– Zaraz sprawdzę – powiedziała Annika, szukając Excela w swoim komputerze. – Mnie też się zdaje, że było sto sześćdziesiąt wierszy. Taka ładna, równa liczba.
– W końcu trafiła na właściwy plik. – Aha, sto sześćdziesiąt – powiedziała, odwracając się do nich.
– To ja już nic nie rozumiem – Gösta spojrzał na dyskietkę, którą trzymał w dłoni. Annika włożyła ją do swojego komputera i otworzyła dokument w nowym oknie, żeby porównać z pierwotną listą. Gdy dotarła do nazwiska, którego nie było na dyskietce, Patrikowi nagle otworzyła się w głowie klapka. Odwrócił się na pięcie, pobiegł do swojego pokoju, stanął przed mapą Szwecji i spojrzał na szpilki wbite w miejscach zamieszkania ofiar. Ze wzoru, jaki tworzyły, zaczął się wyłaniać coraz wyraźniejszy obraz. Gösta i Annika przyszli za nim i ze zdumieniem patrzyli, jak podchodzi do biurka i zaczyna wyrzucać z szuflad papiery.
– Czego szukasz? – spytał Gösta, ale Patrik nie odpowiedział.
Papier za papierem lądował na podłodze. W końcu pokryły ją jak dywan. W ostatniej szufladzie znalazł to, czego szukał. W napięciu czytał dokument i jednocześnie wbijał w mapę kolejne szpilki. Obok każdej starej wbijał nową. Wreszcie skończył i odwrócił się.
– Już wszystko wiem.
Dan w końcu zdobył się na ten krok. Skontaktował się z mającym siedzibę po drugiej stronie ulicy biurem nieruchomości. Zadzwonił pod numer, na który codziennie patrzył z okna swojej kuchni. Gdy już ruszył z miejsca, wszystko potoczyło się zaskakująco łatwo. Młody mężczyzna, który odebrał telefon, powiedział, że od razu może przyjść obejrzeć dom. Danowi to odpowiadało, nie chciał niepotrzebnie przeciągać sprawy.
Sprzedaż domu już nie wydawała mu się taka straszna. Po rozmowach z Anną, po tym jak się dowiedział, jakie piekło zgotował jej Lucas, uznał, że upieranie się przy zachowaniu domu jest, mówiąc wprost, śmieszne. Jakie to ma znaczenie, gdzie będzie mieszkał? Najważniejsze, żeby dziewczynki przyjeżdżały w odwiedziny, żeby mógł je uściskać, wtulić twarz w ich szyje i posłuchać, jak im minął dzień. Wszystko inne jest nieważne. Co do małżeństwa z Pernillą, to skończyło się definitywnie. Wiedział to od dawna, nawet jeśli nie był gotów zmierzyć się z konsekwencjami. Czas na zasadnicze zmiany. Pernilla ma swoje życie, on swoje. Miał tylko nadzieję, że pewnego dnia będą umieli się odwołać do przyjaźni, na której zbudowali swoje małżeństwo.
Myślami powędrował do Eriki. Do ślubu zostały zaledwie dwa dni. W pewnym sensie dobrze się składa. Ona robi krok naprzód w tym samym czasie co on. Szczerze cieszył się jej szczęściem. Mnóstwo czasu minęło, odkąd jako bardzo młodzi ludzie byli parą. Byli wtedy zupełnie inni. Ale przyjaźń przetrwała i życzył jej właśnie tego. Dziecka, udanego związku i ślubu kościelnego, o którym, jak wiedział, zawsze marzyła, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. Patrik był dla niej idealnym partnerem. Ziemia i powietrze – tak ich postrzegał. Patrik, mocno stojący na ziemi, przewidywalny, spokojny i trzeźwo na wszystko patrzący. Erika, marzycielka, z głową w chmurach, a jednocześnie na tyle rozważna i inteligentna, że nie pozwoliła sobie odlecieć zbyt daleko. Świetnie się dobrali.
Anna. Ostatnio często o niej myślał. Erika zawsze była wobec niej nadopiekuńcza, traktowała siostrę, jakby była kimś słabszym. Siebie postrzegała jako osobę praktyczną, natomiast siostrę jako marzycielkę. Zabawne, bo w ostatnich tygodniach bardzo dobrze poznał Annę i przekonał się, że jest dokładnie odwrotnie. To Anna była praktyczna i trzeźwo oceniała rzeczywistość. Może nie zawsze tak było, może nauczyły ją tego lata spędzone z Lucasem. Dan pojął, że Anna pozwala Erice żyć złudzeniami. Może dlatego, że rozumie jej potrzebę bycia odpowiedzialną opiekunką młodszej siostry. W pewnym sensie Erika taka właśnie była, ale jednocześnie nie doceniała Anny, nadal traktowała ją jak dziecko, jak to często robią rodzice.
Dan wstał, żeby poszukać telefonu i książki telefonicznej. Pora znaleźć mieszkanie.
W komisariacie zapanowało wielkie przygnębienie. Patrik zwołał zebranie w gabinecie szefa. Siedzieli w milczeniu i wpatrywali się w podłogę, niezdolni zrozumieć i przyjąć do wiadomości niewyobrażalnego. Patrik i Martin wstawili do gabinetu Mellberga telewizor i wideo. Gdy Martin dowiedział się, do czego doszedł Patrik, zdał sobie sprawę, co mu umknęło, kiedy kolejny raz oglądał nagranie z ostatniego wieczoru Lillemor.
– Trzeba to sprawdzić jeszcze raz, krok po kroku, zanim cokolwiek zrobimy – powiedział w końcu Patrik, przerywając milczenie. – Nie możemy sobie pozwolić na pomyłkę – dodał. Wszyscy przytaknęli. – Pierwsza klapka otworzyła mi się, gdy się okazało, że ze spisu właścicieli psów zginęło jedno nazwisko. Kiedy Gösta przygotowywał spis, a Annika zestawiała nazwiska z aktualnymi adresami, tych nazwisk było w nim sto sześćdziesiąt. Natomiast w spisie, który dostałem na dyskietce, było ich sto pięćdziesiąt dziewięć. Brakujące nazwisko to Tore Sjöqvist, zamieszkały w Tollarp. – Nikt się nie odezwał, Patrik mówił dalej: – Jeszcze do tego wrócę. W każdym razie był to ostatni element układanki.
Wszyscy już wiedzieli, co teraz nastąpi. Martin oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach.
– Cały czas miałem wrażenie, że nazwy miejscowości, w których dokonano morderstw, coś mi przypominają. Gdy w końcu zrozumiałem, nie potrzebowałem dużo czasu, żeby to sprawdzić. – Przerwał, żeby odchrząknąć. – Otóż są to w stu procentach te same miejscowości, w których wcześniej pracowała Hanna – powiedział cicho. – Wymieniła je w podaniu o pracę. Czytałem je, ale… – Rozłożył ręce i pozwolił mówić Martinowi.
– W nagraniu z wieczoru, kiedy zginęła Lillemor, coś mi zgrzytało. Gdy Patrik powiedział mi o Hannie… Zresztą zaraz to pokażemy. – Kiwnął głową Patrikowi, by wcisnął odtwarzanie. Wcześniej przewinęli kasetę do odpowiedniego miejsca. Po paru sekundach na ekranie ujrzeli gwałtowną awanturę. Potem pojawili się Martin i Hanna. Widać było, jak Martin rozmawia z Mehmetem i pozostałymi osobami. Potem kamera podążyła za Lillemor. Biegła w stronę centrum osady, zrozpaczona i całkowicie nieświadoma, że biegnie na spotkanie śmierci. Wreszcie zobaczyli zbliżenie Hanny. Rozmawiała przez komórkę. Patrik zatrzymał nagranie.
– Właśnie to mnie zastanawiało, chociaż zrozumiałem to dopiero później. Do kogo ona dzwoniła? Była prawie trzecia w nocy, pracowaliśmy tylko we dwójkę, więc nie mogła dzwonić do nikogo z was – powiedział Martin.
– Otrzymaliśmy billing od operatora. Była to rozmowa wychodząca. Do niej do domu. Do jej męża, Larsa.
– Ale dlaczego? – spytała Annika. Nie rozumiała, podobnie jak reszta.
– Poprosiłem Göstę, żeby sprawdził w aktach urzędu stanu cywilnego. Hanna i Lars Kruse noszą to samo nazwisko, ale nie są małżeństwem, lecz rodzeństwem. Bliźniętami.
Annika zaczerpnęła powietrza. Po tej iście bombowej informacji w pokoju zapadła cisza. Jak po wybuchu.
– Zaginione bliźnięta Heddy to Hanna i Lars – dopowiedział Gösta.
Patrik przytaknął.
– Ciągle nie mamy informacji z Uddevalli, ale mogę się założyć, że się okaże, że dzieci miały na imię Lars i Hanna, a po drodze dali im nazwisko Kruse, najprawdopodobniej w związku z adopcją.
– Czyli zadzwoniła do Larsa? – spytał Mellberg. Najwyraźniej nie nadążał.
– Domyślamy się, że zadzwoniła do Larsa, żeby przyjechał po Lillemor. Może nawet ją o tym uprzedziła. Przecież Lars znał uczestników programu, na pewno nie budził w nich poczucia zagrożenia.