Patrik postanowił wziąć wolny poniedziałek. Chciał mieć czas, żeby powoli zejść z obrotów i przetrawić to, co się wiązało z weselem, zanim wszystko wróci na utarte tory. Nikt w komisariacie nie miał zastrzeżeń, w końcu przez ostatnie tygodnie ciężko pracował. Dzięki temu mogli się teraz poprzytulać, leżąc na kanapie, sami w domu. Adrian i Emma byli w przedszkolu, Anna zabrała Maję i pojechała do Dana, żeby Patrik i Erika mogli pobyć sami ze sobą. Nie potrzebowała wymówki, żeby być z Danem. Razem z dziećmi spędziła u niego również cały poprzedni dzień.
– Niczego się nie domyślałeś? – ostrożnie spytała Erika, gdy Patrik odpłynął myślami.
Musiał się chwilę zastanowić.
– Nie, naprawdę nie. Hanna była… bardzo zwyczajna. Widziałem, że coś ją gryzie, ale myślałem, że chodzi o jakieś domowe problemy. No i tak było, chociaż w innym sensie, niż myśleliśmy.
– Ale że żyli ze sobą, chociaż byli rodzeństwem…
– Nigdy nie poznamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Martin dzwonił. Powiedział, że z raportu opieki społecznej wynika, że po wypadku przeszli prawdziwe piekło w rodzinach zastępczych. Pomyśl, jaka to musiała być dla nich trauma, zwłaszcza że przedtem najpierw zostali uprowadzeni od matki, a potem u Sigrid żyli w takiej izolacji. Na pewno przyczyniło się to do powstania między nimi nienaturalnej więzi.
– Mhm… – mruknęła Erika. Trudno jej było to sobie wyobrazić. Nie potrafiła tego objąć rozumem. – Jak można tak podzielić życie na dwie części? – odezwała się po chwili.
– Co masz na myśli? – pocałował ją w czubek nosa.
– No, jak mogli z jednej strony żyć normalnie, kształcić się, i to jeszcze na policjantkę i psychologa, a z drugiej być tak zarażeni… złem?
Patrik nie spieszył się z odpowiedzią. On również nie pojmował tego do końca, ale od czwartku tyle o tym rozmyślał, że wydawało mu się, że jakoś rozumie.
– Sądzę, że tak właśnie było. Ich życie dzieliło się na dwie części. W jednej żyli normalnie. Miałem wrażenie, że Hanna naprawdę chciała pracować w policji i dokonać czegoś ważnego. Zresztą była dobrą policjantką. Bez wątpienia. Larsa wcześniej nie znałem… – urwał, ale po chwili ciągnął dalej: – Mam dość niejasne wyobrażenie o nim. Bez wątpienia był inteligentny. Wydaje mi się, że on też chciał żyć normalnie. A jednocześnie ta skrywana tajemnica niszczyła ich psychikę. Więc gdy w Nyköpingu, gdzie Hanna znalazła pierwszą pracę, przypadkiem wpadli na Elsę Forsell… to spotkanie rozpaliło w nich coś, co tliło się już od dawna. Taka przynajmniej jest moja teoria. Ale nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę.
– Mhm… – Erika była zamyślona. – Wydaje mi się, że podobnie było z moją mamą – odezwała się w końcu. – Jakby jej życie też było podzielone na dwie części. Jedna część to życie z nami, z tatą, z Anną i ze mną. Drugie toczyło się w jej głowie. Nie mieliśmy do niego dostępu.
– To dlatego postanowiłaś zbadać jej przeszłość.
– Tak – odparła z ociąganiem. – Czuję, że coś przed nami ukrywała.
– I nie wiesz co? – Patrik przypatrywał się jej twarzy. Odgarnął z jej czoła kosmyk włosów.
– Nie. I nie wiem nawet, od czego zacząć. Przecież nic nie zostało. Nigdy niczego nie zachowywała.
– Jesteś pewna? – spytał Patrik. – A sprawdziłaś na strychu? Widziałem tam pełno różnych rupieci.
– W większości są to na pewno rzeczy taty. Ale… moglibyśmy zerknąć. Na wszelki wypadek. – Usiadła, w jej głosie zabrzmiało lekkie podniecenie.
– Teraz? – Patrik nie miał najmniejszej ochoty zamieniać ciepłej kanapy na zimny, zakurzony, a do tego spowity pajęczynami strych. Czego jak czego, ale pająków nie cierpiał.
– Tak, teraz. Dlaczego nie? – Erika już szła na piętro.
– Pewnie, dlaczego nie? – Patrik podniósł się z westchnieniem. Wiedział, że gdy Erika coś postanowi, nie ma na to rady.
Erika weszła na strych i od razu pożałowała swego pomysłu. Wyglądało na to, że nie znajdą nic oprócz rupieci, ale skoro już przyszli, powinni się trochę rozejrzeć. Schyliła się, żeby nie uderzyć głową o belki stropowe, i zaczęła to i owo przestawiać, zaglądać do kartonów. Z miną wyrażającą obrzydzenie wytarła ręce o spodnie. Wszędzie pełno kurzu. Patrik też chodził wkoło, rozglądając się. Nieopatrznie rzucił, żeby sprawdzić na strychu, ale teraz nabrał wątpliwości, czy to coś da. Erika na pewno ma rację. Przecież znała swoją matkę i jeśli mówi, że Elsy niczego nie zachowała, to… Nagle coś wzbudziło jego zainteresowanie. W głębi, przy ścianie pod skosem, stała stara skrzynia.
– Erika, chodź tutaj.
– Znalazłeś coś? – zaciekawiła się i podeszła schylona.
– Jeszcze nie wiem – powiedział. – Ale ta skrzynia bez wątpienia wygląda obiecująco.
– Mogła należeć do taty – stwierdziła w zamyśleniu, chociaż coś jej mówiło, że raczej tak nie było. Drewniana, zielona skrzynia, pomalowana w nieco wyblakłe, ale dekoracyjne kwiatki. Zamek zardzewiał. Zresztą nie była zamknięta na klucz, więc Erika ostrożnie podniosła wieko. Na samym wierzchu leżały dwa dziecięce rysunki. Wzięła je do ręki i wtedy dostrzegła, że coś jest napisane na odwrocie. Na jednym „Erika, 3 grudnia 1974”, na drugim „Anna, 8 czerwca 1980”. Ze zdziwieniem rozpoznała pismo matki. Nieco głębiej znalazła gruby plik rysunków i różne przedmioty, które zrobiły z Anną na pracach ręcznych. Leżały w nieładzie, wymieszane ze zrobionymi w domu zabawkami na choinkę. Rzeczy, które, jak jej się zdawało, nic matki nie obchodziły.
– No zobacz – powiedziała, ciągle nie mogąc uwierzyć. – Spójrz, ile tego zachowała. – Zaczęła po kolei wszystko wyciągać. Było to jak podróż w krainę dzieciństwa, jej i Anny. Łzy napłynęły jej do oczu. Patrik pogłaskał ją po plecach.
– Ale dlaczego? Myślałyśmy, że ona nie… Dlaczego? – Otarła łzy rękawem, potem znów zanurzyła się w skrzyni. Przetrząsnęła mniej więcej połowę i dotarła do starszych rzeczy. Z niedowierzaniem wyjęła plik czarno-białych zdjęć i zaczęła je w napięciu przeglądać.
– Wiesz, kto jest na tych zdjęciach? – spytał Patrik.
– Nie mam pojęcia – odparła, potrząsając głową. – Ale możesz być pewien, że się dowiem!
Z zapałem kopała dalej. Wtem zastygła, jej dłoń zatrzymała się na czymś miękkim, a w środku twardym i ostrym. Podniosła, żeby się przyjrzeć. Była to brudnawa szmatka, niegdyś biała, a teraz pożółkła, mocno zaplamiona rdzą. Ktoś owinął nią jakiś przedmiot. Erika ostrożnie rozwinęła pakunek i kiedy zobaczyła, co jest w środku, gwałtownie zaczerpnęła tchu. Medal.
Nie ulegało wątpliwości jaki. Swastyka wykluczała pomyłkę. W milczeniu pokazała Patrikowi. Zrobił wielkie oczy. Potem skierował wzrok na szmatkę, którą Erika niedbale odłożyła na kolana.
– Erika.
– Co? – spytała. Wciąż wpatrywała się w medal. Trzymała go w dwóch palcach.
– Lepiej spójrz na to – powiedział Patrik.
– Na co? O co chodzi? – spytała skołowana. Spojrzała na to, co Patrik wskazywał palcem. Odłożyła medal i rozłożyła szmatkę. Okazało się, że to nie szmatka, lecz staromodny dziecięcy kaftanik. Plam nie zostawiła rdza. Była to zaschnięta krew.
Czyj to był kaftanik? Dlaczego jest pokrwawiony? Dlaczego matka schowała go w skrzyni na strychu razem z medalem z drugiej wojny światowej?
Erika przez chwilę rozważała, czy nie włożyć tego wszystkiego z powrotem do skrzyni i nie zamknąć wieka.