Выбрать главу

– Cześć, Pedersen, tu Patrik Hedström z komisariatu w Tanum. Mam przed sobą protokół z sekcji. Masz pięć minut, żeby jeszcze raz go ze mną przewałkować? – Pedersen się zgodził i Patrik ciągnął dalej: – Chodzi mi o zasinienia wokół ust. Czy da się stwierdzić, kiedy powstały? Okej… – Słuchał, notując na marginesie. – A alkohol? Czy mógłbyś określić, kiedy go wypiła? Nie chodzi mi o godzinę… chociaż owszem, to również… przede wszystkim jak długo piła, czy piła duszkiem, czy… no wiesz. – Słuchał uważnie, machając długopisem. – Ciekawe. Czy podczas sekcji znalazłeś jeszcze coś szczególnego? – Już nie pisał, tylko słuchał. Przycisnął słuchawkę do ucha tak mocno, że aż go zabolało i musiał ją odsunąć. – Resztki przylepca wokół ust? To niewątpliwie bardzo ważna informacja. I nic więcej? – Westchnął, słysząc odpowiedź, i drugą ręką przesunął po brwiach. – Okej, muszę się tym zadowolić.

Niechętnie odłożył słuchawkę. Liczył na więcej. Wyjął zdjęcia z miejsca wypadku i zaczął je studiować w poszukiwaniu czegoś, czegokolwiek, co przywróci mu pamięć. Najgorsze, że nie był pewien, czy w ogóle jest coś, co powinien zapamiętać. Może mu się wydaje. Może to tylko déjà vu. Może widział coś w telewizji albo na filmie, a może tylko słyszał. Może mózg zmusza go do szukania czegoś, czego nie ma. Właśnie miał rzucić papiery na bok, gdy poczuł, jakby mu błysnęło między synapsami. Pochylił się, żeby się przyjrzeć trzymanej w ręku fotografii jeszcze uważniej, i przepełnił go triumf. Nie błądził, w zakamarkach pamięci przechowało się coś konkretnego.

Jednym susem skoczył do drzwi. Pora przerzucić archiwum.

Barbie obojętnie odczytywała kody przesuwających się na taśmie towarów. Do oczu cisnęły jej się łzy, ale mrugała uparcie, nie pozwalając im popłynąć. Nie będzie beczeć, nie będzie się wystawiać na pośmiewisko.

Poranna rozmowa wyciągnęła na wierzch mnóstwo uczuć. Zalegający od dawna osad wypłynął. Przyglądała się siedzącej w kasie przed nią Jonnie. W pewnym sensie jej zazdrościła. Nie tyle skłonności do depresji czy cięcia się, bo Barbie nie mogłaby wbić ostrza we własne ciało. Zazdrościła Jonnie, że nie przejmuje się tym, co myślą inni. Dla niej nic nie było ważniejsze od tego, jak wygląda i jak jest postrzegana. Nie zawsze tak było. Zobaczyła to na szkolnych zdjęciach wygrzebanych przez ten cholerny brukowiec. Była na nich drobna i chuda, nosiła aparat ortodontyczny, miała malutkie piersi i ciemne włosy. Wpadła w rozpacz, gdy się ukazały na pierwszych stronach gazet. Ale wbrew temu, co o niej mówiono, nie dlatego, że wyszło na jaw, że jej piersi są sztuczne, podobnie jak kolor włosów. Aż tak głupia nie była. Powód był inny i co innego ją zabolało: ten uśmiech, z którego nic nie zostało. Wesoły uśmiech zadowolenia z siebie i z życia, uśmiech poczucia bezpieczeństwa i ufności. Wszystko to się skończyło wraz ze śmiercią taty.

Tak jej było z tatą dobrze. Była mała, gdy mama umarła na raka, ale tacie udało się sprawić, że nie miała poczucia straty. Nigdy niczego jej nie brakowało. Wiedziała, że gdy była niemowlęciem, zaraz po śmierci matki i tych strasznych wydarzeniach, powstało wielkie zamieszanie. Tata zapłacił za to wysoką cenę. Wyciągnął wnioski i udało mu się pozbierać, zacząć nowe życie – z córką. Aż do tamtego październikowego dnia.

Miała wtedy poczucie, że dzieje się coś nierzeczywistego. Za jednym zamachem zawaliło się całe jej dotychczasowe życie, straciła absolutnie wszystko. Nie miała już rodziny, żadnych krewnych, wrzucili ją do prowizorycznego świata rodzin zastępczych, nauczyła się rzeczy, których wolałaby nie umieć. Całkowicie straciła pewność siebie. Koleżanki nie rozumiały, że się zmieniła pod wpływem tego, co ją spotkało. Coś jej zabrano i już nigdy miała nie być taka jak dawniej. Przez jakiś czas nawet się starały, ale w końcu zostawiły ją samej sobie.

Wtedy zaczęła gonić za akceptacją starszych chłopców i twardych dziewczyn. Zwyczajny wygląd i chłopięca sylwetka nie wchodziły w rachubę. Imię Lillemor też nie. Zaczęła od tego, co mogła i potrafiła zrobić sama. Włosy rozjaśniła w łazience swego chłopaka, jednego z wielu starszych partnerów, jakich miała. Ubrania zastąpiła nowymi, mniejszymi, krótszymi i bardziej seksownymi. Już wiedziała, co jej umożliwi porzucenie nędznego życia. Seks. Za seks kupowała zainteresowanie i rozmaite przedmioty. Dzięki niemu mogła się wyróżnić w tłumie. Jeden z jej chłopaków był bogaty i sfinansował operację powiększenia piersi. Właściwie wolałaby trochę mniejsze, ale płacił, więc do niego należało ostatnie słowo. Chciał rozmiar E, to miał. Po tej przemianie następca inwestora w biust rozwiązał problem imienia. Nazwał ją Barbie. Pozostało tylko zdecydować, gdzie powinna lansować swoją nową tożsamość. Zaczęła od występów na pokazach – ubrana skąpo lub wcale. Przełomem okazał się „Big Brother”. Została gwiazdą programu. Wcale jej nie przeszkadzało, że cała Szwecja może śledzić jej życie seksualne. Kto by się przejmował? Nie miała żadnych krewnych, którzy by mogli zadzwonić z pretensjami, że przynosi im wstyd. Była zupełnie sama na świecie.

O czasach sprzed Barbie udawało jej się nie myśleć. Lillemor została zepchnięta do najgłębszych pokładów podświadomości, prawie nic z niej nie zostało. To samo stało się z pamięcią o tacie. Nie mogła sobie pozwolić na wspomnienia. Jeśli ma sobie dać radę, w jej życiu nie może być miejsca na wspomnienie jego śmiechu, jego dłoni na jej policzku. Za bardzo bolało. Poranna rozmowa z psychologiem poruszyła struny, które nie przestały drżeć. Okazało się, że nie tylko w jej duszy. Wchodzili kolejno do pokoiku za sceną, rozmawiali z psychologiem i atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Chwilami miała wrażenie, że koledzy patrzą na nią złośliwie, że całą niechęć kierują przeciwko niej. Oglądała się za siebie, sprawdzała, skąd się bierze to nieprzyjemne uczucie, i za każdym razem okazywało się, że nic tam nie ma.

Jednocześnie coś się rozgrywało w jej podświadomości, jakby Lillemor chciała jej zwrócić na coś uwagę. Odsuwała od siebie takie myśli. Nie mogła sobie na nie pozwolić.

Taśma z towarami wciąż się przesuwała. Bez końca.

Poszukiwania w archiwum okazały się jak zwykle żmudnym zajęciem. Nic nie leżało na swoim miejscu. Patrik usiadł po turecku na podłodze, wokół stało mnóstwo pudeł. Wiedział, czego szuka, i w prostocie ducha wierzył, że znajdzie to w pudle z napisem „Materiały szkoleniowe”. Ale gdzie tam! Usłyszał kroki na schodach i podniósł wzrok. Stanął przed nim Martin.

– Cześć. Annika widziała, jak tu szedłeś. Co robisz? – Martin spojrzał ze zdziwieniem na stojące wokół pudła.

– Szukam notatek z konferencji w Halmstad, na której byłem parę lat temu. Należałoby sądzić, że zostały zarchiwizowane w jakiś logiczny sposób, ale gdzie tam. Jakiś idiota wszystko poprzestawiał. Nic się nie zgadza. – Wrzucił do pudła kolejny plik papierów. One też nie zostały włożone tam, gdzie należało.

– Annika od dawna robi awantury, że nie utrzymujemy porządku w papierach. Mówi, że archiwizuje je we właściwych miejscach, a potem dostają nóg.

– Nie rozumiem, dlaczego ludzie nie mogą odkładać na miejsce tego, co wzięli. Pamiętam, że teczkę z notatkami włożyłem tutaj – wskazał na pudło z napisem „Materiały szkoleniowe” – ale, jak widać, nie ma ich. Pytanie, w którym pudle są: „Osoby zaginione”, „Sprawy wyjaśnione” czy „Sprawy niewyjaśnione”. I tak dalej. I bądź tu mądry. – Zatoczył ręką po niewielkiej piwnicy zastawionej pudłami od podłogi po sufit.