Выбрать главу

Kapitan wspiął się na szczyt kiosku i przecisnął się przez otwór włazu. Miał na sobie kamizelkę ratunkową, która utrudniała mu ruchy. Przesunął palcami po uszczelce i upewnił się, czy jest czysta. Potem zaryglował klapę i opuścił się do ciasnej sterowni. Większość przestrzeni zajmowały wskaźniki, przyrządy pomiarowe i instrumenty stłoczone na każdym centymetrze kwadratowym sufitu i ścian.

Logan nie rzucał się w oczy. Wyglądał na wykładowcę któregoś z college’ów Ivy League. Ukończył inżynierię jądrową. Zanim przydzielono mu NR-1, dowodził okrętami nawodnymi. Był łysiejącym blondynem średniego wzrostu z mięsistym podbródkiem. Marynarka nie potrzebowała teraz twardzieli w typie Johna Wayne’a. Okręty z laserami naprowadzającymi, skomputeryzowanymi systemami ogniowymi i inteligentnymi pociskami za dużo kosztowały, żeby powierzać je kowbojom. Logan potrafił natomiast poradzić sobie z najbardziej skomplikowanym problemem technicznym.

Jego poprzednie okręty były dużo większe, jednak ich elektronika nie mogła się równać z NR-1. Łódź została zbudowana w 1969 roku, ale ciągle ją modernizowano. Obok najnowszej technologii pozostawiono część starych sprawdzonych urządzeń. Z pokładu statku ubezpieczającego biegła czterystumetrowa gruba lina holownicza, łącząca go z wielką metalową kulą, umieszczoną w metalowych szczękach na dziobie łodzi podwodnej.

Logan dał rozkaz do zwolnienia liny i odwrócił się do postawnego brodatego mężczyzny po pięćdziesiątce.

– Witam na pokładzie najmniejszego atomowego okrętu podwodnego na świecie, doktorze Pułaski. Przepraszam za ciasnotę. Najwięcej miejsca zajmuje tu osłona reaktora jądrowego. Chyba jednak woli pan klaustrofobię od napromieniowania. Zakładam, że został pan właściwie przeszkolony.

Pułaski uśmiechnął się.

– Tak. Sprawdzili, czy umiem korzystać z toalety.

Mówił z lekkim obcym akcentem.

– Mamy dziesięć osób załogi i bywa tam tłok. Radzę więc ograniczyć picie kawy.

– O ile wiem, możecie być w zanurzeniu nawet miesiąc – odrzekł Pułaski. – Jak wytrzymujecie tyle czasu na dnie morskim?

– Przyznaję, że nawet najprostsze rzeczy, jak branie prysznica, czy gotowanie stają się wówczas problemem – odrzekł Logan i zerknął na zegarek. – Na pańskie szczęście będziemy pod wodą tylko kilka godzin. Najpierw zejdziemy na trzydzieści metrów, żeby sprawdzić, czy wszystkie systemy działają. A potem opadniemy na dno.

Logan przeszedł przez wąski korytarz i wskazał małą platformę z dwoma fotelami.

– To stanowisko dowodzenia. Siedzę tu w czasie operacji. Dzisiaj odstępuję je panu. Zajmę fotel drugiego sternika – powiedział i odwrócił się do pierwszego sternika. – Znasz już doktora Pułaskiego, archeologa morskiego z Uniwersytetu Karoliny Północnej.

Sternik przytaknął i Logan usiadł obok niego. Miał teraz przed sobą imponujący zestaw instrumentów i monitorów.

– To nasze oczy – wyjaśnił, wskazując ekrany. – Na tym jest widok z kamery dziobowej.

Kapitan przyjrzał się uważnie rozświetlonemu panelowi kontrolnemu i po naradzie ze sternikiem zawiadomił przez radio statek ubezpieczający, że łódź podwodna jest gotowa do zanurzenia. Dał rozkaz do zejścia na trzydzieści metrów i wypoziomowania na tej głębokości. Zaszumiały silniki pomp i do zbiorników balastowych wpłynęła woda. Pod falami kołysanie kadłuba ustało. Ostry dziób widoczny na monitorach zniknął w gejzerze rozprysków, potem pojawił się z powrotem na tle niebieskiej wody. Załoga sprawdziła systemy łodzi, kapitan przetestował UQC, bezprzewodowy telefon podwodny, łączący łódź ze statkiem ubezpieczającym. Głos z powierzchni miał przeciągłe, metaliczne brzmienie, ale każde słowo słychać było wyraźnie.

Kiedy kapitan upewnił się, że wszystko gra, dał rozkaz zejścia niżej.

Światło słoneczne zniknęło i woda na monitorach zmieniła kolor z niebieskiego na czarny. Kapitan kazał włączyć reflektory. Opadali w zupełnej ciszy. Sternik poruszał joystickiem sterów zanurzeniowych. Kapitan wpatrywał się uważnie w głębokościomierz. Piętnaście metrów nad dnem kazał sternikowi zawisnąć w bezruchu.

Sternik odwrócił się do Pułaskiego.

– Jesteśmy obok miejsca, które odkryliśmy na odległość za pomocą sensorów. Przeprowadzimy poszukiwania przy użyciu sonaru. Wprowadzimy do komputera program poszukiwawczy. Łódź sama popłynie wyznaczonym kursem. Pełny relaks dla załogi.

– Niewiarygodne – odparł Pułaski. – Aż dziw, że ta magiczna łódź nie przeanalizuje sama znalezisk, nie napisze raportu i nie obroni naszych wniosków przed krytyką zazdrosnych kolegów.

– Pracujemy nad tym – odrzekł Logan z miną pokerzysty.

Pułaski pokręcił głową z udawaną rezygnacją.

– Lepiej poszukam innej pracy. Przy takich wynalazkach archeolodzy morscy przestaną być potrzebni. Zastąpią ich monitory.

– To jeszcze jeden skutek zimnej wojny.

Pułaski rozejrzał się ciekawie.

– Nigdy bym nie pomyślał, że będę prowadził badania archeologiczne w łodzi podwodnej zaprojektowanej do szpiegowania Związku Radzieckiego.

– Ta łódź stanowiła wielką tajemnicę. Jakimś cudem udało się ukryć wydatek dziewięćdziesięciu milionów dolarów. Moim zdaniem, były to dobrze wydane pieniądze. Marynarka zezwoliła na używanie jej do celów cywilnych i mamy teraz fantastyczny sprzęt do badań naukowych.

– O ile wiem, użyto jej po katastrofie promu kosmicznego “Challenger” – zauważył Pułaski.

Logan przytaknął.

– Wydobyła bardzo istotne części. Dzięki temu NASA mogła ustalić przyczyny katastrofy i zbudować bezpieczny prom kosmiczny. Ta łódź uratowała też zatopiony F-14 i pocisk powietrze-powietrze, zanim wpadły w obce ręce.

– Jak działa jej manipulator?

– Jak ramię ludzkie. Obraca się na przegubach. W kilu są dwa koła gumowe. Nie jest to harley davidson, ale można jeździć po dnie morskim. Manipulator pracuje w promieniu trzech metrów od łodzi.

– Fascynujące – Pułaski nie ukrywał zachwytu. – A jaki ma udźwig?

– Podnosi przedmioty o ciężarze do dziewięćdziesięciu kilogramów.

– A narzędzia do cięcia?

– Szczypce przecinają linę albo kabel, ale mogą też trzymać palnik przy trudnych pracach. To bardzo wszechstronne urządzenie.

– Rzeczywiście – przyznał Pułaski.

Łódź pływała według klasycznego wzorca poszukiwawczego. Poruszała się po równoległych liniach prostych tam i z powrotem niczym kosiarka do trawy. Monitory ukazywały dno morza, przesuwające się pod kilem. Nie było tu żadnej roślinności.

Logan wskazał ekran.

– Powinniśmy być blisko miejsca, które zauważyliśmy z góry… Tak, wygląda na to, że sonar coś znalazł – powiedział i odwrócił się do sternika. – Przełącz na ręczne sterowanie i zejdź niżej, dwadzieścia stopni w lewo.

NR-1 pochyliła się lekko z łagodnym szumem wirników. Reflektory zewnętrzne oświetliły dno morskie jasno niczym słońce. Sternik wyregulował zbiorniki balastowe.

– Tak trzymaj – polecił Logan. – Wchodzimy w kontakt wzrokowy z naszym celem.

Pochylił się do przodu, wpatrzony uważnie w ekran. Na jego twarz padała niebiesko-zielona poświata. Kiedy łódź podpłynęła bliżej, na ekranie pojawiły się wypukłe kształty. Najpierw pojedyncze, potem coraz więcej.

– Amfory – powiedział Pułaski. – Gliniane dzbany do wina i innych płynów. Można je często znaleźć na zatopionych antycznych statkach.

– Robimy trójwymiarowe zdjęcia statyczne i wideo – odrzekł Logan. – Później będzie pan to mógł przeanalizować. Chciałby pan coś wydobyć?