Выбрать главу

Znowu się pokłóciły, kolejny raz. Nie wiadomo który. Ich kłótnie zbyt często przeradzały się w wymianę słownych ciosów. Każda broniła własnego stanowiska. Kerstin chciała się ujawnić, a Marit zachować wszystko w tajemnicy.

– Wstydzisz się mnie? Naszego związku? – krzyczała Kerstin. Marit, jak wiele razy wcześniej, odwróciła wzrok, żeby nie patrzeć jej w oczy. Na tym właśnie polegał problem. Kochały się, a Marit się tego wstydziła.

Początkowo Kerstin wmawiała sobie, że to nie ma znaczenia. Najważniejsze, że się spotkały. Że choć obie zostały mocno poturbowane przez życie i ludzi, którzy ranili je do żywego, spotkały się i zeszły. Co za różnica, jakiej płci jest człowiek, którego się kocha? Albo co ludzie o tym myślą i mówią? Marit miała na ten temat inne zdanie. Nie była gotowa zmierzyć się z osądem, czy też przesądami otoczenia. Wolała ciągnąć to, co trwało od czterech lat, czyli żyć pod jednym dachem jak kochająca się para i udawać, że są tylko koleżankami, które z oszczędności i wygody dzielą się kosztami mieszkania.

– Dlaczego tak się przejmujesz, co ludzie powiedzą? – pytała Kerstin podczas wczorajszej kłótni. Marit płakała, jak zawsze, gdy się poróżniły. Kerstin jak zwykle jeszcze bardziej to rozzłościło. Otaczający je mur tajemnicy budził w niej furię, którą dodatkowo wzmagały łzy Marit. Była na siebie wściekła, że doprowadziła Marit do łez, wściekła również na świat i okoliczności, które ją pchały do ranienia ukochanej osoby.

– Pomyśl, jak by się czuła Sofie, gdyby się wydało!

– Sofie jest dużo twardsza, niż ci się zdaje! Przestań się nią zasłaniać, to zwykłe tchórzostwo!

– Akurat. Twarda piętnastolatka, która nic sobie nie robi z tego, że się z nią drażnią, mówiąc, że jej matka to lesba. Nie rozumiesz, jakie by jej urządzili piekło w szkole? Nie mogę jej tego zrobić! – mówiła Marit. Twarz wykrzywiał jej płacz.

– Naprawdę wierzysz, że Sofie się nie domyśla? Myślisz, że daje się nabrać, kiedy jest u nas, a ty wprowadzasz się do pokoju gościnnego i odgrywamy przed nią dziwaczne przedstawienie? Już dawno się połapała, o co chodzi! Na jej miejscu wstydziłabym się raczej za matkę, która woli żyć w kłamstwie, byle „ludzie” nic nie powiedzieli! To dopiero wstyd!

Od krzyku głos jej się załamał. Marit spojrzała na nią tym swoim wzrokiem zranionego zwierzęcia. Kerstin tego nienawidziła. Wiedziała, co teraz będzie. I rzeczywiście: Marit zerwała się i z płaczem włożyła kurtkę.

– A uciekaj sobie! Zawsze tak robisz! Zjeżdżaj, tylko więcej nie wracaj!

Trzasnęły drzwi. Kerstin usiadła przy kuchennym stole. Oddychała szybko, jak po biegu. W pewnym sensie naprawdę biegła. Biegła, chcąc dogonić życie, którego pragnęła dla nich obu, a przeszkodą był strach Marit. Po raz pierwszy rzeczywiście myślała to, co powiedziała w gniewie. Czuła, że dłużej nie da rady.

Następnego ranka poczuła jednak głęboki, szarpiący niepokój. Całą noc przesiedziała, czekając, aż drzwi się otworzą i usłyszy znajome kroki. Uściska ją, pocieszy i poprosi o wybaczenie. Ale Marit nie wróciła. Nie było kluczyków do jej samochodu, sprawdziła to jeszcze w nocy. Gdzie ona może być? Czy coś się stało? Może pojechała do byłego męża, ojca Sofie? A może do matki, do Oslo?

Trzęsącymi się rękami chwyciła słuchawkę, żeby dzwonić do wszystkich.

Jaki wpływ na turystykę w gminie Tanum będą miały te transmisje? Jak pan sądzi? – Reporter z gazety „Bohusläningen” trzymał notes i długopis, gotów do notowania.

– Ogromny. Przez pięć tygodni będą nadawać codziennie po pół godziny. Takiej promocji ten region jeszcze nigdy nie miał! – Erling promieniał. Przed gminnym domem ludowym zebrała się spora gromadka gapiów. Czekali na autobus z uczestnikami programu. W większości młodzież. Ledwo mogli ustać w miejscu z podniecenia – zaraz na żywo zobaczą swoich idoli.

– A jeśli skutek będzie odwrotny? Chodzi mi o to, że poprzednie edycje programu kojarzyły się raczej z awanturami, seksem i pijaństwem. Chyba nie w ten sposób chcecie przyciągnąć turystów?

Erling spojrzał na reportera z irytacją. Dlaczego ludzie muszą z góry odnosić się do wszystkiego tak niechętnie! Najpierw dopiekł mu zarząd gminy, teraz jeszcze miejscowa prasa zacznie szukać dziury w całym.

– Zna pan powiedzenie: nieważne, jak mówią, byle po nazwisku? Mówiąc otwarcie, na tle całej Szwecji w Tanumshede pędzimy dość nędzny żywot. W związku z programem „Fucking Tanum” to się zmieni.

– Może i tak… – zaczął reporter, ale zniecierpliwiony Erling mu przerwał.

– Przepraszam, ale nie mam więcej czasu. Muszę wystąpić w roli komitetu powitalnego. – Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę parkującego autobusu. Tłoczyła się już przy nim młodzież, czekając na otwarcie drzwi. Ten widok upewnił go, że tego właśnie im trzeba. Wreszcie Tanumshede znajdzie się na ustach całej Szwecji.

Drzwi się otworzyły. Jako pierwszy wysiadł mężczyzna, około czterdziestoletni. Sądząc po zawiedzionych spojrzeniach nastolatków, na pewno nie był uczestnikiem programu. Erling nie oglądał żadnego z wcześniejszych odcinków i zupełnie nie wiedział ani kogo, ani czego się spodziewać.

– Erling W. Larson – wyciągnął dłoń i uśmiechnął się ujmująco. Trzask migawek.

– Fredrik Rehn – odpowiedział mężczyzna, chwytając wyciągniętą dłoń. – Rozmawialiśmy przez telefon, jestem producentem tego cyrku.

Teraz już obaj się uśmiechali.

– Witam serdecznie w Tanumshede. W imieniu naszej miejscowości chcę podkreślić, że cieszymy się i jesteśmy dumni, że możemy was gościć. Mamy nadzieję, że wasz pobyt u nas okaże się prawdziwie ekscytujący.

– Pięknie dziękujemy. Wiążemy duże oczekiwania z nową edycją naszego programu. Dwie poprzednie pokazały, że ten format cieszy się powodzeniem. Spodziewamy się owocnej współpracy. Nie będziemy już przedłużać napięcia – powiedział Fredrik i wyszczerzył do oczekującej publiczności zdumiewająco białe zęby. – Oto oni. Uczestnicy „Fucking Tanum”: Barbie i Jonna z „Big Brothera”, Calle z „Robinsona”, Tina z „Baru”, Uffe z „Robinsona” i wreszcie Mehmet z „Farmy”.

Wyszli kolejno z autobusu. Zrobił się zupełny kociokwik. Ludzie krzyczeli, machali rękami i tłoczyli się, próbując ich dotykać albo prosząc o autograf. Kamerzyści uwijali się, filmując wszystko. Erling z zadowoleniem, ale i zdumieniem obserwował entuzjazm, z jakim tłum zareagował na przyjazd uczestników programu. Nasunęła mu się nieunikniona refleksja: co się dzieje z tą młodzieżą? Dlaczego gromada szczeniaków i obdartusów wywołuje tak histeryczną reakcję? Ale to nieważne, nie musi tego rozumieć. Najważniejsze, żeby jak najlepiej wykorzystać to, że dzięki programowi Tanumshede znajdzie się w centrum uwagi. Jeśli wszystko zakończy się sukcesem, zostanie obwołany dobroczyńcą swojej miejscowości. Będzie to efekt uboczny, skądinąd bardzo przyjemny.

– Już wystarczy, na razie kończymy. Będziecie mieli jeszcze niejedną okazję spotkać się z uczestnikami. W końcu będą tu mieszkać całe pięć tygodni. – Fredrik odpędzał gromadę tłoczącą się przy autobusie. – Powinni się teraz rozgościć i odpocząć. A w przyszłym tygodniu pamiętajcie o włączeniu telewizorów. Start w poniedziałek o dziewiętnastej! – Podniósł do góry oba kciuki i znów wyszczerzył zęby w nienaturalnym uśmiechu.

Ludzie zaczęli się powoli rozchodzić. Większość skierowała się do budynku szkoły średniej, ale nieduża grupka najwyraźniej uznała, że trafiła się znakomita okazja, żeby się zerwać z lekcji, i ruszyła w kierunku domu towarowego Hedemyrs.