Mógł... Co? Opakować je w saidina i tak zostawić? Nadal nie potrafił odgradzać ich tarczą. Więc równie dobrze mogły złapać go w zamian we własne sidła. Niezły bałagan, a wszystko dlatego, że zdecydowały się na upór.
— O gwardzistach pomyślałeś — powiedziała Moiraine — a co, jeśli z Rahvinem jest Semirhage albo Graendal? Albo Lanfear? Tych dwoje można pokonać z osobna, ale czy w pojedynkę dałbyś radę stawić czoło jej i Rahvinowi razem?
W jej głosie coś zadrżało, kiedy wymówiła imię Lanfear. Czy ona się bała, że Lanfear tu jest, że on mógłby się ostatecznie z nią sprzymierzyć? Co by zrobił, gdyby Przeklęta znajdowała się gdzieś blisko? Co mógłby zrobić?
— Mogą pójść — rzekł przez zaciśnięte zęby. — Zechcecie teraz odejść?
— Jak rozkażesz — odparła Moiraine, ale nie było im do tego spieszno. Aviendha i Egwene zajęły się ostentacyjnym poprawianiem szali, nim ruszyły w stronę drzwi. Lordowie i lady mogli podrywać się do biegu pod wpływem jego słów, one nigdy.
— Nie próbowałaś mnie od tego odwieść — powiedział nagle.
Przeznaczył to dla Moiraine, ale pierwsza odezwała się Egwene, uśmiechając się do Aviendhy i do niej kierując słowa:
— Powstrzymanie mężczyzny od tego, co postanowił zrobić, przypomina odbieranie. dziecku łakoci. Bywa, że musisz to zrobić i bywa też, że nie warto zawracać sobie tym głowy.
Aviendha przytaknęła.
— Koło obraca się, jak chce — brzmiała odpowiedź Moiraine. Stała w drzwiach, najpełniejsze uosobienie wszystkich cech Aes Sedai, jakie kiedykolwiek u niej dojrzał, nie zdradzająca żadnych znamion upływu lat, z ciemnymi oczyma, które zdawały się gotowe połknąć go, drobna i szczupła, a przy tym tak królewska, że równie dobrze mogła wydawać rozkazy izbie pełnej królowych, nawet gdyby nie potrafiła przenieść bodaj iskierki. Błękitny kamyk na czole znowu chwytał światło. — Poradzisz sobie, Rand.
Wpatrywał się w drzwi jeszcze długo po tym, jak zamknęły się za nimi.
Szuranie butów przypomniało mu o obecności Mata. Mat usiłował zakraść się do drzwi, poruszając się powoli, żeby go nie zauważono.
— Muszę z tobą pogadać, Mat.
Mat skrzywił się. Dotknąwszy lisiej głowy niczym talizmanu, obrócił się na pięcie i spojrzał Randowi w twarz.
— Jeżeli myślisz, że ja położę głowę na pieńku katowskim tylko dlatego, że uczyniły to te głupie kobiety, to już teraz możesz zapomnieć o tym pomyśle. Nie jestem żadnym przeklętym bohaterem i nie chcę nim być. Morgase była piękną kobietą... nawet ją lubiłem, na tyle, na ile da się lubić królową... ale Rahvin to Rahvin, żebyś sczezł, a ja...
— Zamknij się i posłuchaj. Musisz przestać uciekać.
— A żebym sczezł, jeśli przestanę! To nie jest gra, którą sam wybrałem i nie...
— Powiedziałem, zamknij się! — Rand wbił twardym palcem medalion w pierś Mata. — Ja wiem, skąd ty to masz. Byłem tam, pamiętasz? To ja przeciąłem sznur, na którym zawisnąłeś. Nie wiem dokładnie, co ci wpakowano do głowy, ale cokolwiek to jest, ja tego potrzebuję. Wodzowie klanów wiedzą, co to wojna, ale z jakichś powodów ty też to wiesz, a wręcz nawet i lepiej. Ja tej wiedzy potrzebuję! Oto więc, co zrobisz, ty i Legion Czerwonej Ręki...
— Bądźcie jutro ostrożne — przestrzegła Moiraine.
Egwene zatrzymała się obok drzwi do swej izby.
— To oczywiste, że będziemy ostrożne. — Żołądek zaczynał jej fikać koziołki, ale mówiła pewnym głosem. — Wiemy, jak niebezpieczne będzie starcie z jednym z Przeklętych.
Sądząc z wyrazu twarzy Aviendhy, mogły dyskutować o tym, co będzie na kolację. Ale dla odmiany ta nigdy niczego się nie bała.
— I pamiętajcie o tym teraz — mruknęła Moiraine. — Ale bądźcie ostrożne zawsze. czy wam się zdaje, że jeden z Przeklętych jest blisko, czy nie. Rand będzie was obie potrzebował w nadchodzących dniach. Panujecie nad jego usposobieniem... aczkolwiek muszę stwierdzić, że posługujecie się niezwykłymi metodami. Będzie potrzebował ludzi, którzy nie dadzą się odegnać albo zastraszyć jego napadami wściekłości, takich, którzy będą mu mówić, co powinien usłyszeć, a nie to, co ich zdaniem on chce wiedzieć.
— Przecież robisz to, Moiraine — powiedziała jej Egwene.
— Ma się rozumieć. Ale on potrzebuje również was. Wyśpijcie się. Jutrzejszy dzień będzie... trudny dla nas wszystkich. — Oddaliła się posuwistym krokiem w głąb korytarza, przechodząc od jednej plamy mroku przez kałużę światła lampy do kolejnego skupiska ciemności. Noc: już wdzierała się do tych cienistych komnat, a zapasy oliwy były niewielkie.
— Czy zostaniesz ze mną trochę, Aviendho? — spytała Egwene. — Bardziej mam ochotę pogadać, niż jeść.
— Muszę powiedzieć Amys, co obiecałam jutro zrobić. I muszę znaleźć się w sypialni Randa al’Thora, zanim on się tam zjawi.
— Elayne nie będzie mogła się nigdy poskarżyć, że nie pilnowałaś dla niej Randa. Czyś ty naprawdę powlokła lady Berewin za włosy przez korytarz?
Policzki Aviendhy okryły się bladym rumieńcem.
— Czy sądzisz, że te Aes Sedai w... Salidarze... pomogą mu ?
— Strzeż tej nazwy, Aviendho. Randowi żadną miarą nie wolno ich znaleźć nie przygotowanych.
Przez wzgląd na stan, w jakim się aktualnie znajdował, najprawdopodobniej zamiast mu pomóc, poskromiłyby go albo przynajmniej przysłały swoich trzynaście sióstr. Musiałaby stanąć między nimi w Tel’aran’rhiod, ona, Nynaeve i Elayne, z nadzieją, że te Aes Sedai zaangażowały się w sprawę zbyt głęboko, by wycofać się, zanim odkryją, jak blisko przepaści on się znalazł.
— Będę jej strzegła. Wyśpij się. I najedz się do syta. Rankiem nic nie jedz. Źle się tańczy włócznie z pełnym żołądkiem.
Egwene odprowadziła ją wzrokiem i dopiero wtedy przycisnęła dłonie do brzucha. Nie sądziła, że zje cokolwiek tego wieczora albo nazajutrz. Rahvin. I może Lanfear albo któreś z pozostałych. Nynaeve zmierzyła się z Moghedien i wygrała. Ale Nynaeve była silniejsza od niej i od Aviendhy, kiedy mogła przenosić. Może też nikogo tam nie być. Rand twierdził, że Przeklęci nie ufają sobie wzajem. Niemalże wolałaby, żeby się mylił, albo przynajmniej nie był taki pewny. To było przerażające, kiedy zdawało jej się, że widzi innego mężczyznę wyzierającego z jego oczu oraz kiedy słyszała padające z jego ust słowa innego mężczyzny. Tak nie powinno być; każdy się odradzał na nowo wraz z przeznaczonym obrotem Koła. Ale Smok Odrodzony to nie każdy. Moiraine nie chciała o tym rozmawiać. Co by Rand zrobił, gdyby Lanfear tu była? Lanfear kochała Lewsa Therina Telamona, ale co Smok do niej czuł? Do jakiego stopnia Rand był wciąż jeszcze Randem?
— Tym sposobem jeszcze dorobisz się gorączki — powiedziała sobie stanowczo. — Nie jesteś dzieckiem. Zachowuj się jak kobieta.
Kiedy służąca przyniosła jej wieczerzę złożoną z groszku, ziemniaków i świeżo upieczonego chleba, zmusiła się, by to wszystko zjeść. Smakowało popiołem.
Mat przemaszerował przez ciemno oświetlone korytarze pałacu i z rozmachem otworzył drzwi wiodące do komnat przydzielonych młodemu bohaterowi bitwy stoczonej z Shaido. To wcale nie znaczyło, by spędzał tu dużo czasu; właściwie wcale. Słudzy zapalili dwie stojące lampy. Bohater! Nie jest żadnym bohaterem! Co taki bohater dostaje? Aes Sedai pogłaszcze cię najpierw po głowie i dopiero wtedy pośle niczym psa, byś wszystko powtórzył. Arystokratka wkradnie się w twoje łaski pocałunkiem albo położy kwiat na twym grobie. Krążył tam i z powrotem po przedsionku, tym razem nie szacując wartości kwiecistego illiańskiego dywanu albo krzeseł, komód i stołów pozłacanych i inkrustowanych kością słoniową.