pokręciła głową.

— To nieprawda, sir. Chcieli nas złapać w potrzask i zniszczyć. Nie udało im się. Chcieliśmy wydostać się z Lakoty i dokonaliśmy tego.

Teraz i on posmutniał, głównie dlatego, że Desjani miała rację. Jeśli spojrzeć na sytuację z tego punktu wodzenia, Syndycy przegrali, a flota Sojuszu ocalała i uciekła… więc zwyciężyła. Ale…

— Dziękuję, ale… Taniu, straciliśmy wiele okrętów. Liniowiec, cztery pancerniki…

— Wiem, sir — przerwała mu. — Chciałabym, aby to zwycięstwo było tak wielkie jak poprzednie, kiedy wychodziliśmy z bitwy niemal bez szwanku. Ale przecież nie każda bitwa może się kończyć takim wynikiem, zwłaszcza gdy wróg ma wielką przewagę.

Tego akurat nie musiała mu mówić. Geary odkrył przed nią, choć tylko na moment, uczucia, które go teraz przepełniały, żal oraz cierpienie, i zobaczył jej reakcję.

— Ci ludzie ufali mi, wierzyli, że zawiodę ich do domu. A teraz spoczywają w obcej przestrzeni.

— Sir. — Desjani pochyliła się do przodu, jej twarz płonęła. — Nie każdy może wrócić z bitwy. Nauczyliśmy się tej prawdy już dawno, każdy z nas stracił wielu przyjaciół i towarzyszy broni w walce, — tak samo jak nasi ojcowie i matki, dziadowie i babki, jak kilka dalszych pokoleń naszych przodków. Ale pan został nam zesłany na ratunek. Wiem o tym. Tak samo jak wielu oficerów i niemal każdy marynarz tej floty. Otrzymał pan od żywego światła gwiazd misję ocalenia tej floty i doprowadzenia jej do przestrzeni Sojuszu, a to oznacza, że nie może pan przegrać. Wszyscy o tym wiedzą. Niedługo sam pan to zrozumie i odnajdzie właściwą drogę do zwycięstwa.

Przerażała go jej wiara, ponieważ zdawał sobie doskonale sprawę, jak zawodnym jest człowiekiem, i nie wyobrażał sobie, żeby jakaś wyższa moc wybrała właśnie jego do takiej misji.

— Jestem takim samym człowiekiem jak ty, Taniu.

— Oczywiście! Żywe światło gwiazd i nasi przodkowie przemawiają tylko przez żywych ludzi! Wszyscy o tym wiedzą!

— Ta flota mnie nie potrzebuje. Sojusz mnie nie potrzebuje. Ja nie jestem…

— Potrzebujemy pana, sir! — Desjani nieomal błagała go tym razem. — Nie wiem, co ja bym zrobiła… Co by się stało z tą flotą, gdyby pana z nami nie było. Co by było z Sojuszem, gdyby nie pana powrót. Wrócił pan do nas z określonego powodu. Gdyby nie pan, flota zostałaby doszczętnie zniszczona w syndyckim Systemie Centralnym, a Sojusz przegrałby tę wojnę. Poszliśmy za panem, bo ufaliśmy panu. A pan swoimi czynami i słowami nieustannie udowadniał, że jest wart naszego zaufania.

Geary otworzył usta, żeby zaprotestować, ale nagle uświadomił sobie, że to jeden z jego przodków może podpowiadać jej słowa. Zawiódł ludzi poległych na Lakocie. I było to naprawdę niegodne. Ale o wiele bardziej niegodną rzeczą byłoby zawiedzenie załóg wszystkich okrętów, które przetrwały bitwę i nadal znajdowały się w jego flocie, czy też odebranie im wiary w niego, tej samej, która popychała wszystkich do tak wielkiego wysiłku. Ci ludzie liczyli na niego, miał tego świadomość tak samo, jak załoga Najśmielszego, Nieposłusznego i Niestrudzonego wiedziały, że reszta floty pokłada w nich wszelkie nadzieje. W końcu musiał to zaakceptować, a Desjani i Wiktoria miały rację, że mu to uświadamiały.

Ta wiara, którą w nim pokładali wszyscy marynarze, znaczyła jednak tylko tyle, że łatwiej mu było utrzymać flotę w całości, ale ocalenie jej przed zniszczeniem nie miało z nią nic wspólnego. To była wyłącznie jego robota. I dlatego musiał zdecydować o następnym posunięciu.

Wyprostował się w końcu, skinął głową i odezwał się spokojniejszym tonem.

— Ciąży na mnie wielka odpowiedzialność. — Czy mi się to podoba czy nie, pomyślał. — Dziękuję, że pani mi o tym przypomniała.

Usiadła wygodniej i uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.

— Nie potrzebował pan mnie do tego.

— Cóż, prawdę mówiąc, obawiam się, że jednak potrzebowałem. — Chciał się zmusić do uśmiechu, ale nagle poczuł, że wcale nie musi. — Dziękuję. Cieszę się, że wylądowałem na pani okręcie.

Znów obdarzyła go uśmiechem, a potem nagle przełknęła ślinę, rozejrzała się niepewnie i gwałtownie wstała.

— Dziękuję, sir. Chyba powinnam wracać na mostek.

— Oczywiście. Jeśli spotka pani współprezydent Rione, proszę jej powiedzieć, że mam się dobrze.

— Tak zrobię, sir. — Desjani szybko zasalutowała i zniknęła za pokrywą włazu.

Geary siedział jeszcze przez chwilę, rozmyślając, a potem sięgnął powoli do klawiatury wyświetlacza. Nad stołem pojawiła się holomapa systemu Ixion, a na niej flota Sojuszu w miejscu, z którego odleciała na Lakotę i w którym znajdzie się, gdy wróci do normalnej przestrzeni po skoku.

Powinienem chyba coś wymyślić. Ale co?

Dwanaście

Sir, mówi porucznik Iger z sekcji wywiadu. Odkryliśmy coś ważnego, — powinien pan to zobaczyć.

Geary zaczynał czuć nawrót depresji, nie potrafił znaleźć jednego dobrego wyjścia z Ixiona, dlatego długo się zastanawiał, czy odpowiedzieć na tę wiadomość, ale poczucie obowiązku tak długo nie dawało mu spokoju, że w końcu wcisnął klawisz.

— Co to znaczy: ważne? — zapytał, odbierając połączenie.

— Cóż… Ciężko nam to ocenić, sir. To coś naprawdę nieoczekiwanego, nie jesteśmy pewni, jak to sklasyfikować, ale przypuszczamy, że to naprawdę bardzo ważna rzecz.

Faceci z wywiadu uwielbiali słowo „przypuszczamy”, nie umiejąc przyznać, że nie mają pojęcia, o czym mówią.

— Przygotowaliśmy wszystko do przeprowadzenia prezentacji w naszej sekcji, ale mogę też pana wprowadzić w tę sprawę gdzie indziej, sir — kontynuował Iger. — Gdziekolwiek będzie panu wygodnie.

Geary rozejrzał się. Stawanie twarzą w twarz z załogą po tak dramatycznej ucieczce z Lakoty nie wydawało mu się dobrym pomysłem. Z drugiej jednak strony zaczynał się czuć w swojej kabinie jak w areszcie. Ileż to już czasu minęło od chwili, gdy wyszedł, by odgrywać rolę dowódcy tej floty?…

— Zejdę do was. Może być teraz?

— Tak, sir. Będziemy czekali, sir.

Wstał, sprawdził swój wygląd i skrzywił się. Musiał poświęcić dłuższą chwilę na mycie i zmianę munduru. Bez względu na to, co stało się na Lakocie, za żadne skarby nie mógł wyglądać na pokonanego.

Marynarze, których spotykał w korytarzach, wydawali mu się wylęknieni, ale kiedy na niego spoglądali, w ich oczach zaczynały się tlić iskierki nadziei. Geary starał się prezentować pewnie pomimo przepełniającego go przygnębienia i chyba udało mu się oszukać niemal wszystkich napotkanych członków załogi. Dawno temu, jeszcze za czasów młodości, nauczył się od bardziej doświadczonych oficerów, że wystarczy wyglądać, jakby się wiedziało, co się robi, aby wszyscy inni uznali to za pewnik.