Выбрать главу

Zauważył, że Zavala gapi się na torpedę.

– No i co o niej sądzisz? – zapytał.

– Cholernie seksowna.

– Musisz wybaczyć mojemu kumplowi – wtrącił się Austin. – Od dwudziestu czterech godzin nie miał przepustki na ląd.

– Doskonale go rozumiem – odparł Murphy. – To gorąca sztuka. Zobaczycie, jakie zna numery.

Zavala był genialnym inżynierem morskim. Zaprojektował lub kierował budową wielu pojazdów podwodnych. Murphy potrafił je odpowiednio wykorzystać.

Austin rozumiał ich pasję. UUV miał tylko półtora metra długości i dwadzieścia centymetrów średnicy. Ważył trzydzieści sześć kilogramów. Ale był cudem techniki w dziedzinie poszukiwań podwodnych. Działał niemal niezależnie od operatorów na statku. Ten model opracowano w Instytucie Oceanograficznym Woods Hole jako rozwinięcie SAHRY, półautonomicznego hydrograficznego pojazdu rozpoznawczego.

– Jesteśmy prawie gotowi do zwodowania – oznajmił Murphy. – Opuściliśmy za burtę dwa oddzielne transpondery, po jednym w każdym rogu rejonu poszukiwań. Tworzą sieć nawigacyjną. Pojazd bez przerwy utrzymuje z nimi kontakt. Dane, które zbierze, zostaną zapisane na twardym dysku.

– Dlaczego nie będzie bezpośredniego przekazu telemetrycznego na statek? – zapytał Austin.

– Za długo by to trwało. Na początek kazałem pojazdowi zbadać z wysoką rozdzielczością dziesięć trzydziestometrowych pasów. Będzie płynął z szybkością pięciu i pół węzła około dwudziestu siedmiu metrów nad dnem. Dzięki sonarowi antykolizyjnemu ominie przeszkody górą lub z boku.

Murphy wcisnął włącznik magnetyczny na kadłubie torpedy. Napędzana elektrycznie śruba ze stali nierdzewnej zawirowała z cichym szumem. Z pomocą marynarza Murphy delikatnie opuścił stojak do wody.

“Argo” był najeżony imponującą liczbą dźwigów i wciągarek do obsługi elektronicznych oczu. uszu i rąk – załogowych i bezzałogowych pojazdów podwodnych, używanych przez naukowców. Jeden z żurawi mógłby podnieść dom, ale celowo miał słabe liny, które zerwałyby się przy zbyt wielkim naprężeniu. Miało to zapobiec zatonięciu statku w razie zaczepienia się haków o podwodną skałę.

Większość ciężkiego sprzętu opuszczano do wody z basenu na śródokręciu, przez wielkie rozsuwane drzwi w dnie kadłuba. Jednak UUV można było po prostu spuścić za burtę. Śruba zawirowała w wodzie i pojazd pomknął niczym ryba urwana z haczyka. Odpłynął od statku i zatoczył wielki łuk.

– Zrobi cztery okrążenia, żeby wyskalować kompas – wyjaśnił Murphy. – Już nawiązał kontakt z siecią nawigacyjną.

Pojazd zatoczył ostatni krąg i zniknął pod powierzchnią wody.

– Płynie do pierwszego pasa – powiedział Murphy.

– A my? – zapytał Austin.

Murphy uśmiechnął się.

– Idziemy na kawę i pączki.

21

Pojazd podwodny pływał tam i z powrotem nad dnem morza, jakby kosił trawnik. Jego trasa wyświetlana była na ekranie komputera. Kiedy UUV wykonał zadanie, wziął kurs na trzeci transponder. Wynurzył się przy burcie statku, gdzie złapano go w specjalny stojak podnośnikowy i wciągnięto na pokład. Murphy podłączył modem i przetransferował wszystkie dane z ociekającej wodą torpedy do swojego laptopa. Potem odłączył komputer.

Wetknął laptop pod pachę i poszedł do sali konferencyjnej. Postawił komputer na stole i podłączył do wielkiego monitora. Program SeaSone ukazał na ekranie obrazy sonarowe o wysokiej rozdzielczości. Z prawej strony wyświetlała się pozycja oraz długość i szerokość geograficzna. Murphy zmienił kolor ekranu na bursztynowy, żeby nie męczyć oczu.

Dno morza było niemal puste. Czasem pojawiał się głaz lub ciemne i jasne plamy, świadczące o zróżnicowaniu osadów geologicznych. W połowie czwartego kursu sonar wyłapał dwie linie proste, zbiegające się pod kątem. Wszyscy wpatrzyli się w monitor. Pojazd dopłynął do końca pasa i zawrócił. Murphy zatrzymał obraz.

– Mamy go! – powiedział.

O pomyłce nie mogło być mowy. Statek. Murphy kliknął myszą i zrobił zbliżenie. Pojawiły się drzwi, włazy i bulaje. Komputer podał wymiary wraku.

– Siedemdziesiąt sześć metrów długości – odczytał Murphy.

Austin wskazał cień na kadłubie.

– Możesz zbliżyć ten fragment?

Murphy znów kliknął myszą. W małym okienku z boku ekranu ukazała się część burty. Po ustawieniu większej rozdzielczości zobaczyli wyraźnie dziury blisko linii wodnej.

Następnie wydrukował w kolorze obraz zbadanego rejonu z widocznym celem i rozłożył na stole.

– Wrak jest na głębokości stu trzydziestu siedmiu metrów – oznajmił. – W tym miejscu dno zaczyna opadać do kanionu. Statek osiadł na zboczu tuż za krawędzią uskoku. Mamy fart. Trochę dalej i byłoby po nim. Rozsypałby się w proch od korozji.

– Dobra robota, Murphy – pochwalił kapitan Atwood i odwrócił się do innych. – Załoga jest gotowa do zwodowania ROV-u.

Był to pływający robot. Wszyscy przeszli do małej kabiny z konsolami sterowniczymi do obsługi pojazdów opuszczanych przez basen. Atwood wskazał Gunnowi konsolę komputerową.

– Proponuję zasiąść za sterami, komandorze.

Gunn wyglądał na profesora, ale w istocie był człowiekiem czynu. Od chwili wejścia na pokład irytowała go rola biernego obserwatora. Miał duże doświadczenie w obsłudze zdalnie sterowanych pojazdów.

– Z przyjemnością, kapitanie.

– Czekamy na sygnał.

Gunn usiadł przy konsoli, zapoznał się z przyrządami i wypróbował joystick sterowniczy. Potem uśmiechnął się i zatarł ręce.

– Opuszczać.

Kapitan odpiął od paska małe radio i wydał rozkaz. Chwilę później ekran ożył. Ukazał się na nim widok przepastnego basenu z kamery dziobowej ROV-u. Pojazd opuszczono do wody i obiektyw znalazł się pod powierzchnią. Pojawił się nurek w skafandrze. Odczepił linę dźwigu i zniknął, pozostawiając chmurę pęcherzy powietrza. ROV zanurzał się wolno pod otwartym dnem statku.

Zdalnie sterowany Benthos Stingray był połączony z “Argo” trzy stumetrowym kablem w osłonie z kevlaru. Przewód transmitował polecenia Gunna do systemu operacyjnego i przekazywał obraz na ekran. Statek miał na pokładzie większe i silniejsze ROV-y, ale po uprowadzeniu NR-1 kapitan wolał użyć mniejszego pojazdu, który można wcisnąć w każdy zakamarek. Pływający robot był wielkości dużej walizki, ale miał kamerę wideo i cyfrową oraz ramię manipulatora.

Gunn z wprawą przesunął joystick i ROV przeszedł do długiego skośnego nurkowania. Pojazd korzystał z sieci nawigacyjnej, utworzonej dla UUV. Dzięki niej znajdował drogę prosto do celu. Im dalej od nasłonecznionej powierzchni, tym bardziej woda traciła kolor. Gunn włączył dwa 150-watowe kwarcowe reflektory halogenowe, ale nawet ich mocne światło niknęło w gęstniejącym mroku.

ROV zszedł gładko na głębokość stu metrów i wypoziomował tuż nad dnem. Słaby prąd morski ograniczał jego szybkość do jednego węzła. Pojazd sunął ponad czarnym mułem, potem dno opadło. Znalazł się nad krawędzią podwodnego kanionu tak nagle, że wszyscy w kabinie “Argo” poczuli lekkie mdłości. Gunn skierował ROV w dół równolegle do stromej pochyłości. Sonar pojazdu rysował cel na oddzielnym monitorze, dopóki nie znalazł się on w zasięgu wzroku. Gunn włączył wirniki pionowe i ROV uniósł się wolno nad statek.

Wrak leżał pod kątem na pochyłym zboczu kanionu. Dolna część kadłuba zaryła się w muł. ROV zniżył się o kilka metrów i popłynął wzdłuż statku na poziomie pokładu głównego. Minął rząd bulajów; niektóre z nich były otwarte. Obrośnięty skorupiakami wrak miał upiorny wygląd. Odłaziła z niego czerwonawa farba antykorozyjna. Drewniana sterownia rozpadła się, pokłady przegniły. Wyciągi szalup były puste, ze strzępów linek zwisały wodorosty. Z komina została kupa zardzewiałych szczątków.

Statek był bezużytecznym metalowym trupem. Przydawał się tylko rybom. W przejściach, którymi kiedyś chodzili ludzie, pływały teraz całe ich ławice. Austin przyglądał się temu głęboko poruszony. Niczyje ręce nie mogły już zamknąć klap, otworzonych przez ciśnienie uchodzącego powietrza, ale niemal słyszał skrzypienie bomów i odgłos silników płynącego statku. Wyobrażał sobie sternika stojącego w rozkroku z rękami na kole i załogę krzątającą się na pokładzie.