Powóz zatrzymał się obok fontanny na otoczonym kolumnadą podwórcu, a służący w biało-czerwonej liberii pośpieszył, by otworzyć przed nią drzwi. Alteima ledwie zwróciła uwagę na sarn podwórzec oraz na służącego; jej myśli wybiegały ku czekającemu ją spotkaniu. Czarne włosy spływały aż do połowy pleców spod czepka naszywanego perłami, którymi ozdobiono też plisy jej sukni z wysokim karczkiem barwy morskiej wody. Raz już kiedyś spotkała Morgase, przelotnie, pięć lat temu podczas oficjalnej wizyty państwowej; wydała jej się kobietą wręcz promieniującą władzą, daleką i majestatyczną, jak tego należałoby oczekiwać po królowej, a nadto ściśle przestrzegającą andorańskich obyczajów. Co oznaczało pewną sztywność zachowania. Plotki krążące po mieście, że ma kochanka — człowieka nieszczególnie lubianego, jak się zdawało — oczywiście niezbyt pasowały do takiego wizerunku. Ale z tego, co Amathera pamiętała, ceremonialność ubioru — oraz wysoki karczek — powinny zadowolić Morgase.
Ledwie pantofle Amathery dotknęły kamieni bruku, jej służąca, Cara, zeskoczyła na dół i zaczęła układać plisy. Do czasu aż Alteima zamknęła wachlarz i delikatnie uderzyła nim dziewczynę po nadgarstku — podwórzec nie był miejscem na takie czynności. Cara — co za głupie imię — drgnęła i spojrzała na swój nadgarstek ze zbolałą miną, a w jej oczach rozbłysły łzy.
Alteima zacisnęła usta w rozdrażnieniu. Ta dziewczyna nie wiedziała nawet, jak znieść lekką reprymendę. Wyraźnie była niedouczona. Ale dama musiała mieć służącą, szczególnie jeśli chciała wyróżnić się na tle masy uciekinierów mieszkających w Andorze. Widziała kobiety i mężczyzn pracujących pod palącymi promieniami słońca, nawet żebrzących na ulicach, mimo iż odziani byli w strzępy szat znamionujących cairhieńską szlachtę. Wydawało jej się nawet, że rozpoznała jedną czy dwie twarze. Być może powinna wziąć ich do służby, któż mógłby lepiej znać powinności pokojowej damy, jeśli nie prawdziwa dama? A jeżeli stoczyły się tak nisko, by pracować własnymi rękoma, zapewne skorzystałyby z nadarzającej się szansy. Mogłoby być zabawne mieć dawniejszą „przyjaciółkę” za pokojówkę. Dzisiaj jednak były to już niewczesne rozważania. A nie wyćwiczona służąca, lokalna dziewczyna, aż nazbyt jasno przypominała, że samej Alteimie kończyły się zasoby finansowe i że tylko niewielki krok dzielił ją od tych żebraków.
Jej twarz przybrała wyraz zatroskanej łagodności.
— Czy zrobiłam ci krzywdę, Cara? — zapytała słodko. — Zostań tutaj w powozie i zadbaj o swój nadgarstek. Pewna jestem, że ktoś przyniesie ci trochę chłodnej wody do picia.
Bezrozumna wdzięczność na twarzy tej dziewczyny była zdumiewająca.
Człowiek w liberii, dobrze dla odmiany wyszkolony, stał z oczyma utkwionymi w przestrzeń. A jednak, na ile znała się na obyczajach służby, wieści na temat łaskawości Alteimy rozniosą się już, wkrótce.
Przed nią pojawił się wysoki młodzieniec w czerwonym kaftanie z białym kołnierzem i lśniącym napierśniku Gwardii Królowej; skłonił się, wspierając dłoń na rękojeści miecza.
— Jestem Gwardzista-Porucznik Tallanvor, Wysoka Lady. Jeżeli zechcesz pójść za mną, zaprowadzę cię do królowej Morgase. — Zaproponował jej ramię, które przyjęła, ale oprócz tego ledwie zdawała sobie sprawę z jego istnienia. Nie interesowali jej wojskowi, wyjąwszy generałów i lordów.
Kiedy prowadził ją po szerokich korytarzach pełnych śpieszących mężczyzn i kobiet w liberiach — oczywiście dbali, by nie stanąć jej na drodze — przyglądała się uważnie, choć dyskretnie, draperiom na ścianach, wysadzanym kością słoniową skrzyniom, wysokim szafom, wazonom i dzbanom z polerowanego srebra i złota, wreszcie cienkiej porcelanie Ludu Morza. Królewski Pałac nie wyglądał na pozór równie bogato jak Kamień Łzy, ale Andor był przecież bogatą krainą, być może równie bogatą jak Łza. Podstarzały lord w zupełności by jej odpowiadał, łatwo mogłaby nim manipulować kobieta wciąż młoda, najlepiej gdyby był trochę słabowity i chory. I miał rozległe włości. To będzie dobre na początek, dopóki nie przekona się, którędy dokładnie biegną nici władzy w Andorze. Kilka słów. które parę lat temu wymieniła z Morgase, nie na wiele się w tej chwili mogły przydać, ale za to miała to, czego musi pragnąć i potrzebować każda potężna królowa. Informacje.
Na koniec Tallanvor wprowadził ją do wielkiego salonu z wysokim sufitem wymalowanym w ptaki i chmury na tle błękitnego nieba, zdobnie rzeźbione i pozłacane krzesła stały przed kominkiem z polerowanego białego marmuru. Alteima z rozbawieniem zanotowała, że szeroki czerwono-złoty dywan jest dziełem taireniańskich rzemieślników. Potem młody człowiek przyklęknął na jedno kolano.
— Moja królowo — powiedział nagle szorstkim głosem — zgodnie z twym poleceniem, przyprowadziłem do ciebie Wysoką Lady Alteimę z Łzy.
Morgase oddaliła go gestem dłoni.
— Proszę, Alteimo. Miło cię znowu widzieć. Usiądź, porozmawiamy.
Alteima wykonała ukłon i wymamrotała podziękowania, zanim zajęła krzesło. Zazdrość aż kotłowała się w niej. Pamiętała Morgase jako piękną kobietę, ale teraz na własne oczy się przekonała, jak wyblakłe były jej wspomnienia. Morgase była niczym w pełni rozkwitła róża, gotowa przyćmić wszystkie inne kwiaty. Alteima nie mogła już dłużej winić młodego żołnierza, że z lekka niepewnym krokiem pokonywał drogę do wyjścia z komnaty. Była wręcz zadowolona, że już sobie poszedł i że nie będzie musiała znosić jego spojrzeń porównujących je obie.
A jednak zmiany były również widoczne. Poważne zmiany. Morgase, z Laski Światłości Królowa Andoru, Obrończyni Dziedziny, Protektorka Ludu, Zasiadająca na Wysokim Tronie Domu Trakand, zawsze tak pełna rezerwy, majestatyczna i poprawna, teraz nosiła suknię z błyszczącego białego jedwabiu, z dekoltem tak głębokim, że wstydziłaby się go nawet dziewka z tawerny w Maule. Suknia przylegała do ud i bioder tak ściśle, iż wyglądała niemalże jak ladacznica. A więc plotki mówiły prawdę. Morgase miała kochanka. Jeśli do tego stopnia się pod jego wpływem odmieniła, to jasne było również, że stara się sama zadowolić tego Gaebrila, nie zmusza go zaś, by to on zadowalał ją. Morgase wciąż promieniowała władzą i osobowością, która wręcz wypełniała komnatę, ale jej suknia w jakiś sposób pomniejszała obie te cechy.
Alteima co nąjmniej z dwu powodów zadowolona była, że włożyła suknię z wysokim karczkiem. Kobieta, która do takiego stopnia pozostawała w niewoli mężczyzny, może wybuchnąć gniewem zazdrości przy najlżejszej prowokacji albo wręcz bez żadnego powodu. Jeżeli jej przyjdzie się spotkać z Gaebrilem, okaże mu tyle obojętności, ile tylko dopuści grzeczność. Nawet najlżejsze podejrzenia, że w ogóle myśli o skradzeniu kochanka Morgase, mogły przynieść jej pień katowski miast bogatego męża trzymającego się na ostatnich nogach. Ona sama zresztą też postąpiłaby podobnie.
Kobieta w czerwieni i bieli przyniosła wino i nalała do kryształowych pucharów rżniętych w sylwetki ryczącego Lwa Andoru. Kiedy Morgase wzięła do ręki puchar, Alteima zauważyła jej pierścień w kształcie złotego węża pożerającego własny ogon. Pierścień z Wielkim Wężem nosiły kobiety, które jak Morgase pobierały nauki w Białej Wieży, nie zostając jednak Aes Sedai, a także, oczywiście, same Aes Sedai. Należało do tysiącletniej tradycji pobieranie przez królowe Andoru nauk w Wieży. Tymczasem plotki goszczące na wszystkich niemalże ustach głosiły, że Morgase zerwała z Tar Valon, choć skierowane przeciwko Aes Sedai nastroje ulicy mogłyby szybko zostać stłumione, gdyby królowa tylko tego chciała. Dlaczego więc wciąż nosiła pierścień? Trzeba będzie uważać na to, co powie, nim nie pozna odpowiedzi na to pytanie.