Kiedy skończyli opowiadać, zasypał ich pytaniami. Interesował go zwłaszcza “szalony mnich” Borys i uwaga Jurija o nieobecności wielkich statków wiertniczych w porcie. Gwałtowna reakcja ochroniarzy Atamana była łatwa do wytłumaczenia: Razow ma coś do ukrycia i nie lubi, kiedy ktoś węszy wokół niego. Jednak Borys i nieobecne statki wiertnicze nie pasowały do równania, które ułożył Gunn. Odchylił się do tyłu w fotelu, poprawił okulary w rogowej oprawie i złączył końce palców. Wyglądał jak Sherlock Holmes przy rozwiązywaniu zagadki. Brakowało mu tylko fajki i czapki myśliwskiej.
W tym momencie rozległ się głos pilota.
– Podchodzimy do “Argo”. Jeśli spojrzycie w prawo, zobaczycie go.
Na statku włączono wszystkie światła. “Argo” wyglądał jak gigantyczna pływająca choinka na tle atramentowej czerni morza. Helikopter zawisnął nad statkiem i wolno usiadł na stanowisku ładowniczym, oznaczonym wielkim migającym X. Lądowanie było niemal idealne, koła tylko lekko stuknęły w pokład. Rotor przestał się obracać i drugi pilot przyszedł otworzyć drzwi. Pasażerowie podziękowali załodze maszyny za udany lot i zeszli po schodkach, mrużąc oczy przed blaskiem reflektorów, które zamieniły noc w dzień. Siwe włosy i szerokie bary Austina rzucały się w oczy w tłumie witających. Podszedł, uścisnął rękę Gunnowi i otoczył ramionami Troutów.
– Mam nadzieję, że zdążyliście wypić martini.
Gamay uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.
– Tak, po dwa na głowę.
– Przepraszam, że ściągnąłem was tutaj natychmiast po waszym powrocie z Noworosyjska – powiedział Austin i zaprowadził ich do mesy na lemoniadę ze świeżych owoców. – Joe zabawia załogę NR-1 w sali konferencyjnej. Spotkamy się z nimi za piętnaście minut i posłuchamy ich relacji. Rwą się do domu. Poprosiłem, żeby poświęcili nam godzinkę, dopóki helikopter nie będzie zatankowany.
Kiedy Austin opowiedział szczegóły uratowania załogi, ubawiony Gunn wydął wargi.
– Nie chcę umniejszać niebezpieczeństw, które opisałeś, ale ci wszyscy ludzie biegający w kółko kojarzą mi się z filmami o Różowej Panterze.
– Mnie przypominali raczej policyjne ofermy z niemych komedii. Kiedyś będę się śmiał z tej zwariowanej przygody, ale gdybym mógł jeszcze bardziej posiwieć, pewnie tak by się stało.
– Intryguje mnie ten twój Iwan – powiedział Gunn. – Skąd go znasz?
– Z czasów, kiedy pracowałem w CIA.
– To przyjaciel czy wróg?
– W tej chwili uznałbym go za przyjaciela. Może dużo zrobić, jeśli dojdzie do wniosku, że jest to w interesie Rosji. To człowiek skryty i sprytny. Inaczej nie przetrwałby tylu czystek w wywiadzie rosyjskim.
– Uważasz, że mimo jego przeszłości powinniśmy mu ufać?
– Na razie. Z jednego bardzo ważnego powodu.
– To znaczy? – zapytał Gunn.
– Mamy tylko jego.
19
Kiedy Austin wszedł do sali konferencyjnej, szczęśliwie uratowani podwodniacy, śmiejąc się wesoło, wspominali swoje przygody. Ludzie z NR-1 przeszli na statku badania lekarskie, najedli się do syta i dostali kombinezony robocze NUMA. Poza skaleczeniami i siniakami nikt nie ucierpiał. Przy metalowym stole na środku sali siedział kapitan Atwood, chorąży Kreisman i Joe Zavala. Joe uśmiechnął się na widok swoich kolegów z NUMA. Wstał i podszedł, żeby uścisnąć dłoń Gunnowi i Troutowi. Jako wielbiciel kobiet, pocałował Gamay w policzek.
Austin dokonał szybkiej prezentacji.
– Za kilka godzin będziecie z powrotem w Stambule – powiedział. – Wasze rodziny już wiedzą, że jesteście bezpieczni.
Głośny aplauz.
– Wiem, że spieszycie się do domu – ciągnął – ale mam prośbę. Słyszeliśmy tylko fragmenty waszej niezwykłej historii. Zanim helikopter będzie gotów do drogi, chcielibyśmy poznać całe zdarzenie od początku do końca.
Wstał chorąży Kreisman.
– Chętnie wszystko wyjaśnimy. Dziękuję w imieniu załogi za wydostanie nas stamtąd.
– Jeśli pozwolicie, zabawię się w Perry Masona. Tak chyba będzie szybciej – rzekł Austin.
– Nie ma problemu, sir.
– W porządku. Możemy zaczynać?
Kreisman podszedł do mapy morskiej wiszącej na ścianie i pokazał wschodnią część Morza Egejskiego.
– Mieliśmy zadanie zejść pod wodę po znaleziska archeologiczne u wybrzeży Turcji. Tutaj… – postukał w mapę. – Oprócz stałej załogi, dowodzonej przez kapitana Logana, na pokładzie był doktor Josef Pułaski z Instytutu Technologicznego Massachusetts.
Gunn podniósł rękę.
– Mam informację na ten temat. Kiedy dowiedzieliśmy się o uprowadzeniu waszej łodzi podwodnej, znaleźliśmy jego nazwisko na liście załogi. Skontaktowaliśmy się z Instytutem. Nigdy nie słyszeli o tym facecie.
Chorąży pokręcił głową.
– Szkoda, że go nie sprawdziliśmy, zanim wszedł na pokład. W każdym razie nasza operacja zakończyła się sukcesem. Wydobyliśmy manipulatorem wiele artefaktów. Kiedy przygotowywaliśmy się do wynurzenia, Pułaski wyciągnął pistolet. Kapitan poinformował nas o tym ze sterowni przez interkom. Łódź uniosła się nieco w górę i zawisła w bezruchu.
– Na jak dna go? – zapytał Austin.
– Na prawie dwadzieścia pięć minut. Potem na monitorach pojawił się wielki cień. Wyglądał jak wieloryb albo rekin podpływający pod łódź. Rozległ się głośny łomot. Łódź tak się zatrzęsła, że kto nie zdążył się czegoś przytrzymać, upadł na podłogę. Usłyszeliśmy zgrzyty i drapanie, jakby po kadłubie zewnętrznym pełzały wielkie metalowe żuki. To byli nurkowie. Widzieliśmy ich na monitorach. Jeden nawet pomachał do kamery. Potem nurkowie zniknęli i popłynęliśmy szybko przez morze.
– Gdzie był przez cały czas kapitan, sternik i ten naukowiec? – spytał Austin.
– W sterowni.
– Czy kapitan mówił coś jeszcze?
– Tak, sir. Prosił o kawę i kanapki.
– Co robił statek ubezpieczający?
– Wywoływali nas przez radio, dopóki Pułaski nie kazał zerwać łączności.
– Jak długo płynęliście pod wodą? – zapytał Austin.
– Kilka godzin. Kiedy wynurzyliśmy się, było ciemno jak w Hadesie. Nigdzie ani światełka. Potem do NR-1 wtargnęli przez właz uzbrojeni faceci.
– Rosjanie?
– Trudno powiedzieć, ale chyba widziałem u nich AK-47. Mieli kombinezony kamuflujące i zachowywali się jak zawodowi żołnierze. Nie to, co tamte świry na koniach. Nie odezwali się ani słowem. Gadał tylko Pułaski. Kazał nam wyjść z NR-1 i znaleźliśmy się na pokładzie wielkiego okrętu podwodnego.
– Ile mógł mieć długości? – spytał Gunn.
Kreisman rozejrzał się po sali.
– Jak sądzicie?
– Na początku służby w marynarce pływałem na okrętach podwodnych – powiedział jeden z mężczyzn. Sądząc po szerokości pokładu, tamten okręt musiał mieć długość klasy Los Angeles. Mniej więcej sto dziesięć metrów.
– NR-1 ma tylko czterdzieści pięć – zauważył Austin. – Bez trudu wzięli was na grzbiet.
Marynarz przytaknął.
– Tamten okręt podwodny był większy od naszego statku ubezpieczającego.
Austin zerknął po sali.
– Może ktoś widział oznaczenia?
Nikt nie odpowiedział.
– To była ciemna, bezksiężycowa noc – wyjaśnił Kreisman.
– Więc przenieśli was na ten wielki okręt podwodny?
– Tak. Zamknęli nas w kajucie załogi. Nie wystarczyło koi dla wszystkich, więc spaliśmy na zmianę. Od czasu do czasu przynosili nam jedzenie. Zanurzyliśmy się na dwadzieścia cztery godziny. Kiedy wypłynęliśmy na powierzchnię, była noc. W powietrzu nie czuło się zapachu soli, do którego przyzwyczailiśmy się na Morzu Egejskim.
– Powiedz o odgłosach statków – podpowiedział któryś z podwodniaków.
– Przed wynurzeniem w kajucie było cicho jak w grobie. I wtedy usłyszeliśmy odgłosy silników.
– Znaleźliście się w rejonie dużego ruchu statków?
– Na to wyglądało. W końcu hałasy ucichły. Kilka godzin później wynurzyliśmy się obok czekającego na nas statku. Następnego dnia rano kazano nam wyjść na pokład. Pilnowali nas faceci ze spluwami. Okręt podwodny zniknął. Pojawił się Pułaski. Uśmiechnął się i palnął nam mowę powitalną tym swoim dziwnym akcentem: “Dzień dobry panom. W zamian za ten wspaniały rejs musimy was poprosić o wykonanie dla nas pewnej roboty”. Powiedział, że chodzi o wydobycie ładunku z wraku. On i jeszcze jeden będą z nami. Władowaliśmy się do NR-1 i zeszliśmy w dół.