Выбрать главу

– Masz wolny weekend? – Erika była mile zaskoczona. Tyle weekendów zmarnował im grafik Patrika.

– Tak, choć raz. Zresztą tych, z którymi chciałbym rozmawiać, i tak nie złapałbym wcześniej niż w poniedziałek. W związku z tym jestem do waszej dyspozycji, dziewczyny! – Uśmiechnął się szeroko. Erika odwzajemniła uśmiech. Jak ten czas leci. Z jednej strony miała wrażenie, jakby dopiero co się ze sobą związali, z drugiej, jakby byli ze sobą od zawsze. Chwilami zapominała, że kiedyś w jej życiu nie było Patrika. A za kilka tygodni biorą ślub. Z salonu dochodziło gaworzenie Mai. Odkąd Anna stanęła na nogi, Erikę znów wszystko cieszyło.

Gdy wreszcie dotarł, spóźniony o dziesięć minut, siedziała już przy stoliku. Wyczyszczenie spodni prasowanych pod siedziskiem kanapy nie było tak łatwe, jak sądził. Między innymi z powodu wielkiej gumy do żucia, która przykleiła się do siedzenia. Do jej usunięcia potrzeba było wielkiej determinacji, nie mówiąc o ostrym nożu. Poszarpał materiał, ale jak się obciągnie marynarkę, nic nie będzie widać. Upewniając się, czy dobrze wygląda, rzucił ostatnie spojrzenie na swoje odbicie w szybie wiszącego na ścianie obrazka. Szczególnie starannie ułożył włosy na czubku głowy, żeby nie pokazać ani kawałka łysiny. Z zadowoleniem stwierdził, że znosi swój wiek z tą samą godnością, z jaką nosi swoją fryzurę.

Na jej widok serce zabiło mu mocniej. Aż sam się zdziwił, tak dawno nie waliło mu w piersi. Jakiż to fenomen sprawia, że tak na niego działa tęgawa pani w średnim wieku? Przyszło mu do głowy, że to na pewno jej oczy. Najbardziej niebieskie oczy, jakie widział w życiu. Na tle rudawego odcienia włosów po prostu lśniły. Patrzył jak zaczarowany i w pierwszej chwili nie dostrzegł wyciągniętej dłoni. Musiał ochłonąć i wtedy, z uczuciem, jakby sam oglądał tę scenę z góry, pochylił się, chwycił jej dłoń i w staroświeckim geście ucałował. Najpierw poczuł się jak idiota. Sam nie wiedział, skąd mu przyszedł do głowy tak błazeński pomysł. Jak się jednak okazało, spodobało jej się to. W brzuchu poczuł przyjemne ciepło. Pomyślał, że wciąż jeszcze umie się zachować i wie, jak się zabrać do rzeczy.

– Ależ tu przyjemnie. Jeszcze nigdy tu nie byłam – powiedziała miłym głosem, gdy zaczęli się wczytywać w kartę dań.

– Bez dwóch zdań pierwszorzędne miejsce – powiedział Mellberg, nadymając się, jakby był właścicielem Gestgifveriet.

– I chyba dobrze karmią.

Przebiegała wzrokiem nazwy frykasów wymienionych w karcie. Mellberg również zerknął i przeraził się na widok cen. Napotkał jednak wzrok Rose-Marie i całe przerażenie znikło. W taki wieczór pieniądze nie mają znaczenia.

Spojrzała przez okno, w stronę domu ludowego.

– Zdaje się, że odbywa się tam jakaś zabawa.

– Tak, ludzie są ciekawi uczestników tego reality show. Dotychczas udawało nam się unikać takich imprez. Działalność rozrywkowa to w tej okolicy raczej specjalność Strömstad. Na kolegów z tamtejszej policji spada obowiązek zajmowania się skutkami, czyli pijaństwem i wszelkiego rodzaju świństwami.

– Nie spodziewacie się problemów? Naprawdę mogłeś sobie dziś pozwolić, żeby wziąć wolne? – spytała z troską Rose-Marie.

Mellberg nadął się i wypiął pierś. Poczuł się ważny. W towarzystwie pięknej kobiety było to bardzo przyjemne. Poza tym od czasu niezasłużonego przeniesienia do Tanumshede nie zdarzało się zbyt często. Tutejsi, o dziwo, nie umieli się na nim poznać.

– Wyznaczyłem dwie osoby. Będą miały oko na dzisiejsze harce – wyjaśnił. – Możemy się spokojnie cieszyć swoim towarzystwem i jedzeniem. Dobry szef to taki, który umie delegować zadania. Ośmielę się stwierdzić, że to moja najcenniejsza umiejętność.

Uśmiech dowodził, że Rose-Marie nie wątpi w jego wielkie kompetencje. Zapowiadał się bardzo przyjemny wieczór.

Mellberg znów spojrzał w stronę domu ludowego. Potem jednak przestał zaprzątać sobie głowę myślami o odbywającej się tam zabawie. Niech Martin i Hanna się tym zajmą. On ma przyjemniejsze rzeczy do roboty.

Przed wejściem na scenę wykonała kilka ćwiczeń głosowych. Tyle, ile umiała. Wprawdzie miała śpiewać z playbacku, wystarczy, że będzie trzymać mikrofon i ruszać ustami, ale nigdy nic nie wiadomo. Kiedyś, kiedy występowała w Örebro, doszło do awarii nagłośnienia. Nie była porządnie rozśpiewana i musiała na żywo wykonać piosenkę zachrypniętym głosem. Wolałaby, żeby coś takiego już się nie powtórzyło.

Zdawała sobie sprawę, że się z niej wyśmiewają. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej to nie przeszkadza, ale niewiele mogła na to poradzić. Pozostało jej wyjść na scenę i pokazać, co potrafi. To jej wielka szansa na karierę piosenkarską, o której marzyła od dzieciństwa. Ileż godzin spędziła przed lustrem, trzymając rączkę od skakanki jak mikrofon i ruszając ustami w takt popowych przebojów. Dzięki udziałowi w „Barze” mogła pokazać, na co ją stać. Wcześniej poszła na przesłuchania do Idola. To wspomnienie nadal ją bolało. Ci idioci z jury wdeptali ją w ziemię, nie zostawili na niej suchej nitki. A telewizja pokazywała to potem w licznych powtórkach. Powiedzieli między innymi, że śpiewanie wychodzi jej równie kiepsko, jak Svennisowi[2] dochowywanie wierności. W pierwszej chwili nie zrozumiała, o co chodzi. Patrzyła na nich z głupim uśmiechem. A potem ten staruch Clabbe[3] powiedział, rechocząc, żeby sobie dała siana. Z takim śpiewaniem niech się lepiej schowa w mysiej dziurze.

Przynajmniej do niej dotarło. Upokorzona, z oczami pełnymi łez, wykłócała się z nimi, przekonywała, że wszyscy zawsze chwalili jej głos. Rodzice byli z niej dumni i słuchali z prawdziwym wzruszeniem. Nic, co się do tej pory wydarzyło w jej życiu, nie przygotowało jej na taką porażkę. Stała od samego rana w kolejce i cieszyła się. Była pewna, że znajdzie się wśród wybranych do programu, że wzruszy do łez zasiadającą w jury Kishti[4]. Żeby im zaimponować, wybrała przebój Without you z repertuaru swego bożyszcza Mariah Carey. Zaśpiewa tak, że im spodnie spadną, a potem rozpocznie nowe życie. Imprezy dla celebrytów, histeria towarzysząca „Idolowi”, letnie trasy koncertowe i teledyski w MTV. Będzie tak, jak było z Darinem[5]. Wystarczy, że weźmie udział w eliminacjach i zabłyśnie. A potem wszystko wyszło nie tak. W dodatku wystawili ją na pośmiewisko, została upokorzona, i to nie raz i nie dwa. Propozycję producentów „Baru” uznała za dar niebios. Postanowiła nie zaprzepaścić tej szansy. Po pewnym czasie zrozumiała zresztą, dlaczego tak naprawdę poniosła porażkę w „Idolu”. Oczywiście chodziło o biust. Jej śpiew na pewno im się podobał. Nie wzięli jej do programu, bo nie spełniała innych wymagań: była dziewczyną, a nie miała cycków. Dlatego od początku nagrań do Baru odkładała każdy grosz, żeby uskładać na powiększenie biustu. Kiedy już będzie miała miseczkę w rozmiarze D, nic jej nie przeszkodzi w zrobieniu kariery. Nie zamierzała jednak rozjaśnić włosów. Wszystko ma swoje granice. W końcu niegłupia z niej dziewczyna.

Wysiadając ze śmieciarki, Leif nucił pod nosem. Zazwyczaj pracował na obrzeżach Fjällbacki, ale w związku z epidemią grypy żołądkowej miał zastępstwo. Oznaczało to zarówno więcej pracy, jak i dłuższą trasę. Tym się akurat nie martwił. Lubił swoją pracę, a śmieci to śmieci, nieważne, skąd pochodzą. Z czasem przyzwyczaił się nawet do zapachów i nieczęsto zdarzały się takie, na które się krzywił. Niestety przytępienie zmysłu powonienia sprawiło, że nie potrafił również cieszyć się zapachem świeżo upieczonych bułeczek cynamonowych ani perfumami pięknej kobiety. Cóż, trzeba się z tym pogodzić. Lubił swoją pracę, niewiele osób może to o sobie powiedzieć. Włożył robocze rękawice i nacisnął guzik na desce rozdzielczej. Zielona śmieciarka syknęła, stęknęła i zaczęła opuszczać dźwignię, która miała podnieść do góry pojemnik ze śmieciami i wsypać je do prasy. Normalnie podczas wykonywania tego manewru Leif zostałby w kabinie, ale tym razem pojemnik stał za daleko. Trzeba go było najpierw przesunąć. Stał obok, przyglądając się dźwigni. Było jeszcze bardzo wcześnie. Leif ziewnął. Zazwyczaj chodził spać wcześnie, ale wczoraj pilnował ukochanych wnuków i pozwolił im się bawić trochę za długo. Warto było. Wnuki są osłodą życia. Spojrzał na unoszącą się ku niebu mgiełkę swojego oddechu. Strasznie zimno, choć to już kwiecień. Ale migiem może zrobić się ciepło. Rozejrzał się. Wokół stały głównie domki letniskowe. Niedługo będzie tu wielki ruch. Trzeba będzie opróżniać śmietniki. Jak zwykle będą się z nich wylewać skorupki po krewetkach i butelki po białym winie, których ludziom nie chce się odnosić do specjalnych pojemników. Zawsze to samo, co roku. Ziewnął jeszcze raz, podniósł wzrok na kontener, którego zawartość właśnie wpadała do śmieciarki, i skamieniał. Co jest, do cholery!