– Nie powinien pan mieć problemów. Doskonale mówi pan po angielsku.
– Dziękuję. W naszym domu często mieszkali amerykańscy studenci – odrzekł Jurij i wskazał przeciwny kierunek niż ten, który interesował Troutów. – Tam jest ładny kawałek wybrzeża. Lubią państwo obserwować ptaki?
Gamay nie zamierzała zrezygnować z misji zwiadowczej.
– Prawdę mówiąc – powiedziała słodko – wybieraliśmy się do Noworosyjska.
Jurij zrobił zdumioną minę.
– Do Noworosyjska? W przeciwnym kierunku jest o wiele ładniej.
Wtrącił się Paul.
– W Wirginii często obserwujemy ptaki, ale jestem geologiem morskim. Bardziej interesuje mnie górnictwo morskie. O ile wiem, w Noworosyjsku jest centrala jednej z największych firm górnictwa morskiego na świecie.
– Zgadza się. Ataman Industries. To rzeczywiście wielka firma. Piszę pracę dyplomową o ekologicznym górnictwie. Po studiach może załapię się u nich do roboty.
– Więc rozumie pan, dlaczego interesują mnie ich urządzenia.
– Oczywiście. Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej. Może udałoby się zwiedzić firmę. Ale z morza też zorientuje się pan w skali ich operacji – odparł Jurij i uśmiechnął się z wyraźną ulgą. – Lubię ptaki, ale nie aż tak.
– Jestem biologiem morskim – dodała Gamay. – Moja specjalność to ryby i rośliny. Ale chętnie zobaczyłabym Noworosyjsk.
– No to załatwione – oznajmił Paul.
Jurij otworzył przepustnicę i zawrócił łódź szerokim łukiem. Trzymał się około czterystu metrów od lądu i płynął mniej więcej równolegle do wybrzeża. Wkrótce lasy zaczęły się przerzedzać i ustępować miejsca nadmorskim równinom i wysokim wzgórzom. Piaszczystą plażę zastąpiły rozległe mokradła porośnięte trzcinami.
Motorówka sunęła po iskrzącym się w słońcu morzu. Paul i Gamay siedzieli obok siebie na środkowej ławce. Drewniana łódź miała około pięciu i pół metra długości, a jej kadłub zbudowany był na zakładkę. Jurij nie przestawał mówić, pokazując ciekawsze miejsca na brzegu. Troutowie kiwali głowami, choć wycie silnika i szum wody zagłuszały większość słów.
Jurij okazał się darem niebios. Potrafił sobie radzić z kapryśnym silnikiem i doskonale znał okolicę. Troutowie mieliby problemy z nawigacją w ruchliwym porcie. Bez przewodnika pewnie nie znaleźliby Atamana. Im dalej zapuszczali się w Zatokę Cemeską, tym bardziej oczywiste stawało się znaczenie miasta jako ważnego portu rosyjskiego. Frachtowce, tankowce, holowniki oceaniczne, statki pasażerskie i promy nieustannie płynęły w obie strony.
Jurij trzymał się w bezpiecznej odległości od dużych jednostek, których fale dziobowe mogły zalać łódź. Na brzegu przybywało zabudowań. Przez smog wiszący nad portem widać było wysokie budynki, dymiące kominy i elewatory zbożowe. Jurij zwolnił do spacerowego tempa.
– Historyczne miasto – powiedział. – Nie można przejść trzech metrów bez potknięcia się o jakiś pomnik. Tu skończyła się rewolucja październikowa, kiedy w roku 1920 statki alianckie ewakuowały wojska białych. To jeden z największych portów rosyjskich. Dochodzą tu rurociągi z pól naftowych północnego Kaukazu. A tam jest terminal paliwowy Szeszarys.
Paul przyglądał się ciemnej wodzie.
– Sądząc po wielkości statków, głęboko tutaj.
– Noworosyjsk nie zamarza w zimie. To główny port do transportu ładunków między Rosją a Morzem Śródziemnym i resztą Europy. Korzystają w niego również kraje azjatyckie, kraje znad Zatoki Perskiej i z Afryki. Ma doskonałe urządzenia. Jest podzielony na pięć części: trzy towarowe, paliwową i pasażerską. Przylecieliście państwo samolotem, więc wiecie, że miasto ma połączenia z całym światem.
– Nic dziwnego, że znajduje się tu centrala Atamana – zauważyła Gamay, patrząc na ruchliwą zatokę.
– Pokażę ją państwu.
Jurij zwiększył szybkość i skierował dziób łodzi w stronę szerokiej zatoczki z sześcioma długimi betonowymi nabrzeżami. Stało przy nich kilka statków. W głębi widać było kompleks budynków przemysłowych z ruchomymi żurawiami, suwnicami bramowymi i dźwigami przeładunkowymi. Wzdłuż nabrzeży jeździły wózki widłowe i ciągniki. Wyglądały jak wielkie owady.
– Która część należy do Atamana? – zapytała Gamay.
Jurij zatoczył ręką szeroki łuk.
– To wszystko.
Gamay gwizdnęła z podziwem.
– Nie do wiary! Większe niż niejeden duży port.
– Ataman ma własne holowniki, rurociągi paliwowe i wodne, zbiorniki do usuwania ścieków i odpadów – powiedział Jurij. – Widzą państwo tamte żurawie? To ich stocznia. Sami budują swoje statki. W ten sposób mają kontrolę nad projektami i kosztami. – Nagle zmarszczył brwi i rozejrzał się. – Ciekawe. W porcie Atamana jest prawie pusto.
– Pięć dużych statków i taki ruch na nabrzeżach to pusto?
– To małe statki. Szkoda, że nie mogę państwu pokazać ich pływających platform wiertniczych. Wyglądają tak, jakby mogły się przewiercić na drugą stronę kuli ziemskiej.
– Pewnie wszystkie pracują na morzu.
– Wątpię – odrzekł sceptycznie Jurij. – Ataman ma ich tyle, że kilka zawsze stoi w porcie na przeglądzie technicznym. Nawet przy sześciu nabrzeżach brakuje miejsca, żeby obsłużyć jednocześnie całą flotę. Ale pokażę państwu inną ciekawą rzecz.
Minęli główne nabrzeża i skręcili w kierunku mniejszego molo. W basenie portowym stał luksusowy studwudziestometrowy jacht. Miał biały lśniący kadłub z czarnymi wykończeniami, niezwykle smukłą, opływową nadbudowę, dziób w kształcie litery V i szeroką wklęsłą rufę.
– Ładna rzecz – przyznał Paul.
– To łajba Razowa, szefa Atamana. Podobno mieszka na niej i prowadzi stąd interesy.
Gamay pstryknęła kilka zdjęć.
– Możemy podpłynąć do niego z drugiej strony? – zapytała.
Jurij okrążył jacht. Gamay znów uniosła aparat do oka, żeby zrobić szerokokątne ujęcie, gdy dostrzegła ruch na pokładzie. Ktoś się pojawił w polu widzenia. Wydłużyła ogniskową do pełnych dwustu milimetrów i zatkało ją.
– Boże! – wyszeptała.
– Co się stało? – zapytał Paul.
Wręczyła mu aparat.
– Sam zobacz.
Paul popatrzył przez wizjer, ale nikogo nie zauważył.
– Na pokładzie jest pusto. Co tam zobaczyłaś?
Gamay nie była strachliwa, ale teraz drżała.
– Wysokiego typa z długimi czarnymi włosami i brodą. Gapił się prosto na mnie. W życiu nie widziałam tak przerażającej gęby.
Drogą dojazdową do nabrzeża pędził samochód terenowy. Wjechał do portu. Trout wyczuł niebezpieczeństwo. Spojrzał przez obiektyw.
– Mamy towarzystwo – uprzedził spokojnie. – Czas się stąd wynieść.
Samochód zahamował z piskiem opon. Wyskoczyło z niego sześciu umundurowanych facetów z bronią. Pobiegli wzdłuż nabrzeża i wpadli po trapie na jacht. Jurij zawahał się, ale na widok uzbrojonych ludzi otworzył przepustnicę do oporu. Skierował łódź na pełne morze.
Dziób uniósł się. Mimo ciężkiej konstrukcji motorówka była dość szybka. Na rufie jachtu pojawiły się błyski wystrzałów. Pociski wzbiły fontanny wody. Paul krzyknął do reszty, żeby padli. Kula odłupała kawałek drewna na burcie. Chwilę później łódź znalazła się poza zasięgiem ognia. Jednak niebezpieczeństwo nie minęło. Na nabrzeżu zahamował drugi samochód. Pasażerowie pobiegli do przycumowanych w porcie motorówek.
Jurij przepłynął za rufą frachtowca wychodzącego z zatoki. Mała łódź dostała się w kilwater statku i wyskoczyła do góry niczym delfin. Jurij skręcił i schował się za frachtowcem. Kiedy minęli kompleks portowy Atamana, zawrócił w kierunku lądu. Popłynęli wzdłuż wybrzeża do domu. W pewnym momencie Paul zasugerował, żeby ukryli się w trzcinach. Odczekali dziesięć minut, ale nikt ich nie ścigał.
Jurij był zarumieniony z podniecenia.
– Ale zabawa! Słyszałem, że biznesmeni mają własne armie do obrony przed rosyjską mafią, ale pierwszy raz widziałem tych ochroniarzy w akcji.
Paul miał wyrzuty sumienia, że naraził syna starego przyjaciela na niebezpieczeństwo. On i Gamay byli winni Jurijowi wyjaśnienia, ale lepiej, żeby nie wiedział zbyt wiele.