– Dobrze się zapowiada, bez dwóch zdań – powiedział Fredrik, obejmując Barbie i Jonnę. – Co wy na to, dziewczyny? Będzie jazda? Jesteście gotowe?
– Jasne – powiedziała Barbie. Oczy jej błyszczały. Atmosfera powitania sprawiła, że zalała ją adrenalina. Z podniecenia aż podskakiwała.
– A ty, Jonna? Jak się czujesz?
– Dobrze – mruknęła. – Chciałabym się rozpakować i tak dalej.
– Zaraz to załatwimy, skarbie – Fredrik uścisnął ją mocniej. – Najważniejsze, żebyście były zadowolone.
– Kwatery przygotowane? – spytał Erlinga.
– A jakże. – Erling wskazał palcem na starawy czerwony budynek stojący zaledwie pięćdziesiąt metrów dalej. – Zamieszkacie w domu kultury. Wstawiliśmy łóżka i tak dalej, na pewno wam się spodoba.
– Whatever, mogę spać gdziekolwiek, byle była gorzała – powiedział Mehmet z „Farmy”. Pozostali zaśmiali się i pokiwali głowami. Zgodzili się wziąć udział w programie ze względu na darmowy alkohol i okazję do częstych kontaktów seksualnych, jaką otwierała telewizyjna sława.
– Możesz być o to spokojny, Mehmet – z uśmiechem powiedział Fredrik. – Będzie dobrze zaopatrzony bar. I kilka skrzynek piwa. Zapasy będziemy uzupełniać na bieżąco. Wiesz, jak o was dbamy. – Zrobił ruch, jakby tym razem chciał objąć Mehmeta i Uffego, ale zręcznie się wywinęli. Już dawno uznali go za pospolitego pedzia, a przecież nie będą się czulić do cioty. Niech wie. Z drugiej strony nie wolno przesadzić, trzeba dobrze żyć z producentem. Tak im poradzili uczestnicy poprzednich edycji. Producent decyduje, kto dostanie więcej czasu antenowego, kto mniej, a liczy się tylko ten czas. Bez znaczenia jest, czy się potem rzyga, sika na podłogę, czy ogólnie daje plamę.
Erling nie miał o tym bladego pojęcia. Nigdy nie słyszał o barmanach celebrytach ani o tym, jak trzeba się ześwinić, żeby utrzymać się w reality show i pozostać w świetle kamer. Interesował go tylko rozwój gminy Tanum i sława, którą sam jako sprawca tego rozkwitu zdobędzie.
Anna wyszła ze swego pokoju, gdy Erika była już po lunchu. Było po pierwszej, ale Anna wyglądała, jakby nie zmrużyła oka. Zawsze była szczupła, ostatnio jednak schudła tak bardzo, że Erika na jej widok musiała się opanować, by nie okazać przerażenia.
– Która godzina? – spytała drżącym głosem Anna. Opadła na stojące przy stole krzesło i wzięła z ręki Eriki filiżankę kawy.
– Kwadrans po pierwszej.
– Da da – odezwała się zachwycona Maja, wymachując rączkami, aby zwrócić na siebie uwagę. Anna nawet tego nie zauważyła.
– Spałam do pierwszej! Dlaczego mnie nie obudziłaś? – zapytała, popijając gorącą kawę.
– Nie wiedziałam, czybyś chciała. Chyba potrzebujesz snu – ostrożnie odparła Erika, siadając przy stole.
Ich wzajemne relacje wyglądały tak, że Erika zawsze musiała uważać, co mówi. Wszystko to, co miało związek z Lucasem, nie zmieniło sytuacji na lepsze, a fakt, że znów mieszkały pod jednym dachem, sprawił, że obie wpadły w dawne koleiny, z których tak bardzo chciały się wydostać. Erika automatycznie przyjęła rolę matki, podczas gdy Anna była rozdarta między potrzebą zdania się na siostrę a chęcią zbuntowania się. Od kilku miesięcy panowało między nimi napięcie. W powietrzu wisiały niewypowiedziane słowa, które kiedyś, w odpowiedniej chwili, wreszcie padną. Na razie Anna nie umiała się otrząsnąć z szoku, a Erika chodziła koło niej na palcach, w obawie, że zrobi lub powie coś niestosownego.
– Co z dziećmi? Bez problemu pojechały do przedszkola?
– Tak, wszystko w porządku. – Erika celowo pominęła scenę, jaką zrobił jej Adrian. Anna nie miała teraz cierpliwości do dzieci. Większość obowiązków domowych spadała na Erikę, a gdy dzieci zaczynały się kłócić, Anna po prostu wychodziła, zostawiając załatwienie sprawy Erice. Kręciła się po domu, bez powodzenia próbując odzyskać energię, która wcześniej utrzymywała ją w pionie. Erika obserwowała ją z głębokim niepokojem.
– Anno, tylko się nie denerwuj, ale może byś z kimś porozmawiała? Przecież dostałyśmy namiar na znakomitego psychologa. Sądzę, że…
Anna przerwała jej szorstko:
– Nie. Już mówiłam. Sama muszę sobie z tym poradzić. To moja wina, zamordowałam człowieka. Nie mogę się żalić przed zupełnie obcą osobą, sama muszę sobie z tym dać radę. – Palce zbielały jej od ściskania filiżanki.
– Anno, wiem, rozmawiałyśmy o tym tysiące razy, ale powtórzę: nie zamordowałaś Lucasa. Zabiłaś go we własnej obronie, a broniłaś nie tylko siebie, także dzieci. Nikt w to nie wątpi. Przecież zostałaś całkowicie uniewinniona. Anno, on by cię zabił, nie miałaś wyboru.
Po twarzy Anny przeszedł skurcz. Maja zaczęła popiskiwać, wyczuwała napięcie.
– Nie – mam – już – siły – o – tym – rozmawiać – powiedziała Anna przez zęby. – Idę na górę, położę się. Odbierzesz dzieci? – Wstała, zostawiając Erikę w kuchni.
– Odbiorę – odpowiedziała. Łzy paliły ją pod powiekami. Dłużej tego nie wytrzyma. Trzeba wreszcie coś z tym zrobić.
Przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Podniosła słuchawkę i wybrała numer. Przynajmniej spróbuje.
Hanna poszła zainstalować się w swoim pokoju, Patrik do Martina Molina. Delikatnie zapukał do drzwi jego niewielkiego pokoju.
– Proszę.
Wszedł i jak zwykle usiadł na krześle przed biurkiem. Często ze sobą pracowali.
– Słyszałem, że pojechaliście do wypadku samochodowego. Jakieś ofiary?
– Tak, zginęła kobieta, która prowadziła. Tylko jeden samochód. Rozpoznałem ją. To Marit, właścicielka sklepiku przy Affärsvägen.
– Kurczę. Jaka niepotrzebna śmierć. Co się stało? Chciała wyminąć sarnę, czy co?
Patrik zawahał się.
– Na miejscu była ekipa kryminalistyczna. Ostateczną odpowiedź przyniesie raport plus protokół z sekcji zwłok. Ale w samochodzie cuchnęło wódką.
– Kurczę – powtórzył Martin. – Innymi słowy, prowadziła po pijanemu. Nie przypominam sobie, żebyśmy ją kiedykolwiek zatrzymali za jazdę w stanie nietrzeźwym. Może to był pierwszy raz, a może nigdy nie wpadła.
– Mogło tak być – powiedział z wahaniem Patrik.
– Ale? – Martin splótł ręce na karku. Rude włosy odcinały się ostro od białych dłoni. – Słyszę, że coś cię trapi. Znam cię na tyle, że wiem, kiedy coś jest nie tak.
– Sam nie wiem – odparł Patrik. – Nic konkretnego. Miałem wrażenie, że coś się… nie zgadza, chociaż nie potrafię powiedzieć co.
– Twoje wrażenia zazwyczaj się sprawdzają. – Martin w zamyśleniu bujał się na krześle. – Musimy poczekać na ekspertyzę. Będziemy wiedzieli więcej po sekcji zwłok i po raporcie techników. Może się wyjaśni, co cię niepokoi.
– Masz rację. – Patrik podrapał się w głowę. – Tylko… nie, masz rację, nie ma co się wdawać w spekulacje. Trzeba się skupić na tym, co można zrobić teraz. Niestety oznacza to, że trzeba jechać i zawiadomić najbliższych. Nie wiesz, czy Marit miała jakąś rodzinę?
Martin zmarszczył czoło.
– Wiem, że ma nastoletnią córkę i mieszka z przyjaciółką. Coś tam ludzie o tym gadali, ale sam nie wiem…
Patrik westchnął.
– Trzeba tam pojechać i się rozejrzeć.
Już po kilku minutach zapukali do drzwi mieszkania Marit. Sprawdzili w książce telefonicznej i okazało się, że mieszkała w bloku stojącym kilkaset metrów od komisariatu. Obaj ciężko oddychali. Takich zadań nienawidzili najbardziej. Usłyszeli kroki i wtedy dotarło do nich, że o tej porze zastanie kogoś w domu wcale nie jest takie oczywiste.