Выбрать главу

Mężczyzna, który szedł w jego stronę po długiej, krytej białymi i czerwonymi płytkami posadzce, z pewnością nie był mieszkańcem Andoru, sądząc po krótkim, szarym kaftanie i workowatych spodniach, wepchniętych w buty z cholewami wywróconymi przy kolanach. Szczupły i zaledwie głowę wyższy od Enaili, miał haczykowaty nos i ciemne, skośne oczy. Czarne włosy przetykały mu pasemka siwizny, gęste wąsy, podobne do skierowanych w dół rogów, okalały szerokie usta. Zatrzymał się, by skłonić się nieznacznie, z gracją manipulując zakrzywionym mieczem u biodra, mimo iż w jednym ręku niósł srebrne kielichy, a w drugiej zapieczętowany, porcelanowy słój.

— Wybacz to wtargnięcie — powiedział — jednak nie było nikogo, kto mógłby mnie zaanonsować.

Strój być może miał prosty, zniszczony od podróży, ale zza jego pasa wystawało coś, co wyglądało jak pręt z kości słoniowej zakończony złotym wilczym łbem.

— Jestem Davram Bashere, generał-marszałek Saldaei. Przybywam, by rozmówić się z Lordem Smokiem, który jak głoszą plotki, przebywa rzekomo w mieście, czyli w Królewskim Pałacu. Zakładam, że to do niego właśnie się zwracam? — Na moment jego oczy powędrowały ku Smokom, które połyskliwą czerwienią i złotem oplatały ręce Randa.

— Jestem Rand al’Thor, lordzie Bashere. Smok Odrodzony. — Enaila i Somara stanęły między nim a przybyszem, każda z ręką wspartą na rękojeści noża z długim ostrzem, gotowa do osłonięcia twarzy. — Z zaskoczeniem widzę saldaeańskiego lorda w Caemlyn, jeszcze bardziej dziwi mnie, że ów chce ze mną rozmawiać.

— Po prawdzie to jechałem do Caemlyn, żeby rozmawiać z Morgase, ale sługusy lorda Gaebrila mnie nie dopuściły... króla Gaebrila, może winienem rzec? A tak nawiasem mówiąc, to czy on jeszcze żyje? — Ton Bashere mówił, że w to wątpi i że nie dba o to, czy jest tak czy inaczej. — W mieście powiadają też, że Morgase nie żyje.

— Oboje nie żyją — wyjaśnił obojętnie Rand. Usiadł na tronie, wspierając głowę na utworzonym z kamieni księżycowych Lwie Andoru. Tron został zbudowany dla kobiet. — Zabiłem Gaebrila, ale on wcześniej zdążył zabić Morgase. Bashere uniósł brew.

— Czy winienem zatem powitać Randa, króla Andoru?

Rand gniewnie podał się do przodu.

— Andor miał zawsze królową i nadal ją ma. Dziedziczką Tronu jest Elayne. Po śmierci swej matki ona jest królową. Może musi pierwej zostać koronowana... nie znam się na tutejszym prawie... ale o ile o mnie idzie, to ona jest królową. Ja jestem Smokiem Odrodzonym. Tyle tylko, ale i tak za dużo. A czego ty chcesz ode mnie, lordzie Bashere?

Mężczyzna nie dal po sobie poznać, czy jego gniew wprawił tamtego w zakłopotanie. Skośne oczy obserwowały uważnie Randa, jednak nie było w nich niepokoju.

— Biała Wieża pozwoliła Mazrimowi Taimowi uciec. Temu fałszywemu Smokowi. — Urwał, a kiedy Rand nic nie powiedział, ciągnął dalej. — Królowa Tenobia nie chciała ponownych kłopotów dla Saldaei, więc kazała na niego zapolować i zgładzić. Od wielu tygodni jadę jego śladem na południe. Nie musisz się obawiać, że sprowadziłem do Andoru obcą armię. Z wyjątkiem dziesięcioosobowej eskorty pozostałych zostawiłem w lesie Braem, dobrze na północ od wszelkich granic, do jakich przez ostatnie lat rościł sobie prawo Andor. Ale Taim jest w Andorze. Nie mam w tej kwestii najmniejszych wątpliwości.

Rand z wahaniem opadł z powrotem na oparcie.

— Nie możesz go dostać, lordzie Bashere.

— A czy wolno mi spytać, dlaczego, Lordzie Smoku? Jeśli życzysz sobie wykorzystać Aielów do ścigania go, to ja nie wyrażę sprzeciwu. Moi ludzie pozostaną w Lesie Braem do mojego powrotu.

Tej części planu nie zamierzał ujawniać tak szybko. Zwłoka będzie kosztowna, ale zamierzał najpierw umocnić władzę nad narodami. Ale równie dobrze to mogło się zacząć już teraz.

— Ogłaszam amnestię. Ja potrafię przenosić, lordzie Bashere. Dlaczego miano by ścigać, zabijać albo poskramiać innego mężczyznę za to, że umie to, co ja? Ogłoszę, że każdy mężczyzna, który może dotknąć Prawdziwego Źródła, że każdy mężczyzna, który chce się uczyć, może przyjść do mnie, a cieszyć się będzie moją ochroną. Zbliża się Ostatnia Bitwa, lordzie Bashere. Być może żadnemu z nas nie starczy czasu, by popaść w obłęd, a ja ze swojej strony nie chcę stracić żadnego mężczyzny, nawet mimo istniejącego ryzyka. Podczas Wojen z trollokami wyruszyły one z Ugoru pod dowództwem Władców Strachu, mężczyzn i kobiet, którzy władali Mocą w imię Cienia. Staniemy w obliczu tego samego podczas Tarmon Gai’don. Nie wiem, ile Aes Sedai stanie u mego boku, ale ja nie odrzucę żadnego mężczyzny, który przenosi, jeśli ten opowie się po mojej stronie. Mazrim Taim jest mój, lordzie Bashere, nie twój.

— Rozumiem — padło obojętnym tonem. — Zająłeś Caemlyn. Słyszę, że Łza jest twoja i niebawem będzie do ciebie należeć Cairhien, o ile już nie należy. Czy zamierzasz podbić cały świat z pomocą twoich Aielów i armii mężczyzn przenoszących Jedyną Moc?

— Jeżeli będę musiał — odparł równie spokojnie Rand. — Powitam każdego władcę jako sojusznika, jeśli on tego zechce, ale jak dotąd napatrzyłem się tylko na manewry, których celem jest władza, albo wręcz na otwartą wrogość. Lordzie Bashere, w Tarabon i Arad Doman panuje anarchia, jak również w niedalekim od nich Cairhien. Amadicia obserwuje Altarę. Seanchanie... być może słyszałeś pogłoski o nich w Saldaei; te najgorsze bywają zazwyczaj prawdziwe... Seanchanie po drugiej stronie świata obserwują nas wszystkich. Ludzie toczą swe własne, małostkowe bitwy, mimo iż Tarmon Gai’don czai się tuż za horyzontem. Potrzebujemy pokoju. Czasu, zanim nadejdą trolloki, zanim Czarny wyrwie się na wolność, czasu koniecznego, by się przygotować. Jeśli jedynym sposobem na znalezienie czasu i pokoju dla świata jest narzucenie go mu, ja to uczynię. Nie chcę, ale zrobię to.

— Czytałem Cykl Karaethon - powiedział Bashere. Na chwilę włożywszy kielichy pod pachę, zerwał woskową pieczęć z dzbana i napełnił je winem. — Co ważniejsze, królowa Tenobia też je czytała. Nie mogę mówić za Kandor, Arafel albo Shienar. Wierzę, że oni opowiedzą się po twojej stronie... nie znajdziesz w całych Ziemiach Granicznych ani jednego dziecka, które by nie wiedziało, że Cień czeka w Ugorze, by na nas spaść... ale nie mogę przemawiać w ich imieniu.

Enaila zmierzyła podejrzliwym wzrokiem kielich, kiedy jej go podał, ale wspięła się z nim po stopniach i wręczyła Randowi.

— Po prawdzie — ciągnął Bashere — nie mogę mówić nawet za Saldaeę. To Tenobia sprawuje władzę; ja jestem tylko jej generałem. Ale myślę, że kiedy już poślę do niej szybkiego jeźdźca z posłaniem, to w odpowiedzi usłyszysz, że Saldaea maszeruje w szeregach Smoka Odrodzonego. Tymczasem ofiarowuję ci swoje usługi wraz z dziewięcioma tysiącami saldaeańskiej konnicy.

Rand obrócił w palcach puchar, wpatrując się w ciemnoczerwone wino. Sammael w Illian i inni Przeklęci, Światłość wiedziała gdzie. Seanchanie zaczajeni po drugiej stronie Oceanu Aryth i ludzie tutaj gotowi skakać sobie do gardeł dla własnej korzyści i zysku, niezależnie od kosztów, jakie mógł ponieść świat.

— Pokój jest jeszcze daleki — rzekł cicho. — Krew i śmierć wypełnią najbliższy czas.

— Zawsze tak jest — odparł cicho Bashere i Rand nie wiedział, na które z jego oświadczeń. Może na obydwa.

Wetknąwszy harfę pod pachę, Asmodean oddalił się od Mata i Aviendhy. Lubił grać, ale nie dla pary, która go nie słuchała, a w jeszcze mniejszym stopniu podziwiała. Nie był pewien, co się zdarzyło tego ranka i nie był pewien, czy chce to wiedzieć. Zbyt wielu Aielów wyraziło zdumienie na jego widok, twierdziło, że widziało go zmarłym; nie chciał poznawać szczegółów. Przez ścianę korytarza przed nim biegło długie cięcie. Wiedział, czego skutkiem jest ten ostry ścieg, ta powierzchnia śliska niczym lód, gładsza, niźli jakakolwiek dłoń mogłaby wypolerować przez sto lat.