– Aha! – ryknął Perlmutter, jakby chciał zagłuszyć odrzutowiec ponaddźwiękowy. – Istotnie masz za co przepraszać, Kurt! No więc co z tym imamem?
– Nie znam nikogo o takim imieniu. Pytałeś w biurze osób zaginionych w Stambule?
– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę, ty impertynencki smarkaczu! – zagrzmiał Perlmutter. – Doskonale wiesz, o co chodzi. To ważna sprawa. Obiecałeś mi oryginalny przepis na imam bajildi. W luźnym tłumaczeniu “obezwładniający imam”, bo pewien stary facet wpadł w zachwyt po spróbowaniu tego przysmaku. Zapomniałeś, co?
Austin dbał o tusze Perlmutlera. Podczas podróży po świecie wyszukiwał dla niego oryginalne przepisy różnych potraw.
– Oczywiście, że nie. Cały czas przekonuję jednego z najlepszych szefów kuchni w Stambule, żeby zdradził mi tę tajemnicę. Jak tylko dostanę przepis, natychmiast ci wyślę. Nie pozwolę, żebyś schudł.
Perlmutter zarechotał z głębi prawie dwustukilogramowego cielska.
– Bez obaw. Ciągle jesteś w Turcji?
– W pobliżu. Na statku NUMA na Morzu Czarnym.
– Jeszcze masz wakacje?
– Skończyły się. Wróciłem do pracy i potrzebuję pomocy. Mógłbyś dogrzebać się czegoś o starym frachtowcu “Odessa Star”? Zatonął na Morzu Czarnym, ale nie wiem kiedy. Na razie tylko tyle potrafię powiedzieć.
– Z wytropieniem go nie powinno być problemu. Przecież podałeś mi tyle szczegółów – zadrwił Perlmutter. – Mów wszystko, co wiesz.
Zapisał kilka słów Austina.
– Zrobię, co się da – obiecał. – Choć mogę osłabnąć z głodu. Chyba że dostanę przepis na pewną turecką potrawę.
Austin zapewnił Perlmuttera, że załatwi sprawę i rozłączył się. Miał wyrzuty sumienia, że zapomniał o prośbie przyjaciela. Odwrócił się do Atwooda.
– Czy ktoś w naszej kuchni zna się na tureckim żarciu?
Kiedy Austin próbował zdobyć przepis na imam, tysiące kilometrów dalej Perlmutter uśmiechał się z zadowoleniem w swoim domu przerobionym z wozowni. Spodobało mu się wyzwanie rzucone przez Austina. Smithsonian będzie musiał zaczekać, choć sprawa tajemniczego dwukadłubowego pancernika jest intrygująca. Rozejrzał się po stosach książek, zajmujących każdy centymetr kwadratowy wielkiego salonu, sypialni i gabinetu. Choć mieszkanie wyglądało jak koszmarny sen bibliotekarza, była w nim największa kolekcja historycznej literatury morskiej, jaką kiedykolwiek zgromadzono.
Perlmutter przeczytał każdą ze swoich książek przynajmniej dwa razy. Jego encyklopedyczny umysł wchłonął niezliczoną ilość faktów. Wszystkie były połączone jak w Internecie z odpowiednimi adresami. Mógł wyciągnąć jakąś książkę z zakurzonej sterty, przesunąć palcem po grzbiecie i przypomnieć sobie całą jej treść.
Zmarszczył brwi w zamyśleniu. Coś mu świtało, czaiło się w jakimś ciemnym zakamarku umysłu poza granicą świadomości. Był pewien, że słyszał już kiedyś o “Odessa Star”. Zaczął się przekopywać przez książki i periodyki, mamrocząc pod nosem. Cholera, nie może sobie przypomnieć. Chyba to oznaka starości. Po godzinie zrezygnował. Wyjął wizytówkę z kolekcji telefonów i zadzwonił do Londynu.
– Biblioteka Guildhall – odpowiedział głos mówiący z angielskim akcentem.
Perlmutter przedstawił się i poprosił o rozmowę z osobą, z którą współpracował. Jak wiele instytucji brytyjskich, Biblioteka Guildhall istniała od stuleci. Założono ją w 1423 roku. Słynęła na całym świecie ze zbiorów historycznych sięgających jedenastego wieku. Miała też największą w Zjednoczonym Królestwie kolekcję książek o winach i potrawach. Fakt ten nie uszedł uwadze Perlmuttera. Ale głównie interesowało go bogate archiwum marynistyczne, z którego często korzystał w swoich poszukiwaniach. Angielskie tradycje morskie, kolonialne i handlowe oraz zasięg imperium brytyjskiego sprawiły, że w zbiorach biblioteki były informacje o wszystkich krajach z dostępem do morza.
Do telefonu podeszła Elizabeth Bosworth, sympatyczna młoda kobieta.
– Julian! Miło, że cię znów słyszę.
– Dzięki, Elizabeth. Co u ciebie? Wszystko dobrze?
– Tak, dziękuję. Mam masę pracy. Indeksuję umowy z właścicielami statków zarejestrowanych w koloniach od początku osiemnastego wieku.
– Nie przeszkadzam?
– Oczywiście, że nie! Taka robota bywa czasami nudna. W czym mogę pomóc?
– Szukam informacji o starym frachtowcu “Odessa Star”. Może mogłabyś zadrzeć do akt Lloyda?
Biblioteka Guildhall przechowywała kartoteki wszystkich statków z rejestru tego gigantycznego międzynarodowego ubezpieczyciela morskiego. Firma Lloyd powstała w Londynie w 1811 roku i stworzyła system “wywiadu i nadzoru” we wszystkich głównych portach świata. Na przełomie wieków miała sieć ponad czterystu agentów i pięciuset subagentów, rozproszonych po całej kuli ziemskiej. Ich raporty o katastrofach morskich, armatorach i rejsach statków, zgromadzone w archiwach biblioteki, udostępniano historykom takim jak Perlmutter.
– Z przyjemnością – odrzekła Bosworth. Jej entuzjazm tylko częściowo brał się stąd, że Perlmutter regularnie wpłacał na konto biblioteki sumy grubo przekraczające zwykłe stawki. Bosworth podzielała zamiłowanie Perlmuttera do historii morskiej i podziwiała jego kolekcję książek. Niejeden raz sama zwracała się do niego o pomoc.
Perlmutter przeprosił, że ma tak mało informacji, i przekazał to, co usłyszał od Austina. Bosworth obiecała, że postara się odezwać jak najszybciej. Perlmutter rozłączył się i wrócił do zlecenia od Smithsonian. Z wytrwałością buldoga dokopał się do informacji o dwukadłubowym pancerniku Konfederatów i pisał na komputerze raport, gdy zadzwonił telefon.
– Coś znalazłam, Julian – powiedziała Bosworth. – Przefaksuję ci to.
– Bardzo dziękuję, Elizabeth. Podczas następnej wizyty w Londynie zaproszę cię na lunch do Simpsona na Strandzie.
– Więc mamy randkę. Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Pożegnali się. Po minucie zaszumiał faks i wypluł kilka kartek. Perlmutter przestudiował pierwszą. Był na niej raport agenta Lloyda w Noworosyjsku, niejakiego A. Zubrina, z kwietnia 1917 roku.
Melduję, że “Odessa Star”, frachtowiec o wyporności dziesięciu tysięcy ton, płynący z ładunkiem kaukaskiego węgla z Odessy do Konstantynopola w lutym 1917 roku, nie dotarł do celu i przypuszczalnie zaginął. Fakt potwierdził agent Lloyda w Konstantynopolu, G. Bozdag. Nic nie wiadomo o obecności statku w którymkolwiek porcie czarnomorskim. Właścicielem frachtowca jest francuska spółka Fauchet Ltd. z Marsylii, która wystąpiła o odszkodowanie. Ostatnie oględziny statku z czerwca 1916 roku wykazały natychmiastową potrzebę remontu generalnego. Proszę o decyzję.
Na następnych kartkach była korespondencja między agentem, centralą w Londynie i Francuzami. Spółka domagała się pełnego odszkodowania. Lloyd odmawiał, powołując się na zły stan statku. W końcu umówili się na jedną trzecią żądanej sumy, z czego większość stanowiła wartość ładunku.
Perlmutter podszedł do półek z książkami, sięgających od podłogi do sufitu. Wyciągnął gruby tom w czerwonej płóciennej oprawie, zniszczonej od częstego używania. Przerzucił rejestr francuskich towarzystw okrętowych. Fauchet wypadł z interesu w 1922 roku. Nic dziwnego. Przy takim traktowaniu swoich statków… Perlmutter wsunął rejestr na miejsce i sięgnął po następny dokument od Bosworth, kopię artykułu z “London Times” z lat trzydziestych. Tytuł brzmiał: Stary kapitan ujawnia tajemnice Morza Czarnego. Perlmutter przeczytał list od Bosworth.
Drogi Julianie! Mam nadzieję, że te materiały przydadzą ci się. Wzmiankę o twoim tajemniczym statku znalazłam w wyciągu z materiału archiwalnego, przekazanego bibliotece z posiadłości lorda Dodsona, długoletniego pracownika brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Był tam też rękopis jego pamiętnika, ale wygląda na to, że rodzina go wycofała. O “Odessa Star” wspomniano również w książce Życie na Morzu Czarnym. Mamy ją w naszych zbiorach. Mogę ci ją wysłać pocztą FedEx, jeśli chcesz.
Perlmutter zanotował tytuł i podszedł do półki. Przesunął pulchnym palcem po rzędzie książek i wyciągnął mały, cienki egzemplarz w skórzanej oprawie ze złotymi literami.