– Hedda, musisz odpowiadać. Ta elegancka pani wzięła twoje dzieci, tak?
– Okropnie nieznośne były. Miałam tylko zrobić zakupy w Uddevalli. Kupić trochę wódki, bo się skończyła – wybełkotała, zerkając przez okno na mieniącą się w promieniach słońca wodę. – Strasznie rozrabiały, a ja byłam taka zmęczona. Ta pani była bardzo elegancka. Miła. Powiedziała, że chętnie je weźmie. To jej oddałam.
Hedda spojrzała na Patrika i po raz pierwszy wyczytał w jej oczach prawdziwe emocje. Ból i poczucie winy tak wielkie, że musiała je topić w wódce.
– Potem zmieniłam zdanie – powiedziała i oczy jej się zaszkliły. – Ale nie mogłam ich znaleźć. Szukałam i szukałam, a ich nie było. Tej pani w naszyjniku z pereł też nie. – Hedda poskrobała się po szyi, pokazując, gdzie widziała naszyjnik. – Przepadła.
– Dlaczego zeznałaś, że dzieci utonęły? – Kątem oka zobaczył, że Gösta stanął w drzwiach i słucha.
– Wstydziłam się… Zresztą u niej było im chyba lepiej. Ale wstydziłam się…
Znów spojrzała na morze. Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Patrik gorączkowo myślał o tym, co usłyszał. Nietrudno było się domyślić, że „elegancką panią” była Sigrid Jansson. Z jakiegoś powodu zabrała dzieci Heddy. Dlaczego to zrobiła – pewnie nigdy się nie dowiedzą.
Powoli wstał. Od tych nieszczęść zupełnie zmiękły mu nogi. Odwrócił się i zobaczył, że Gösta trzyma coś w ręku.
– Znalazłem zdjęcie – powiedział. – Pod materacem. Zdjęcie bliźniąt.
Patrik wziął je i przyjrzał się. Dwoje dzieci w wieku około dwóch lat, na kolanach rodziców, Gottfrida i Heddy. Wyglądali na szczęśliwych. Zdjęcie musiało zostać zrobione na krótko przed śmiercią Gottfrida, zanim wszystko się zawaliło. Patrik uważnie wpatrywał się w buzie dzieci. Gdzie mogą być dzisiaj? Czy któreś z nich jest mordercą? Nic nie wyczytał.
Hedda znów usnęła przy stole. Patrik i Gösta wyszli przed dom i odetchnęli świeżym, morskim powietrzem. Patrik ostrożnie włożył wymięte zdjęcie do portfela. Dopilnuje, żeby wkrótce wróciło do Heddy, ale najpierw musi znaleźć mordercę.
Przeprawili się łodzią w milczeniu, podobnie jak w tę stronę. Milczeli, pełni żalu nad ludzką marnością i małością, a jednocześnie zdjęci zgrozą, że człowiek może tak strasznie zbłądzić. Patrik wyobraził sobie Heddę błądzącą po Uddevalli w poszukiwaniu dzieci, które w chwili rozpaczy i wyczerpania z potrzeby napicia się oddała zupełnie obcej osobie. Wyobraził sobie, w jaką panikę wpadła, gdy zrozumiała, że ich nie znajdzie, a potem desperację, która kazała jej powiedzieć, że dzieci utonęły, zamiast przyznać, że je oddała komuś obcemu.
Przerwali milczenie, dopiero gdy zacumowali przy jednym z pontonowych pomostów na Badholmen.
– Przynajmniej się dowiedzieliśmy – powiedział Gösta z miną, która zdradzała, że nadal czuje się winny.
Kiedy szli do samochodu, Patrik poklepał go po ramieniu.
– Nie mogłeś tego wiedzieć – powiedział, chociaż nie wierzył, że to coś pomoże.
Gösta nie odpowiedział. Sam musi się z tym uporać.
– Teraz trzeba szybko ustalić, gdzie się podziały te dzieci – powiedział Patrik, kiedy jechali do Tanumshede.
– Nadal nie mamy żadnych informacji z opieki społecznej?
– Niestety. Wydostanie danych z tak odległego okresu na pewno nie jest łatwe, ale muszą gdzieś być. Dwoje pięciolatków nie może zginąć ot, tak.
– Ale paskudne miała życie.
– Hedda? – spytał Patrik, chociaż się przecież domyślał.
– Pomyśl, tylko pomyśl, żyć z takim poczuciem winy.
– Nic dziwnego, że je zagłuszała, jak umiała – odparł Patrik.
Gösta nie odpowiedział. Patrzył w okno. W końcu spytał:
– Co teraz robimy?
– Dopóki się nie dowiemy, co się stało z dziećmi, będziemy pracować nad pozostałymi wątkami. Sigrid Jansson, psia sierść w ręku Lillemor i związek między miejscami zbrodni.
Zajechali na parking przed komisariatem i z ponurymi minami ruszyli do wejścia. Patrik przystanął na chwilę w recepcji, żeby powiedzieć Annice, czego się dowiedzieli. Potem poszedł do swojego pokoju. Jeszcze nie był w stanie zreferować wszystkiego kolegom.
Ostrożnie wyjął z portfela zdjęcie. Spojrzenie bliźniąt było niezgłębione.
9
W końcu ustąpiła. Jedna krótka przejażdżka. Mała wycieczka w wielki, nieznany świat. Potem wrócą i on obieca, że już nie będzie prosić.
Z zapałem kiwnął głową. Ledwo się powstrzymywał z niecierpliwości. Zerknął na siostrę. Ją również przepełniało oczekiwanie.
Był ciekaw, co zobaczy tam, za lasem. Jedna myśl nie dawała mu spokoju: czy spotkają tamtą? Kobietę o twardym głosie. Czy poczuje świeży, słony zapach powietrza, którego wspomnienie miał jeszcze w nozdrzach? Huśtanie łódki na fali, słońce nad morzem, krążące w górze ptaki i… Nie mógł się zdecydować, które z tych wrażeń jest najważniejsze. W głowie miał jedną jedyną myśclass="underline" wyjadą razem z nią. W świat, za lasy. Nie wahał się obiecać, że potem już nigdy nie będzie pytał ani prosił. Raz wystarczy. Był tego zupełnie pewien. Tylko jeden raz, żeby się przekonać, co tam jest. Tylko o to prosił. Jeden jedyny raz.
Z surową miną otworzyła drzwi samochodu i patrzyła, jak wskakują na tylne siedzenie. Starannie zapięła im pasy. Siadając za kierownicą, potrząsała głową. Pamiętał, że zaśmiał się głośno, histerycznie, dając upust długo tłumionemu napięciu.
Gdy skręcili na drogę, spojrzał szybko na siostrę i chwycił ją za rękę. Ruszyli.
Patrik kolejny raz przeglądał na ekranie listę właścicieli chartów hiszpańskich. Opowiedział Martinowi i Mellbergowi, czego dowiedzieli się z Göstą na wyspie. Polecił również Martinowi, żeby pogonił policję z Uddevalli. Niech jak najszybciej dowiedzą się czegoś o bliźniętach. Poza tym nie miał wiele do roboty. Otrzymał całą dokumentację wypadku Elsy Forsell, w którym zginęła Sigrid Jansson, ale nie znalazł żadnego punktu zaczepienia.
– Jak ci idzie? – spytał Gösta, zaglądając przez drzwi.
– Do bani – odparł Patrik, rzucając długopis. – Dopóki się nie dowiemy, co się stało z dziećmi, będziemy dreptać w miejscu. – Westchnął, przeczesał włosy palcami i splótł ręce na karku.
– Mógłbym ci jakoś pomóc? – spytał Gösta ostrożnie.
Patrik spojrzał na niego z niedowierzaniem. Gösta raczej nie miał zwyczaju prosić o zadania do wykonania. Patrik zastanawiał się chwilę.
– Przejrzałem spis właścicieli psów setki razy, jak sądzę. I ciągle nie widzę, w którym miejscu mógłby się łączyć z naszym śledztwem. Nie mógłbyś jej sprawdzić jeszcze raz? – Patrik rzucił dyskietkę, Gösta zręcznie ją złapał.
– Oczywiście.
Wrócił po pięciu minutach ze zdziwioną miną.
– Nie skasowałeś przypadkiem jednego wiersza? – spytał, patrząc na Patrika krytycznie.
– Skasowałem? Nie, dlaczego?
– Bo gdy robiłem spis, było na nim sto sześćdziesiąt nazwisk. Teraz jest sto pięćdziesiąt dziewięć.
– Zapytaj Annikę, to ona zestawiała nazwiska z adresami. Może niechcący skasowała?
– Hmm… – mruknął z niedowierzaniem Gösta i poszedł do Anniki. Patrik poszedł za nim.