– Jaka piękna panna młoda! Nie mówiłam? Ten model w sam raz pasuje do pani wzrostu i kobiecych kształtów!
Erika znów z niedowierzaniem spojrzała w lustro. Musiała się zgodzić, że wygląda ładnie. Poczuła się jak księżniczka z bajki. Jeśli do wesela zrzuci jeszcze kilka kilogramów, suknia będzie wręcz doskonała!
– Już nie muszę nic mierzyć. Biorę tę! – powiedziała do Anny.
– Bardzo się cieszę! – Właścicielka sklepu promieniała. – Wydaje mi się, że będzie pani więcej niż zadowolona. Jeśli pani chce, suknia może zostać u nas. Tydzień przed ślubem zrobimy przymiarkę i w razie czego zwęzimy. Będzie jeszcze czas.
– Dziękuję, Anno – szepnęła Erika i ścisnęła rękę siostry.
Anna odwzajemniła uścisk.
– Pięknie wyglądasz – powiedziała. Erice wydało się, że również w oczach siostry zalśniła łza. Przyjemna chwila, zasłużyły na nią po tych wszystkich przejściach.
– Więc jak się tu czujecie? – Lars rozejrzał się po obecnych. Nikt się nie odezwał. Większość patrzyła na swoje buty, tylko Barbie świdrowała go wzrokiem.
– Kto chciałby zacząć? – Lars patrzył na nich wyczekująco. Parę osób podniosło wzrok znad butów. W końcu głos zabrał Mehmet.
– W porządku – i umilkł.
– Może coś dodasz? – W głosie Larsa słychać było zachętę.
– Wydaje mi się, że na razie jest w porządku. Praca jest całkiem okej, więc… – znów umilkł.
– A pozostali? Jak się czujecie w swoich rolach zawodowych?
– Ładne mi role zawodowe – prychnął Calle. – Całymi dniami nic, tylko zmywam brudne talerze. Jeszcze dziś pogadam z Fredrikiem. Postaram się, żeby coś się w tej sprawie zmieniło. – Znacząco popatrzył na Tinę, a ona spojrzała na niego ze złością.
– A ty, Jonno? Jak ci minął tydzień?
Jonna jako jedyna z niesłabnącym zainteresowaniem wpatrywała się w swoje buty. Mruknęła coś, nie podnosząc wzroku. Wszyscy obecni, siedzący w niewielkim kręgu pośrodku dużej sali, pochylili się do przodu, żeby ją słyszeć.
– Przepraszam, ale nie usłyszeliśmy, co mówiłaś. Czy mogłabyś powtórzyć? Chciałbym również, żebyś okazała nam szacunek i patrzyła w oczy, gdy do nas mówisz. Odnosimy wrażenie, że nas lekceważysz. Czy tak jest, Jonna?
– Czy tak jest? – wtrącił się Uffe, szturchając jej nogi. – Myślisz, że jesteś lepsza od nas, co?
– Uffe, twoja postawa nie jest konstruktywna – ostrzegawczym tonem powiedział Lars. – Naszym celem jest stworzenie miłej atmosfery, żebyście czuli się bezpiecznie, kiedy będziecie mówić o swoich doznaniach i przeżyciach, żebyście mieli poczucie, że możecie liczyć na wsparcie.
– Dla Uffego to zbyt skomplikowane – powiedziała ze złośliwym uśmiechem Tina. – Musisz mówić prościej, żeby za tobą nadążył.
– Głupia cipa – rzucił Uffe. Był wściekły.
– O tym właśnie mówię – głos Larsa nabrał ostrości. – Wzajemne dogryzanie sobie do niczego nie prowadzi. Znajdujecie się wszyscy w sytuacji ekstremalnej, która może się okazać bardzo obciążająca psychicznie. Teraz macie szansę zmniejszyć ciśnienie. – Potoczył wzrokiem i uważnie przyjrzał się wszystkim po kolei. Parę osób skinęło głową. Barbie podniosła rękę.
– Słucham, Lillemor?
Opuściła rękę.
– Przede wszystkim już nie mam na imię Lillemor, tylko Barbie. – Wydęła wargi, robiąc nadąsaną minę. Nagle uśmiechnęła się. – Ale muszę powiedzieć, że dla mnie to fantastyczne! Chodzi mi o to, że można razem usiąść i się wygadać. W „Big Brotherze” nie mieliśmy czegoś takiego.
– Odpuść, okej? – Uffe prawie leżał na krześle. Wlepiał w nią wzrok. Przestała się uśmiechać i spuściła oczy.
– Uważam, że bardzo ładnie to ujęłaś – powiedział Lars i zachęcająco kiwnął głową w jej kierunku. – Oprócz terapii grupowej możecie skorzystać również z terapii indywidualnej. Proponuję teraz zakończyć spotkanie ogólne. Terapię indywidualną zacznę może… od Barbie?
Podniosła wzrok i znów się uśmiechnęła.
– Bardzo chętnie! Mam mnóstwo rzeczy do omówienia!
– Świetnie – uśmiechnął się w odpowiedzi Lars. – Chodźmy, usiądziemy sobie w pokoju za sceną, tam nam nikt nie będzie przeszkadzał. Proszę, żebyście potem przychodzili do mnie w takiej kolejności, jak teraz siedzicie, czyli po Barbie Tina, następnie Uffe i tak dalej. Dobrze?
Nikt się nie odezwał, co Lars uznał za zgodę.
Gdy tylko zamknęły się drzwi za Larsem i Barbie, wszyscy zrobili się bardzo rozmowni. Z wyjątkiem Jonny. Ona jak zwykle milczała.
– Co za gówno – rechotał Uffe, bijąc się po kolanach.
Mehmet spojrzał na niego ze złością.
– O co ci chodzi? Uważam, że jest dobrze. Sam wiesz, jaki człowiek jest upieprzony po paru tygodniach takiej imprezy. Super, że choć raz pomyśleli o nas, o tym, żebyśmy się dobrze czuli.
– Żebyśmy się dobrze czuli – przedrzeźniał go piskliwym głosem Uffe. – Wiesz co, Mehmet, baba jesteś. Powinieneś prowadzić w telewizji program o zdrowiu. Siedziałbyś przed kamerą w trykotach i jogowałbyś, albo co.
– Nie zwracaj uwagi na tego matoła – powiedziała Tina.
Uffe spojrzał na nią.
– Nie wtrącaj się, krowo jedna. Myślisz, że jesteś taka mądra? Dobre stopnie miałaś i znasz takie mądre słowa. Uważasz, że jesteś lepsza, co? I jeszcze gwiazdą zostaniesz! – Zaśmiał się szyderczo i rozejrzał w poszukiwaniu poparcia. Wszyscy odwracali wzrok, ale nikt nie zaprotestował, więc radośnie mówił dalej: – Sama w to nie wierzysz. Ośmieszysz siebie i nas. Słyszałem, że tak się podlizywałaś, aż się zgodzili, żebyś wieczorem zaśpiewała tę swoją żałosną piosenkę. Mam nadzieję, że obrzucą cię zgniłymi pomidorami. Sam będę rzucać.
– Przestań – powiedział Mehmet, wbijając w Uffego wzrok. – Jesteś głupi, wredny i zazdrosny, że Tina ma talent, bo sam jako głupek występujący w telewizji możesz liczyć tylko na chwilowe branie. A potem wrócisz do swojego zasranego magazynu.
Uffe zaśmiał się nerwowo. Słowa Mehmeta, w których było sporo prawdy, zaniepokoiły go. Odepchnął go od siebie.
– Nie chcecie, to nie wierzcie. Sami zobaczycie. Miejscowi wieśniacy będą się pokładać ze śmiechu.
– Wiesz co, Uffe, nienawidzę cię. – Tina ze łzami w oczach wstała i wyszła. Jeden z kamerzystów poszedł za nią. Zaczęła przed nim uciekać, ale nie dało się uciec przed kamerami. Były wszędzie.
Patrik nie mógł się na niczym skupić. Prześladowała go myśl o wypadku. Gdyby tylko mógł sobie przypomnieć, co mu przypomina. Sięgnął po teczkę z papierami dotyczącymi śledztwa i zaczął je przeglądać kolejny raz, sam już nie wiedział który.
– Zasinienia wokół ust, nieprawdopodobnie wysokie stężenie alkoholu jak na osobę, która według bliskich w ogóle nie piła.
Wodził palcem po protokole z sekcji, sprawdzając, czy czegoś nie przegapił. Nic niezwykłego nie znalazł. Podniósł słuchawkę i wybrał numer. Znał go na pamięć.