— To musi być on. Jest całkiem sam, tak jak obiecał i… — Jedna jego część lustrowała teren przez teleskop. — A to dopiero niespodzianka!
Pojedyncza sfora wspinała się powoli pomiędzy strażnikami Snycerki. Ciągnęła za sobą malutki wózek, na którym siedział ktoś, kto wyglądał na jednego z jej członków. Kaleka?
Chłopi na chwilę porzucili pracę, każdy podchodził na skraj pola, ustawiając się równolegle do trasy przejazdu sfory. Usłyszała typowe dla Szponów gulgotanie. Kiedy chcieli mówić głośno, wydawane przez nich dźwięki brzmiały wprost ogłuszająco. Żołnierze rzucili się odpędzać miejscowych, którzy stanęli zbyt blisko drogi.
— Myślałam, że są nam wdzięczni. — Był to pierwszy przejaw przemocy, który zaobserwowała od czasu bitwy pod Wzgórzem Gwiezdnego Statku.
— I są. Większość z nich żąda śmierci Ociosa. — Ocios, Rębacz, sfora, która uratowała Jefriego Olsndota. — Że też można tak nienawidzić jednej sfory.
— To miłość, nienawiść i strach — wszystko razem. Przez ponad wiek znajdowali się pod jego nożem. A teraz jest tu, na wpół kaleki, bez swoich wojsk. Mimo to wciąż się go boją. Jest tam wystarczająco dużo chłopów, żeby przegonić nasze straże, ale wcale nie napierają tak mocno. To było dominium Ociosa, a on traktował je jak dobry rolnik traktuje swoje obejście. Co grosza traktował podwładnych i ziemię jak część wielkiego eksperymentu. Po uważnej lekturze dannika stwierdzam, że potwór ten znacznie wyprzedzał swoje czasy. Niektórzy z tych, co przebywają na wolności, nadal są gotowi zabijać dla swego Mistrza, ale nikt nie wie, którzy… — Przerwał na chwilę, przypatrując się nadchodzącej sforze. — A wiesz, co wzbudza największe obawy? Fakt, że przychodzi tu sam bez jakiejkolwiek pomocy, której nadejście można by przewidzieć.
Ravna przesunęła pistolet Phama, wielką, rzucającą się w oczy broń. Była zadowolona, że ją ma przy sobie. Spojrzała w kierunku zachodnim, w stronę Ukrytej Wyspy. Zobaczyła PPII przymocowanego do murów zamku. Jeśli Zielonej Łodyżce nie uda się dokonać podstawowego przeprogramowania, już nigdy nie uda się nim wzlecieć. Ale Łodyżka powiedziała, żeby nie robili sobie zbyt dużych nadziei. Niemniej jednak wraz z Ravną udało się jej zamontować w jednej z ładowni działko wiązkowe, którym można było zadawać śmierć z dużej odległości. Ocios mógł mieć swoje niespodzianki, Ravna miała swoje.
Piątak na chwilę zniknął im z oczu przesłonięty stromizną.
— To jeszcze chwilę potrwa — powiedział Pielgrzym. Jeden z jego szczeniaków stał mu na ramionach i opierał się o rękę Ravny. Uśmiechnęła się: jej prywatne źródło informacji. Podniosła go i ułożyła sobie na ramieniu. Reszta Wędrownika opuściła zady na ziemię i spoglądała oczekująco.
Ravna przyjrzała się reszcie świty królowej. Po lewej i prawej stronie Snycerki stały sfory z naciągniętymi kuszami. Ocios miał usiąść tuż przed nią, nieco w dole stoku. Ravnie wydawało się, że dostrzega oznaki nerwowości wśród członków Snycerki: wszyscy nieustannie oblizywali wargi, co chwila szybkim ruchem wysuwając i chowając różowe języki, podobnie jak robią to węże. Królowa ustawiła się jak do grupowego portretu: wyżsi członkowie z tyłu, a dwa najmniejsze szczeniaki wyprostowane z przodu. Większość jej oczu wpatrywała się w szczelinę na skraju zbocza, którędy ciągnąca się z dołu ścieżka wchodziła na zajmowany przez nich taras.
W końcu Ravna usłyszała drapanie pazurów po skale. Jedna głowa pojawiła się nad skrajem urwiska, a za nią następne. Ocios wyszedł na skrawek ziemi porośniętej mchem. Dwaj jego członkowie ciągnęli wózek na kółkach. Członek w wózku siedział wyprostowany, a jego zad przykryty był kocem. Nie wyróżniał się niczym specjalnym poza tym, że miał biało nakrapiane uszy.
Głowy sfory patrzyły we wszystkich kierunkach. Jeden z członków uporczywie wpatrywał się w Ravnę, gdy całość wspinała się w stronę królowej. Rębacz — Ocios — był tym, który nosił przykryte płaszczami odbiorniki radiowe. Nie miał ich teraz na sobie. Przez otwory w jego kurtkach Ravna widziała pokryte strupami fragmenty skóry, z których futro zostało niemal w całości wytarte.
— Trochę sparszywiały gość, nieprawdaż? — Ravna usłyszała cichy głosik tuż przy swoim uchu. — Ale potrafi zachować zimną krew. Spójrz na jego pogardliwy wzrok.
Królowa nie poruszyła się. Wyglądała na skamieniałą. Każdy jej członek wpatrywał się w nadchodzącą sforę. Niektórym drżały nozdrza.
Czterech osobników Ociosa popchnęło wózek naprzód i pomogło nakrapianemu ześliznąć się na ziemię. Teraz Ravna mogła zobaczyć, jak spod koca wydobywa się nienaturalnie skręcony i sztywny tył. Cała piątka usiadła, stykając się zadami. Ich szyje wyginały się w górę i na zewnątrz ruchem tak doskonale zsynchronizowanym, jakby stanowiły kończyny pojedynczego stworzenia. Sfora zagulgotała coś, co w uchu Ravny zabrzmiało jak zduszony ptasi śpiew.
Szczeniak Pielgrzyma siedzący jej na ramieniu przetłumaczył słowa. Mówił zupełnie innym głosem niż przedtem. Był to głos rozbójnika z opowiadań dla dzieci, oschły i kpiący.
— Bądź zdrów… rodzicu. Minęło wiele łat, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni.
Przez chwilę Snycerka milczała. Następnie odgulgotała tamtemu coś, co Pielgrzym natychmiast przetłumaczył:
— Poznajesz mnie?
Ocios wysunął jedną głowę w stronę Snycerki.
— Członków, rzecz jasna, nie poznaję, ale twoją duszę rozpoznałbym zawsze.
Królowa znowu milczała. Tymczasem Pielgrzym komentował:
— Moja biedna Snycerka. Nie wiedziałem, że będzie taka zgaszona. — I nagle odezwał się głośno, zwracając się do Ociosa po samnorsku: — Natomiast twoja tożsamość budzi we mnie wiele wątpliwości, moja była towarzyszko podróży. Pamiętam cię jako Presforę, nieśmiałą nauczycielkę z Długich Jezior.
Kilka głów odwróciło się w stronę Wędrownika i Ravny. Odpowiedź również padła w płynnym samnorskim, a wygłoszono ją dziecinnym głosem:
— Witaj, Wędrowniku. Witaj Ravno Bergsndot? Tak. Jestem Ocios Presfora. — Spuścił głowy w dół, mrugając wolno.
— Chytra sztuka — mruknął Wędrownik.
— Czy Amdijefri jest bezpieczny? — spytał nagle Ocios.
— Co? — zdziwiła się Ravna, nie kojarząc imienia. Dopiero po chwili zastanowienia mogła udzielić odpowiedzi — Tak, mają się dobrze.
— Znakomicie. — Teraz wszystkie głowy zwróciły się z powrotem na królową i dalsza rozmowa przebiegała już w mowie sfor.
— Jako posłuszne dzieło, przybyłem tu, aby zawrzeć pokój z moim rodzicem, droga Snycerko.
— Czy on rzeczywiście mówi w ten sposób? — szepnęła Ravna do szczeniaka na jej ramieniu.
— Po co miałbym przesadzać?
Snycerka odgulgotała coś i Pielgrzym kontynuował tłumaczenie, tym razem ludzkim głosem królowej:
— Pokój? Niezbyt w to wierzę, Ociosie. Myślę, że tak naprawdę pragniesz chwili oddechu, abyś mógł zacząć od nowa budować imperium i znowu czyhać na nasze życie.
— Pragnę znowu budować, to prawda. Ale bardzo się zmieniłem. „Nieśmiała nauczycielka” uczyniła mnie… łagodniejszym. Coś, co tobie nigdy się nie udało, rodzicu.
— Co takiego? — Pielgrzymowi udało się tak zmodulować głos, aby jednocześnie nadać mu ton zdziwienia i urazy.
Snycerko, czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym? Jesteś najgenialniejszą sforą w tej części świata, być może najgenialniejszą w całej historii. Większość sfor, które stworzyłaś, również zadziwia swym geniuszem. Ale czy zastanawiałaś się nad najdoskonalszą z nich wszystkich? Tworzyłaś zbyt doskonale. Zlekceważyłaś endogamię oraz [nie potrafię tego przetłumaczyć] i otrzymałaś… mnie. Z wszystkimi moimi… dziwactwami, które przez ostatnie lata sprawiały ci tyle bólu.