Выбрать главу

– Chciałbym wiedzieć. Parę innych rzeczy też – odparł Patrik.

– Hmm… – mruknął Gösta, stojąc przed zdjęciami i dokumentami dotyczącymi Elsy Forsell.

– Dzwoniłem do Uddevalli. Jeszcze nie znaleźli akt jej sprawy. Przyślą faksem, jak tylko znajdą – powiedział Patrik, uprzedzając jego pytanie.

Gösta nie odpowiedział. Długo stał w milczeniu. Patrzył na ścianę. Sączące się przez okno wiosenne światło odbijało się na papierach. Żaden z nich nie miał matowej powierzchni. Lekko zmarszczył brwi, cofnął się pół kroku, wychylił się jeszcze i prawie przyłożył ucho do ściany. Patrik patrzył na niego ze zdumieniem. Co ten stary wyczynia?

Gösta przyglądał się kartce z boku. Kartka Elsy była pierwsza, od niej zaczynała się bajka. Gösta z triumfującą miną odwrócił się do Patrika.

– Stań tu, gdzie ja teraz – powiedział i odsunął się na bok.

Patrik zajął jego miejsce, przechylił głowę do ściany i spojrzał na kartkę pod światło. Zobaczył, co odkrył Gösta.

Sofie czuła się tak, jakby w środku zamarzła na sopel. Patrzyła na spuszczaną do grobu trumnę. Patrzyła, ale nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że w trumnie jest jej matka.

Pastor coś mówił, w każdym razie poruszał ustami, ale Sofie nic nie słyszała. W uszach miała ogłuszający szum. Zerknęła na ojca. Stał z pochyloną głową, z poważną, zaciętą miną. Obejmował ramieniem babcię. Rodzice mamy poprzedniego dnia przyjechali z Norwegii. Widziała ich w ostatnie święta Bożego Narodzenia, ale od tej pory bardzo się zmienili, byli jacyś niżsi, drobniejsi, bardziej posiwiali. Babcia miała na twarzy bruzdy, których wcześniej nie zauważyła. Dziadek przycichł, był jakby nieobecny. Dawniej wesoły i głośny, u byłego zięcia i wnuczki chodził tam i z powrotem, odzywając się jedynie, gdy go zagadnęli.

Kątem oka Sofie zobaczyła jakiś ruch przy furtce w najdalszym kącie cmentarza. Odwróciła głowę. Stała tam Kerstin, w tym swoim czerwonym płaszczu.

Kurczowo trzymała się prętów furtki. Sofie nie mogła na nią patrzeć. Było jej wstyd, że nad grobem stoi jej ojciec, a nie Kerstin, że nie walczyła o prawo Kerstin, żeby tu być i pożegnać Marit. Ale ojciec był taki nieustępliwy i twardy, że nie starczyło jej sił. Odkąd się dowiedział, że zaniosła na policję wycinek o mamie, ciągle na nią krzyczał. Mówił, że przyniosła wstyd rodzinie i jemu samemu. Dlatego gdy zaczął mówić o tym, że na pogrzebie mają być tylko najbliżsi Marit i żeby „tamta osoba” nie ważyła się przychodzić, Sofie wybrała najprostsze wyjście: milczenie. Wiedziała, że to źle, ale ojciec był tak przepełniony złością i nienawiścią, że konfrontacja z nim zbyt dużo by ją kosztowała.

Widząc z daleka twarz Kerstin, mimo wszystko pożałowała. Partnerka mamy stała samotnie, nie mogła się ostatni raz pożegnać z ukochaną. Sofie poczuła, że powinna mieć więcej odwagi i siły. Kerstin nie została nawet wymieniona w nekrologu. Ojciec zamówił nekrolog, w którym jako najbliższą rodzinę mamy wymienił siebie, Sofie i jej rodziców. Kerstin zamieściła własny. Ojciec wściekł się, gdy go zobaczył w gazecie, dzień przed ukazaniem się ich nekrologu, ale nic nie mógł na to poradzić.

Nagle Sofie poczuła, że ma dość tego zakłamania, obłudy i niesprawiedliwości. Zrobiła krok w stronę żwirowej ścieżki. Na chwilę się zawahała, a potem szybko ruszyła do Kerstin. Przez mgnienie oka miała wrażenie, że na ramieniu czuje rękę matki. Zobaczyła jej uśmiech, gdy rzuciła się w ramiona Kerstin.

Sigrid Jansson – powiedział Patrik, mrużąc oczy. – Spójrz, tu jest napisane Sigrid Jansson, prawda?

Zrobił miejsce koledze. Gösta jeszcze raz spojrzał na kartkę i nazwisko, które ukazało się w świetle wiosennego słońca.

– W rzeczy samej – odparł z zadowoleniem.

– Dziwne, że w laboratorium tego nie zauważyli – powiedział Patrik, ale szybko sobie uzmysłowił, że laboratorium miało znaleźć odciski palców. Właścicielka książki podpisała ją na stronie tytułowej, ale pióro zostawiło odcisk na następnej, pierwszej, tej, którą znaleziono przy zwłokach Elsy Forsell.

– Co robimy? – spytał Gösta z tą samą zadowoloną miną.

– Nazwisko nie należy bynajmniej do rzadkich, ale musimy sprawdzić wszystkie osoby o tym imieniu i nazwisku zamieszkałe w Szwecji. Zobaczymy, co to da.

– To stara książka. Właścicielka może od dawna nie żyć.

– To prawda. – Patrik zastanowił się chwilę. – Poszukiwaniami trzeba objąć wszystkie kobiety o tym nazwisku urodzone, powiedzmy, w dwudziestym wieku.

– Całkiem rozsądnie – zauważył Gösta. – Myślisz, że to, że pierwszą kartkę zostawił przy Elsie Forsell, może mieć jakieś znaczenie? Że coś ich łączyło?

Patrik wzruszył ramionami. Jeśli chodzi o tę sprawę, już nic nie mogło go zdziwić. Miał wrażenie, że możliwe jest wszystko.

– Trzeba to sprawdzić – odpowiedział krótko. – Może dowiemy się więcej, gdy zadzwonią z Uddevalli.

Jak na zawołanie odezwał się telefon na biurku Patrika.

– Patrik Hedström, słucham. – Usłyszał, kto dzwoni i kiwnął na Göstę, żeby został. – Wypadek. W 1969. Tak… tak… nie… tak. – Odpowiadał monosylabami. Gösta niemal podskakiwał z niecierpliwości. Po minie Patrika widział, że to przełom. I tak było.

Patrik odłożył słuchawkę i powiedział z triumfem:

– Policja z Uddevalli. Znaleźli dokumentację wypadku Elsy Forsell. W 1969 roku prowadziła samochód i zderzyła się czołowo z innym pojazdem. Była nietrzeźwa. Zgadnij, jak się nazywała kobieta, która wtedy zginęła?

– Sigrid Jansson – z namaszczeniem wyszeptał Gösta.

Patrik przytaknął.

– Jedziesz ze mną do Uddevalli?

Gösta w odpowiedzi tylko prychnął. Oczywiście, że jedzie.

Dokąd pojechali Patrik i Gösta? – spytał Martin, gdy nie zastał Patrika w pokoju.

– Do Uddevalli – odparła Annika, spoglądając na Martina znad okularów. Zawsze patrzyła na niego łaskawym okiem. Miał w sobie jakąś szczenięcość i szczerość. Budził w niej matczyne uczucia. Dawniej, zanim poznał Pię, spędzał w jej pokoju wiele godzin, zwierzając się z problemów sercowych. I chociaż się cieszyła, że jest wreszcie w stałym związku, czasem brakowało jej tych rozmów.

– Siadaj – powiedziała.

Posłuchał. Nic innego nie wchodziło w rachubę. Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet Mellberg nie ośmieliłby się nie posłuchać Anniki.

– Co u ciebie? Wszystko w porządku? Dobrze wam w nowym mieszkaniu? Opowiadaj – rozkazała surowo. Ku swemu zdziwieniu zobaczyła na jego twarzy szeroki uśmiech. Z radości ledwo mógł usiedzieć.

– Zostanę ojcem – odparł, uśmiechając się jeszcze szerzej.

Annice łzy napłynęły do oczu. Nie z zazdrości czy z żalu, że ją to ominęło, ale z radości, że spotkało Martina.

– Coś podobnego! – roześmiała się i wytarła łzę, która spłynęła jej po policzku. – Boże, ale ze mnie wariatka, i beksa na dodatek. – Zawstydziła się, ale dostrzegła, że Martin również się wzruszył.

– Kiedy się urodzi?

– Pod koniec listopada. – Martin znów się uśmiechał.

Widziała, jaki jest szczęśliwy, i zrobiło jej się ciepło na sercu.

– Pod koniec listopada. Proszę – powiedziała. – No nie siedź tak, chodź się uściskać.

Rozpostarła ramiona. Martin podszedł i wziął ją w objęcia. Jeszcze przez chwilę rozmawiali o tym, co miało się wydarzyć. Potem Martin spoważniał.

– Wierzysz, że kiedykolwiek nam się uda rozwikłać tę sprawę?